Paweł Pisaniecki pisze:tłumami Wolaków.
Skandaliczne, pogardliwe określenie, aby zdyskredytować tę część społeczeństwa, która podważa iluminację pochodzącą z wszelkiego rodzaju reżimówek.
Paweł Pisaniecki pisze:płonących z nienawiści ludzi,
Toś mnie, Jarku, ubawił tą nienawiścią...
Paweł Pisaniecki pisze:prawdy, która nie istnieje.
Typowa tchórzowska zagrywka erystyczna mainstreamu.
Paweł Pisaniecki pisze:zemsty, które to zapowiedzi ubiera się w sformułowania mówiące o ostatecznym dotarciu do prawdy,
Jakąż to straszną karą dla całego polskiego społeczeństwa będzie prawda?
No chyba, że na takiej samej zasadzie, jak najgorszą karą dla zbrodniarza byłoby przeistoczenie go w dobrego człowieka, aby wejrzał w głębię swoich własnych zbrodni...
Ech, spodziewałam się bardziej rzeczowych argumentów, niż wynurzenia naczelnego salonowego ujadacza...
Michał Karnowski:
Kto tu jest więc sektą? Kto domaga się, by wierzyć w niekompletny raport, oparty na materiałach dowodowych przypadkowo zebranych, często sfałszowanych (jak protokoły sekcji zwłok wykonanych w Moskwie?) Kto żąda uznania za niepodważalne twierdzeń po prostu sprzecznych logicznie jak wspomniane wyżej opowieści prokuratorów o cząstkach wysokoenergetycznych, które raz nie mogą być, a za chwilę jednak mogą być śladami materiałów wybuchowych? Kto przemilcza, nie umiejąc merytorycznie odpowiedzieć badania prof. Wiesława Biniendy, naukowca ze Stanów Zjednoczonych, współtwórcę Boeinga Dreamlinera? Uczony udowodnił, że brzoza nie mogła, w żaden sposób, ułamać skrzydla tupolewa. Wykazał, że skrzydło nie jest uszkodzone. I co? I cisza. Media rządowe i ludzie Platformy udają, że tematu nie ma.
Niektórzy nazywają tę grupę "sektą pancernej brzozy", bo gdy raz uznali, że kruche drzewo rozbiło uderzającego w niego tupolewa, to nic nie zasieje w nich wątpliwości. Coś w tym jest, ale to złośliwa nazwa. Osobiście sądzę, że lepiej mówić o ludziach, którzy boją się prawdy. Określenie ich mianem sekty zakłada bowiem nieświadomość manipulacji, jakiej są poddawani. To nie jest prawda. Nie naiwne, zagubione dzieci blokują dochodzenie smoleńskie. To ludzie twardzi, doświadczeni, nawet cyniczni. Wiedzą, że to, co stało się w Smoleńsku, coraz bardziej wygląda na zamach. I że na stronie rządowej oraz na Rosjanach spoczywa dziś obowiązek udowodnienia, że tak nie było. Jeśli oczywiście znaleźliby argumenty.
To trudne, wybierają zatem inną drogę. Ich działanie wynika z zimnej kalkulacji: obalenie rządowej wersji oznacza kres ich karier, a zapewne także konsekwencje prawnokarne, nie mówiąc o historycznych. Zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić, bez względu na cenę i śmieszność, jaką wywołują łamańce logiczne, na które są skazani, upierając się przy swoim.
A warto też poczytać komentarze o filmie National Geographic "Śmierć prezydenta" - które to już nie odnoszą się li tylko do problemu poparcia czy nie dla Jarosława Kaczyńskiego:
Maciej Pawlicki:
Produktem filmopodobnym w Nat Geo, Rosja znowu pokazała swą ponurą skuteczność. Putin prowokuje na zimno. Testuje bezsilność i stopień przerażenia polskiego rządu, części elit, mediów, narodu. Serial w jego reżyserii pt. "Drażnić Paliaczków, upokarzać na wszystkie możliwe sposoby" trwa i rozwija się, bo reakcja polskich władz jest żenująco serwilistyczna albo jej nie ma wcale. Mam wrażenie, że siedzi ten polski rząd skulony w kąciku izby, jak zestrachany pańszczyźniany, i nie śmie nawet spojrzeć w stronę karbowego, co to zaraz batożyć będzie. (...)
Niepoważny rząd, niepoważne państwo, niepoważny naród. Może pucować kandelabry albo obgryzać kości w przedpokoju. Polska na własną prośbę znowu znalazła się wśród tych najsłabszych, z którymi nie warto się liczyć w żadnej sprawie. Spektakularne poniżenie, zdegradowanie krnąbrnej Polski uznaje Putin za budulec mocarstwowości Rosji.
A my?
Możemy wyć z bezsilnej wściekłości, wbijać zęby w tynk, popadać w depresję i melancholię, uskarżać się żałośliwie, że znowu nas sponiewierali. Albo możemy działać konkretnie, zdecydowanie i konsekwentnie. Ze świadomością, że czeka nas orka na ugorze, wyrąbywanie maczetą miejsca dla prawdy. I miejsca dla wolnej Polski, którego coraz mniej.
Katastrofa posmoleńska to stan, w którym 1/3 Polaków skuliła się w kącie i nakryła kapotą, by nic nie widzieć i nie wiedzieć, a 1/3, słysząc słowo "Smoleńsk", ziewa i wychodzi. Kanadyjsko-sowiecka filmowa maczuga ma jednak swoje plusy. Spotkałem przeciwników rozważań o ewentualności zamachu, którzy obejrzawszy produkcję National Geographic, z zażenowania chcieli się schować pod krzesło. Więc tak wygląda wersja oficjalna? To ma być moja wykładnia, do mnie skierowana reporterska rzetelność, kino dokumentalne, z którym mam się utożsamiać? Ano tak, koteczku, dobrze, że zobaczyłeś to na własne oczy, taką wersję opowiadają ci Anodina, Miller, Lasek i Tusk. A właściwie opowiada Putin, pozostali tylko potakują oraz krzątają się zapobiegliwie, byśmy w te objawione prawdy uwierzyli. (...)
A ciekawe, czemu film "Anatomia upadku" Anity Gargas jest blokowany przez TVP, pomimo, że producenci chcą go udostępnić za darmo? Może dlatego społeczeństwo zorientowałoby się, że zostało poddane ogromnemu poniżeniu - a to już prosta droga do tego, aby jednak...
Alku - w wielu kwestiach zgadzam się z Tobą, aczkolwiek problemu pamięci historycznej nie da się całkowicie odpaństwowić. Po pierwsze dlatego, że - jeszcze - chociaż skutecznie rozmaite środowiska próbują to zniszczyć - tworzymy naród, społeczeństwo, wspólnotę. Masowość i skala pewnych doświadczeń łączy nas, a przynajmniej powinna. Osobistą sprawą jest żałoba po szwagrze, który po pijanemu rozbił się furą na drzewie. (Przepraszam za dosadny przykład). Natomiast ludzie, którzy walczyli za Ojczyznę, za dobro wspólne - zasługują na pamięć, szacunek i głoszenie prawdy o ich życiu - także i w wymiarze publicznym, bo też ich bohaterstwo miało wymiar publiczny, przez sam fakt, że przyświecał im cel wykraczający poza dobro własne.
Po drugie - państwowość związana jest z pewną symboliką. Rocznice, święta państwowe, obchody, itd. Nie jest to już sfera czysto prywatna. W tych uroczystościach nierzadko biorą udział przedstawiciele najwyższych władz państwowych. Wybiórcze traktowanie rocznic, miejsc pamięci, wydarzeń, zakłamywanie historii pod pozorem odkłamywania, czy też zwykłe osłabianie znaczenia pewnych określonych zrywów, faktów, ofiar, zbrodni (vide - zmasowany ostatnimi laty atak na bohaterów Powstania Warszawskiego) - nie jest niesmaczne? Ale to już chyba sprawa tego, czy reprezentanci państwa szanują swój naród.
Po trzecie - ekonomia. Przecież państwo na wiele rzeczy przeznacza niebagatelne fundusze. Między innymi - wezmę tylko jedną dziedzinę - polityka kulturalno-oświatowa. To ministerstwo oświaty zatwierdza podręczniki historii. To z budżetu idą dotacje np. na określone produkcje filmowe. Państwo (choćby z poziomu lokalnego) dba o to, aby wszelkiego rodzaju świadectwa, pamiątki nie niszczały (utrzymanie muzeów, dotacje do wydawnictw)... Państwo finansuje - przynajmniej częściowo - budowanie określonego środowiska (kulturalnego chociażby), w którym kształtuje się mentalność i tożsamość Polaków. Nie można więc posługiwać się argumentem o "umywaniu rąk", że to niby sprawa indywidualna każdego z nas. To odwracanie kota ogonem. Jeżeli nie będzie ogólnej świadomości historycznej, to bardzo szybko każdy z nas stanie się obojętnym ignorantem, którego nie obchodzą własne korzenie, ideały, za które umierali jego przodkowie, dziedzictwo myśli, której ciągłość przerwał pochód relatywizmu i hedonizmu...
Glo.