Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia szmeraczków-ogłupiaczków w populacji mrówek krzesławek dręczypup.
(za Stanisławem Lemem)
Mrówka krzesławka dręczypupa.
Słyszał o niej każdy, ale zna ją tylko ten, któremu nieopatrznie zdarzyło się usiąść na krześle – doskonałej imitacji mebla przez kolonię takich mrówek stworzonej. Jeśli biedak w ogóle zdołał ujść z życiem, nigdy na pewno nie zapomni swojej przygody. I o takiej to populacji chcę wam dziś opowiedzieć.
Prawdę rzekłszy, mrówki krzesławki nie stanowią poważnego zagrożenia dopóki spożywają. A spożywać lubią. Najbardziej rozpowszechnionym wśród tej populacji jest napój wytwarzany metodą przemysłową z jabłek gatunku „spad nadgniły”, z dość dużą domieszką H2SO4, popularnie wśród mrówkoludu kwasem siarkowym zwanego. Ówże kwas siarkowy, jako wybitnie uspokajający, w połączeniu ze świeżo sfermentowanymi jabłkami tworzy związek chemiczny, zwany alkolubem, lub potocznie szmeraczkiem-ogłupiaczkiem, silnie oddziaływujący na psychikę mrówek dręczypup, powodujący u nich powszechną miłość do wszystkiego, połączoną z niepohamowaną potrzebą fizycznego obcowania. Stąd kolonie mrówek przybierające postać najpiękniejszych łóżek, zdobnych baldachimami, zasłanych delikatną, jedwabną pościelą, eleganckich szezlągów, tudzież wykwintnych kanap, nierzadko niespotykanej urody i miękkości atłasem obszytych, a wszystko po to, by ofiarę swych niecnych chuci przywabić, w swych objęciach uśpić i – znienacka naskoczywszy – zakochać na śmierć. Spotkanie z taką kolonią jest niesłychanie zdradliwe, rozochocone bowiem i przepełnione miłosnym szałem mrówki są w stanie zapieścić delikwenta na śmierć. Ileż to razy znajdywano ciała rozdygotane jeszcze w miłosnych spazmach, które nie wiedzieć dlaczego, w zupełnie nieoczekiwanym miejscu i czasie zalegały pole, zaśmiewając się do rozpuku, łaskotane niezliczoną ilością łapek i czułków, w dodatku w miejscach najbardziej na owe łaskotki podatnych i erogennych.
Tak jest z mrówkami, gdy spożywają.
O wiele jednak gorzej jest, gdy – z różnych, nie zawsze wiadomych, przyczyn – od spożycia odstąpią. Wtedy zaczyna się kosmiczna gehenna. Biada ci, obcy i nieświadom rzeczy przybyszu, jeśli nieopatrznie zechcesz spocząć na zachęcająco wyglądającym meblu. Ledwie bowiem dotkniesz swoimi zmęczonymi członkami wygodnego siedziska a już opada cię chmara drobnych, krwiożerczych i wygłodniałych stworzonek, za jedyny cel mających niepohamowaną konsumpcję. Po chwili zaś jedynie sterta białych, wyczyszczonych do ostatniej niteczki kości może zaświadczyć o dramacie, jaki się w tym miejscu wydarzył.
Nie o zwyczajach mrówek jednak mam opowiadać, a o zmianach, jakie dały się zaobserwować w ich upodobaniach płynno-konsumpcyjnych, od chwili wprowadzenia kolektywizacji. Zanim jednak zacznę, należy zaznajomić czytelnika z samą kolektywizacją. A termin to bardzo złożony i wyjątkowo trudny okres w historii Galaktyki opisuje. Tak więc powiem, że podczas jednego z ostatnich wielkich okrążeń, kiedy na czerwonych planetach zaczęło kwitnąć zorganizowane w robotniczo-chłopskie komuny życie, a wielowiekowa wojna między wyznawcami Młota i czcicielami Sierpa dobiegła szczęśliwego końca, kiedy ich planety opanowali Reklamożercy a ich kolorowa i wszędobylska telepatrznia nadała pierwszy program z niebieskim płynem na kawałku białego materiału w roli głównej, rozpoczął się w kosmosie okres intensywnej kolektywizacji. Polegała ona na dobrowolnym obowiązku łączenia picia napojów rozmownych ze spożywaniem zakąsek. Idea, ze wszech miar, słuszna, gdyż samo żarcie zdecydowanie mijało się z celem i stanowiło ogromne marnotrawstwo surowców. Całe planety ginęły bezpowrotnie, przerabiane na parówki, czy też inne nóżki w galarecie. Czas był najwyższy położyć kres takiej rabunkowej gospodarce i rządząca kosmosem, konserwatywna sekta Puszkowców postanowiła wprowadzić kolektywizację, choćby siłą. Jej problem polegał na tym, że ową siłę miała jedynie po spożyciu właściwej dawki szmeraczka-ogłupiaczka, co – biorąc pod uwagę ogromne połacie kosmosu, które należałoby do kolektywizacji wdrożyć – mocno nadszarpnęłoby równowagę biologiczną w układzie planetarnym Jabola i mogłoby się zakończyć kolejnym konfliktem zbrojnym. Wtedy właśnie główny myślociąg, przyjąwszy profilaktycznie potężną dawkę mózgotłuka, wpadł na genialny w swej prostocie, pomysł. Wymyślił on otóż, żeby na wykonawców planu kolektywizacji wyznaczyć właśnie mrówki krzesławki dręczypupy. To one miały przekonywać opornych, już to groźbą, już to miłosną perswazją do połączenia obu rodzajów konsumpcji .
Tu, niestety wystąpiła nieprzewidziana przez nikogo przeszkoda. Mrówki, chcąc własnym przykładem zachęcić innych do czynnego wspierania idei kolektywizacji, zaczęły – odbiegając zdecydowanie od swoich zwyczajów – pożerać tych, których miały przekonać, nawet pod wpływem alkolubu będąc. W tym czasie nawet „Wielki Słownik Wyrazów Nieznanych” wzbogacił się o czasownik przekożreć. Dziś, gdy gdziekolwiek pojawiają się – sympatyczne i mile witane dotąd – mrówki krzesławki, blady strach pada na mieszkańców, ich psy, koty i nawet kanarki. Nic dziwnego. Wygłodniałe mrówki, do perfekcji opanowały sztukę przekożerania. Już nie tylko krzesła, czy kanapy imitują, zaczajając się na swoje ofiary. Potrafią się teraz przeobrazić nawet w złoconą klatkę dla kanarka.
Nie wiadomo czym by się skończyła ta nowa wizja kosmosu, zafundowana społeczeństwom przez ich władców, gdyby pewien ubogi szewc z Krakowa nie wynalazł skutecznego zabezpieczenia. On to – wyobraźcie sobie – spryskawszy ciało i ubranie dziewięćdziesięcioma dziewięcioma puszkami mrówkozolu, z lubością rozsiadł się w zainscenizowanym przez te zdegenerowane robale fotelu.
Jakaż wtedy wybuchła panika wśród dręczypup! Ja uciekały wrzeszcząc i drapiąc się po piekących je pupach. Jak – jedna przez drugą – skakały do wody w nadziei ratunku. Kto to widział niemal płakał ze śmiechu. Do dziś słychać ten śmiech w wielu zakątkach galaktyki, a karawany kupieckie, wędrujące po Mlecznej Drodze, lotem błyskawicy niosą wieść o upadku planu kolektywizacji. A mrówki – jak dawniej – spożywają i kochają…
(za Stanisławem Lemem)
Mrówka krzesławka dręczypupa.
Słyszał o niej każdy, ale zna ją tylko ten, któremu nieopatrznie zdarzyło się usiąść na krześle – doskonałej imitacji mebla przez kolonię takich mrówek stworzonej. Jeśli biedak w ogóle zdołał ujść z życiem, nigdy na pewno nie zapomni swojej przygody. I o takiej to populacji chcę wam dziś opowiedzieć.
Prawdę rzekłszy, mrówki krzesławki nie stanowią poważnego zagrożenia dopóki spożywają. A spożywać lubią. Najbardziej rozpowszechnionym wśród tej populacji jest napój wytwarzany metodą przemysłową z jabłek gatunku „spad nadgniły”, z dość dużą domieszką H2SO4, popularnie wśród mrówkoludu kwasem siarkowym zwanego. Ówże kwas siarkowy, jako wybitnie uspokajający, w połączeniu ze świeżo sfermentowanymi jabłkami tworzy związek chemiczny, zwany alkolubem, lub potocznie szmeraczkiem-ogłupiaczkiem, silnie oddziaływujący na psychikę mrówek dręczypup, powodujący u nich powszechną miłość do wszystkiego, połączoną z niepohamowaną potrzebą fizycznego obcowania. Stąd kolonie mrówek przybierające postać najpiękniejszych łóżek, zdobnych baldachimami, zasłanych delikatną, jedwabną pościelą, eleganckich szezlągów, tudzież wykwintnych kanap, nierzadko niespotykanej urody i miękkości atłasem obszytych, a wszystko po to, by ofiarę swych niecnych chuci przywabić, w swych objęciach uśpić i – znienacka naskoczywszy – zakochać na śmierć. Spotkanie z taką kolonią jest niesłychanie zdradliwe, rozochocone bowiem i przepełnione miłosnym szałem mrówki są w stanie zapieścić delikwenta na śmierć. Ileż to razy znajdywano ciała rozdygotane jeszcze w miłosnych spazmach, które nie wiedzieć dlaczego, w zupełnie nieoczekiwanym miejscu i czasie zalegały pole, zaśmiewając się do rozpuku, łaskotane niezliczoną ilością łapek i czułków, w dodatku w miejscach najbardziej na owe łaskotki podatnych i erogennych.
Tak jest z mrówkami, gdy spożywają.
O wiele jednak gorzej jest, gdy – z różnych, nie zawsze wiadomych, przyczyn – od spożycia odstąpią. Wtedy zaczyna się kosmiczna gehenna. Biada ci, obcy i nieświadom rzeczy przybyszu, jeśli nieopatrznie zechcesz spocząć na zachęcająco wyglądającym meblu. Ledwie bowiem dotkniesz swoimi zmęczonymi członkami wygodnego siedziska a już opada cię chmara drobnych, krwiożerczych i wygłodniałych stworzonek, za jedyny cel mających niepohamowaną konsumpcję. Po chwili zaś jedynie sterta białych, wyczyszczonych do ostatniej niteczki kości może zaświadczyć o dramacie, jaki się w tym miejscu wydarzył.
Nie o zwyczajach mrówek jednak mam opowiadać, a o zmianach, jakie dały się zaobserwować w ich upodobaniach płynno-konsumpcyjnych, od chwili wprowadzenia kolektywizacji. Zanim jednak zacznę, należy zaznajomić czytelnika z samą kolektywizacją. A termin to bardzo złożony i wyjątkowo trudny okres w historii Galaktyki opisuje. Tak więc powiem, że podczas jednego z ostatnich wielkich okrążeń, kiedy na czerwonych planetach zaczęło kwitnąć zorganizowane w robotniczo-chłopskie komuny życie, a wielowiekowa wojna między wyznawcami Młota i czcicielami Sierpa dobiegła szczęśliwego końca, kiedy ich planety opanowali Reklamożercy a ich kolorowa i wszędobylska telepatrznia nadała pierwszy program z niebieskim płynem na kawałku białego materiału w roli głównej, rozpoczął się w kosmosie okres intensywnej kolektywizacji. Polegała ona na dobrowolnym obowiązku łączenia picia napojów rozmownych ze spożywaniem zakąsek. Idea, ze wszech miar, słuszna, gdyż samo żarcie zdecydowanie mijało się z celem i stanowiło ogromne marnotrawstwo surowców. Całe planety ginęły bezpowrotnie, przerabiane na parówki, czy też inne nóżki w galarecie. Czas był najwyższy położyć kres takiej rabunkowej gospodarce i rządząca kosmosem, konserwatywna sekta Puszkowców postanowiła wprowadzić kolektywizację, choćby siłą. Jej problem polegał na tym, że ową siłę miała jedynie po spożyciu właściwej dawki szmeraczka-ogłupiaczka, co – biorąc pod uwagę ogromne połacie kosmosu, które należałoby do kolektywizacji wdrożyć – mocno nadszarpnęłoby równowagę biologiczną w układzie planetarnym Jabola i mogłoby się zakończyć kolejnym konfliktem zbrojnym. Wtedy właśnie główny myślociąg, przyjąwszy profilaktycznie potężną dawkę mózgotłuka, wpadł na genialny w swej prostocie, pomysł. Wymyślił on otóż, żeby na wykonawców planu kolektywizacji wyznaczyć właśnie mrówki krzesławki dręczypupy. To one miały przekonywać opornych, już to groźbą, już to miłosną perswazją do połączenia obu rodzajów konsumpcji .
Tu, niestety wystąpiła nieprzewidziana przez nikogo przeszkoda. Mrówki, chcąc własnym przykładem zachęcić innych do czynnego wspierania idei kolektywizacji, zaczęły – odbiegając zdecydowanie od swoich zwyczajów – pożerać tych, których miały przekonać, nawet pod wpływem alkolubu będąc. W tym czasie nawet „Wielki Słownik Wyrazów Nieznanych” wzbogacił się o czasownik przekożreć. Dziś, gdy gdziekolwiek pojawiają się – sympatyczne i mile witane dotąd – mrówki krzesławki, blady strach pada na mieszkańców, ich psy, koty i nawet kanarki. Nic dziwnego. Wygłodniałe mrówki, do perfekcji opanowały sztukę przekożerania. Już nie tylko krzesła, czy kanapy imitują, zaczajając się na swoje ofiary. Potrafią się teraz przeobrazić nawet w złoconą klatkę dla kanarka.
Nie wiadomo czym by się skończyła ta nowa wizja kosmosu, zafundowana społeczeństwom przez ich władców, gdyby pewien ubogi szewc z Krakowa nie wynalazł skutecznego zabezpieczenia. On to – wyobraźcie sobie – spryskawszy ciało i ubranie dziewięćdziesięcioma dziewięcioma puszkami mrówkozolu, z lubością rozsiadł się w zainscenizowanym przez te zdegenerowane robale fotelu.
Jakaż wtedy wybuchła panika wśród dręczypup! Ja uciekały wrzeszcząc i drapiąc się po piekących je pupach. Jak – jedna przez drugą – skakały do wody w nadziei ratunku. Kto to widział niemal płakał ze śmiechu. Do dziś słychać ten śmiech w wielu zakątkach galaktyki, a karawany kupieckie, wędrujące po Mlecznej Drodze, lotem błyskawicy niosą wieść o upadku planu kolektywizacji. A mrówki – jak dawniej – spożywają i kochają…
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
No cóż, jakie mrówki taka i kolektywizacja...
serdecznie
iTuiTam
serdecznie
iTuiTam
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Powiem tak: udzwignales temat.
Brawo.
Za konsekwencje i kolektywizacje. Lem pewnie przypalilby kolejnego menthola i kiwnal lebkiem zadumany...
Ale nr I.
Nieco wstretnych mróweczek innego gatunku wkradlo sie w tekst (albo zagubilo) - pomoze na pewno kieszonkowy mikroskop elektronowy i wszystko bedzie w porzadeczku.
Ale nr II.
Uwielbiam Lema, nie mam mu za zle nawet Bajek Robotów (Biala Smierc, która jest tak zwyczajnie genialna, uwielbiam), ale tekst mnie nie zachwycil - jesli naturalnie interesuje kogos moje prywatne zdanie, abstrahujace od oceny warsztatu, czy, hm, merytorycznosci watpliwej mojej, jako moda.
Przeczytalam z ciekawosci i obowiazku. Udzialu nie wzielam, bo uwazalam temat za - wybaczcie Jacku i Placku - glupi (zeby chociaz zabawny... naturalnie, wylacznie moje poczucie humoru moze kulec).
Nie zawiodlam sie, ale tez i nie ubawilam. Tekst jest wprawdzie napisany lekko (czuje sie Spaß "przy" pisaniu), ale nie odkrywczy. Ok, moze taki mial wcale nie byc, a ja sie tylko czepiam?
No to przestaje.
Pokazales skaranku, ze potrafisz i to w dodatku niezle. A moje podobania, czy animozje mozna spokojnie schowac w odwloku i miec swiety spokój od marudzenia.
Klaniam sie, J.

Brawo.
Za konsekwencje i kolektywizacje. Lem pewnie przypalilby kolejnego menthola i kiwnal lebkiem zadumany...
Ale nr I.
Nieco wstretnych mróweczek innego gatunku wkradlo sie w tekst (albo zagubilo) - pomoze na pewno kieszonkowy mikroskop elektronowy i wszystko bedzie w porzadeczku.
Ale nr II.
Uwielbiam Lema, nie mam mu za zle nawet Bajek Robotów (Biala Smierc, która jest tak zwyczajnie genialna, uwielbiam), ale tekst mnie nie zachwycil - jesli naturalnie interesuje kogos moje prywatne zdanie, abstrahujace od oceny warsztatu, czy, hm, merytorycznosci watpliwej mojej, jako moda.
Przeczytalam z ciekawosci i obowiazku. Udzialu nie wzielam, bo uwazalam temat za - wybaczcie Jacku i Placku - glupi (zeby chociaz zabawny... naturalnie, wylacznie moje poczucie humoru moze kulec).
Nie zawiodlam sie, ale tez i nie ubawilam. Tekst jest wprawdzie napisany lekko (czuje sie Spaß "przy" pisaniu), ale nie odkrywczy. Ok, moze taki mial wcale nie byc, a ja sie tylko czepiam?
No to przestaje.
Pokazales skaranku, ze potrafisz i to w dodatku niezle. A moje podobania, czy animozje mozna spokojnie schowac w odwloku i miec swiety spokój od marudzenia.
Klaniam sie, J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Dzięki 411 za wnikliwą ocenę.
Rzeczywiście był Spaß.
Przyznam, że pisałem tekst dwa razy, bo spodziewałem się nieco innego tematu.
Nie nazwałbym tematu głupim. Czy zabawnym? Chyba jednak tak. Jak przyszedł Jacek Placek z propozycją, pomyślałem, że - znając humor Lema - można się spodziewać czegoś związanego z zabawnymi perypetiami podróżnika Ijona Tichego. Pomyliłem się. Okazało się, że jednak chodziło o lemowe słowotwórstwo połączone z "kosmiczną" logiką. Temat niełatwy, ale postanowiłem się z nim zmierzyć. Szkoda, że w odosobnieniu.
Co do pierwszego "ale", myślę, że masz na myśli interpunkcję. Rzucę jeszcze okiem na tekst, obiecuję.
Dziękuję również iTuiTam za dosadny i - niestety - prawdziwy komentarz.
Obu paniom

Rzeczywiście był Spaß.
Przyznam, że pisałem tekst dwa razy, bo spodziewałem się nieco innego tematu.
Nie nazwałbym tematu głupim. Czy zabawnym? Chyba jednak tak. Jak przyszedł Jacek Placek z propozycją, pomyślałem, że - znając humor Lema - można się spodziewać czegoś związanego z zabawnymi perypetiami podróżnika Ijona Tichego. Pomyliłem się. Okazało się, że jednak chodziło o lemowe słowotwórstwo połączone z "kosmiczną" logiką. Temat niełatwy, ale postanowiłem się z nim zmierzyć. Szkoda, że w odosobnieniu.
Co do pierwszego "ale", myślę, że masz na myśli interpunkcję. Rzucę jeszcze okiem na tekst, obiecuję.
Dziękuję również iTuiTam za dosadny i - niestety - prawdziwy komentarz.
Obu paniom






Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
ponieważ mi się wydawało, że ktoś inny to rozłoży na czynniki i się nie pomyliłamskaranie boskie pisze:...
Dziękuję również iTuiTam za dosadny i - niestety - prawdziwy komentarz.
Obu paniom![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()

- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Moim zdaniem napisane lekko, sprawnie, z humorem. Myślę, że z beznadziejnego tematu wycisnąłeś potencjał jak z cytrynki.
Na uwagę zasługuje - moim zdaniem - przede wszystkim język opowiadania - barwny, soczysty, urozmaicony, ironiczny, bogaty. To jest największy atut tekstu. Żeby tak większość prozaików-amatorów posiadała podobną umiejętność swobodnego i twórczego posługiwania się polszczyzną! Chciałam to szczególnie podkreślić.
Glo.
Na uwagę zasługuje - moim zdaniem - przede wszystkim język opowiadania - barwny, soczysty, urozmaicony, ironiczny, bogaty. To jest największy atut tekstu. Żeby tak większość prozaików-amatorów posiadała podobną umiejętność swobodnego i twórczego posługiwania się polszczyzną! Chciałam to szczególnie podkreślić.
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Bo z mrówkami nigdy nie wie się:)
W tekście na plan pierwszy wyłoniła się fantazja i świetny humor.
Czasem miałam wrażenie, że jest to pisane jakby notka informacyjna, hmm, ale może też taki był zamiar.
Serdecznie pozdrawiam,
A.
W tekście na plan pierwszy wyłoniła się fantazja i świetny humor.
Czasem miałam wrażenie, że jest to pisane jakby notka informacyjna, hmm, ale może też taki był zamiar.
Serdecznie pozdrawiam,
A.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Dziękuję Glo za pochwałę polszczyzny. 
Adelo, to był w zamierzeniu felieton. Zapis trochę reportażowy w połączeniu z odautorskim komentarzem. Myślę, że udało mi się zamierzenie urzeczywistnić. Dziękuję za spostrzeżenie.


Adelo, to był w zamierzeniu felieton. Zapis trochę reportażowy w połączeniu z odautorskim komentarzem. Myślę, że udało mi się zamierzenie urzeczywistnić. Dziękuję za spostrzeżenie.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Tytuł - w sumie ściągnąłeś go od Jacka Placka, dobrze by było mimo wszystko wymyślić coś swojego. Chyba że Jacek Placek dał ci swoje błogosławieństwo. Znaczy rozumiem, że tekst jest z niedoszłego konkursu, ale też myślę, że gdy został wklejony do działu z twórczością, to zaczął żyć swoim, odrębnym życiem. Nie wiem, czy dobrze tłumaczę. Pewnie nie, heh.
Przeczytałam, powiem nawet, że z przyjemnością. Choć chyba bym musiała go przeczytać jeszcze raz, by wszystko zrozumieć, bo styl do prostych nie należy. Miałam nadzieję, że się poczepiam, ale nie dałeś mi tej satysfakcji
zresztą musiałam czytać uważnie, by rozumieć tekst, a zajmowanie się szukaniem błędów tylko by mi w tym przeszkodziło. Może następnym razem będę mogła być złą jędzą Patką.
Pozdrawiam
Patka
Przeczytałam, powiem nawet, że z przyjemnością. Choć chyba bym musiała go przeczytać jeszcze raz, by wszystko zrozumieć, bo styl do prostych nie należy. Miałam nadzieję, że się poczepiam, ale nie dałeś mi tej satysfakcji


Pozdrawiam
Patka
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Zbawienny wpływ kolektywizacji na wzrost spożycia...
Ale fajnie, że mnie przeniosłeś tutaj, skaranie boskie. Teraz to sobie poczytam!
Podoba mi się to twoje, trochę niedorzeczne opowiadanie. Wydaje mi się, że próbowałeś nawiązać do śp. Lema. Pamiętam jego mrówki krzesławki dręczypupy, szmeraczki ogłupiaczki i inne wynalazki słowne, pamiętam pozorne niedorzeczności w tekstach, które dziś już takimi nie są. Nie powiem, że dorównałeś mistrzowi, ale, że widać jego szkołę.
Nie wiem skąd wzięło się to opowiadanie i jego tytuł, nie mogę więc przyznać, ani odmówić racji Patce w sprawie Jacka. I nie mam zamiaru dociekać, bo opowiadanie mi się podoba, bo nie jest prymitywną kalką, tylko widać w nim własne przemyślenia autora.

Podoba mi się to twoje, trochę niedorzeczne opowiadanie. Wydaje mi się, że próbowałeś nawiązać do śp. Lema. Pamiętam jego mrówki krzesławki dręczypupy, szmeraczki ogłupiaczki i inne wynalazki słowne, pamiętam pozorne niedorzeczności w tekstach, które dziś już takimi nie są. Nie powiem, że dorównałeś mistrzowi, ale, że widać jego szkołę.
Nie wiem skąd wzięło się to opowiadanie i jego tytuł, nie mogę więc przyznać, ani odmówić racji Patce w sprawie Jacka. I nie mam zamiaru dociekać, bo opowiadanie mi się podoba, bo nie jest prymitywną kalką, tylko widać w nim własne przemyślenia autora.

kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie