Może wpierw ustosunkuję się do pytania @psika, bo od tego warto zacząć, co uważam za historię.
Weźmy dla przykładu taki gest Kozakiewicza na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie w 1980 roku. Że rzecz miała miejsce, widział świat, są zdjęcia filmy...zatem spokojnie możemy uznać to za fakt historyczny. Natomiast to czy gest ten był efektem skurczu mięśni, czy symbolizował poprzeczkę utrzymującą się wciąż na słupkach, był przysłowiowym wałem, którego tyczkarz emocjonalnie pokazał własnym zwątpieniom i niepewności które mu towarzyszyły przed skokiem, czy też wałem pokazanym gwiżdżącej radzieckiej publiczności, to faktem historycznym być nie może, ponieważ jest tylko swobodną interpretacją i taką będzie choćby Kozakiewicz dzisiaj twierdził, że pokazał wała całemu Związkowi Radzieckiemu, bo taka wersja obecnie zasługuje na uznanie i podziw.
Historią możemy nazwać fakt, który miał miejsce, oraz reakcje społeczeństwa na ten fakt, które rozumiało fakt jak chciało rozumieć. Wszystko inne uważam za interpretację, która wypacza historię i historią nie jest.
A ja zapytam - o czyją wersję historii ci chodzi? Bo przecież nie ma obiektywnej wersji.
Dlatego nie zgodzę się iż nie ma obiektywnej wersji. Samolot w Smoleńsku spadł? Spadł. - Historia. Dlaczego spadł? Do historii możemy zapisać, różne teorie jakie wysnuto na ten temat. Ale będzie to jedynie historia teorii, a nie historia katastrofy.
Zgodzę się natomiast z tym że
Historia służy do maskowania lub wymazywania błędów
. Że ci którzy "drukują podręczniki" manipulują nią i wykorzystują do zademonstrowania własnych wizji. I ten argument kładę po stronie "kuli u nogi" z tytułu tematu.
Thx
Skaranie...jakbym słyszał swojego teścia.
Tak, dlatego, że wiedza o historii to kopalnia doświadczeń. Ten, kto dobrze zna historię, wie, jak postępować, żeby uniknąć błędów przodków, wie, że w każdej rozgrywce wygrywają silniejsi i lepiej przygotowani, nie zaś ci, którzy myślą, że Bóg jest po ich stronie, a ich wiara i waleczność wystarczy za wszystko
Wybacz ale nie sądzę, abym potrzebował dat powstań, rewolucji, oglądania wszystkich ścian straceń, obozów koncentracyjnych i pól bitew, aby wyciągnąć wniosek że zabijanie jest "be", że wojna jest " be". Myślę nawet, że takie drążenie tematu raz - stawia mnie wśród ludzi mało rozgarniętych, dwa kojarzy się z chorym delektowaniem się okrucieństwem. Ile mam obejrzeć dołów z trupami by
dojść do wniosku, że "ludzie ludziom zgotowali ten los"?
Również dzięki wiedzy historycznej można zawierać właściwe sojusze, dopatrzyć się zdrady tam, gdzie teoretycznie kwitnie przyjaźń,
Myślisz że ojcowe powinni ostrzegać córki, przed zamążpójściem za Niemca, bo jakaś Wanda się przez takiego utopiła? Patrzeć spod byka na Ruskich, bo siedemdziesiąt lat temu ich dziadkowie gwałcili polskie baby? W ten sposób to nikomu nie możemy zaufać, Szwedzi , Tatarzy, Austriacy, Niemcy, Amerykanie, Anglicy (Jałta), Włosi, Francuzi..długo jeszcze tak mogę...bo każdy nas kiwał jak chciał. Taka wiedza powoduje nieufność, chęć zemsty i rozkwit stereotypów, a w niczym nie pomaga, bo trudno i niesprawiedliwie jest winić i sądzić prawnuka, za czyny pradziadka.
Osobiście bardzo lubię historię, jednak nie uważam żeby była ona niezbędna do życia. Przeciwnie, patrząc czemu ona w większości wypadków służy, uważam ją za jedną z przyczyn zacofania i poletko do działań wszelkiej maści Maścierkiewiczów. Thx.