Świat według zdzicha /10/ - Bank zebranych złotówek
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Świat według zdzicha /10/ - Bank zebranych złotówek
od początku
W poprzednim odcinku.
Znowu minął tydzień.
Niedzielny ruch w galerii handlowej wakacyjny. Nie narzekam jednak. Ludzie zmęczeni upałem, nie mają ochoty odprowadzać wózków. W kieszeni dźwięczą drobniaki, jak rzadko kiedy.
Dziś nie pijemy wisienki. Ciepła nie smakuje. Może wieczorem da się przełknąć. Bankier przytargał zimnego browca. Diabli wiedzą skąd go wytrzasnął, twierdzi, że była promocja w lodówce. Była to była, Ważne, że piwo zimne.
Wrócił pan Janek. Okazało się, że miał tylko jakąś niewydolność krążenia. Wszystko przez ten upał. Z radości zaśpiewaliśmy mu „sto lat”. Były wczorajsze kanapki. Po południu dał się nawet uprosić, żeby flaszkę wisienki wstawić do lodówki. Będzie na wieczór.
Ale tymczasem mamy skwarne popołudnie i na parkingu pojawiła się jakaś rumuńska rodzinka. Dwie kobiety i dwójka dzieci. Jedna starowinka, chyba babcia, druga młodsza, nawet ładna, choć brudna i zaniedbana z dwójką trzy-czteroletnich bobasów. Przyglądałem się, jak uspokaja, chcące się bawić dzieciaki. Tak, one mają być smutne, mają wzbudzać litość. Od tego zależy, czy mamusia z babcią zarobią jakąś kasę.
Bankier już chciał przegnać to towarzystwo, ale Krzywy, swoim zwyczajem, zaoponował.
- Zostaw. Każdy orze, jak może. Skąd wiesz, czy te dzieciaki nie pozdychają, jeśli matka tu nie nażebrze?
- Pierdolenie! – zaoponował Bankier. – Nie widziałeś jaką furą je tu przywiózł ten Cygan? Tacy z nich biedacy, jak ze mnie prezes banku.
- O, to dobre porównanie – wtrąciłem ze śmiechem. – Prezes banku, cha cha. Chyba, jak założymy tu bank zebranych złotówek…
- Ciekawe czy Wojtek dziś zajrzy – w zadumie, ni to spytał, ni stwierdził Krzywy. – Coś by jeszcze opowiedział może…
Tym samym temat rumuńskich żebraków odszedł w niepamięć.
Rzeczywiście, od ostatniej wizyty obcego, co ja piszę, on już nie obcy, minęło kilka dni. Też o nim myślałem. Wciągnęła mnie ta jego historia. Teraz widzę, że nie tylko mnie.
Pod wieczór upał lekko zelżał. Siedliśmy pod ścianą baru pana Janka i zaczęliśmy rozpijać schłodzoną wisienkę. Ze sklepu wyszła młoda, elegancka para z dwójką dzieci i wózkiem pełnym zakupów. Bankier, jako, że najmłodszy, poderwał się odprowadzić wózek. Krzywy i ja, siedząc pod barem, obserwowaliśmy parking. Młoda para spakowała zakupy do bagażnika błyszczącego auta, po czym ona otworzyła butelkę wody mineralnej, niegazowanej i wszyscy po kolei zaczęli z niej pić.
- Zobacz – szturchnąłem Krzywego – piją wodę.
- No – odpowiedział spokojnie. – Jak zwierzęta.
cdn.
W poprzednim odcinku.
Znowu minął tydzień.
Niedzielny ruch w galerii handlowej wakacyjny. Nie narzekam jednak. Ludzie zmęczeni upałem, nie mają ochoty odprowadzać wózków. W kieszeni dźwięczą drobniaki, jak rzadko kiedy.
Dziś nie pijemy wisienki. Ciepła nie smakuje. Może wieczorem da się przełknąć. Bankier przytargał zimnego browca. Diabli wiedzą skąd go wytrzasnął, twierdzi, że była promocja w lodówce. Była to była, Ważne, że piwo zimne.
Wrócił pan Janek. Okazało się, że miał tylko jakąś niewydolność krążenia. Wszystko przez ten upał. Z radości zaśpiewaliśmy mu „sto lat”. Były wczorajsze kanapki. Po południu dał się nawet uprosić, żeby flaszkę wisienki wstawić do lodówki. Będzie na wieczór.
Ale tymczasem mamy skwarne popołudnie i na parkingu pojawiła się jakaś rumuńska rodzinka. Dwie kobiety i dwójka dzieci. Jedna starowinka, chyba babcia, druga młodsza, nawet ładna, choć brudna i zaniedbana z dwójką trzy-czteroletnich bobasów. Przyglądałem się, jak uspokaja, chcące się bawić dzieciaki. Tak, one mają być smutne, mają wzbudzać litość. Od tego zależy, czy mamusia z babcią zarobią jakąś kasę.
Bankier już chciał przegnać to towarzystwo, ale Krzywy, swoim zwyczajem, zaoponował.
- Zostaw. Każdy orze, jak może. Skąd wiesz, czy te dzieciaki nie pozdychają, jeśli matka tu nie nażebrze?
- Pierdolenie! – zaoponował Bankier. – Nie widziałeś jaką furą je tu przywiózł ten Cygan? Tacy z nich biedacy, jak ze mnie prezes banku.
- O, to dobre porównanie – wtrąciłem ze śmiechem. – Prezes banku, cha cha. Chyba, jak założymy tu bank zebranych złotówek…
- Ciekawe czy Wojtek dziś zajrzy – w zadumie, ni to spytał, ni stwierdził Krzywy. – Coś by jeszcze opowiedział może…
Tym samym temat rumuńskich żebraków odszedł w niepamięć.
Rzeczywiście, od ostatniej wizyty obcego, co ja piszę, on już nie obcy, minęło kilka dni. Też o nim myślałem. Wciągnęła mnie ta jego historia. Teraz widzę, że nie tylko mnie.
Pod wieczór upał lekko zelżał. Siedliśmy pod ścianą baru pana Janka i zaczęliśmy rozpijać schłodzoną wisienkę. Ze sklepu wyszła młoda, elegancka para z dwójką dzieci i wózkiem pełnym zakupów. Bankier, jako, że najmłodszy, poderwał się odprowadzić wózek. Krzywy i ja, siedząc pod barem, obserwowaliśmy parking. Młoda para spakowała zakupy do bagażnika błyszczącego auta, po czym ona otworzyła butelkę wody mineralnej, niegazowanej i wszyscy po kolei zaczęli z niej pić.
- Zobacz – szturchnąłem Krzywego – piją wodę.
- No – odpowiedział spokojnie. – Jak zwierzęta.
cdn.
Ostatnio zmieniony 01 sie 2013, 0:22 przez zdzichu, łącznie zmieniany 2 razy.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie