1. Dziwny kalendarz
U Kobzińskiego od lat wisiał ten sam kalendarz. Koledzy kazali mu zmienić, bo przecież rok się zmieniał, mijał jeden, następował drugi, ale on się uparł. Początkowo wymigiwał się brakiem czasu, później niechęcią do jakichkolwiek małych prac, aż w końcu orzekł z całą stanowczością, że:
- Nie zdejmę go!
tak że chłopaki nie mieli nic do gadania. Dziewczyny zresztą też, aczkolwiek im zestarzały kalendarz nie przeszkadzał. Bardziej raziła ich spostrzegawczość ukochanych nie w tych sprawach co potrzeba. Ach, gdyby choć raz zauważyli nowe fryzury czy nową sukienkę...
Kobziński nie musiał martwić się dziewczyną, bo jej nie miał. Od lat mieszkał sam, jedynie kilka razy zmieniając wystrój domu. Czasem coś przedstawił, bo go naszło, a czasem, bo mu się nudziło. Nigdy nie zdarzyło mu się mieć domowej rewolucji, po której jakiekolwiek pomieszczenie byłoby nie do poznania. Ta monotonność, ten sam wygląd nudził chłopaków, a najbardziej właśnie kalendarz. Duży, ścienny, z małymi cyferkami, ledwo widocznymi z daleka. Idealny dla wielbiciela gołębi i tu znajdował się kolejny powód zdziwienia kolegów - Kobziński wybitnie nie przepadał za gołębiami. Uważał, że tylko srają na złość ludziom. Pechowcom zawsze się oberwie, szczęśliwcy przejdą czyści i przez to rodzi się niesprawiedliwość.
- Dlaczego więc wziąłeś kalendarz z tymi ptakami? - pytali koledzy wielokrotnie.
- Bo innych nie było.
- Jak to nie było? Wiesz człowieku, ile jest różnych kalendarzy? Z dziełami sztuki, kwiatami, kotami, o, z kotami jest całe mnóstwo, reklamujące banki, biura podróży, z modelkami, gwiazdami porno, a już najwięcej jest kalendarzy z Janem Pawłem II. To nawet obowiązek posiadać kalendarz z papieżem Polakiem.
- Nie jestem specjalnie wierzący.
- Może, ale sam powiedziałeś, że Jana Pawła II szanujesz, kochasz i że ci przykro, że od kilku lat nie żyje.
- Oj, dajmy mu spokój, jak nie chce papieża, to nie - odezwał się chłopak przezywany Małym ze względu na niski wzrost i małe - według niektórych dziewczyn - coś w spodniach.
- Najlepiej w ogóle już idźcie - powiedział Kobziński, prawie obrażony. Przyzwyczaił się do swojego kalendarza, a oni od tygodni nachodzili go po to, by wybrał inny.
- Nie zmienisz?
- Nie.
- Teraz czy w ogóle.
- W ogóle!
- Dlaczego?
- Dlaczego? Dlaczego? Zmienię i co? Pustka zostanie, poczuję, jakby zaszły duże zmiany, za duże na moje życie, zrobi się dziura, czym ja ją przykryję, drugim kalendarzem? A jak inny mi się nie spodoba? Kotki, kwiatki, papieże to nie dla mnie, ja szukam inspiracji!
- W kobiecie z trzeba piersiami?
Bo z kalendarzem Kobzińskiego był spory problem. Oprócz gołębi, znajdowała się na nim postać leżącej nagiej kobiety, która wyglądała, jakby miała dodatkową pierś. Bynajmniej nie przestawiała panią ufoludkę zachęcającą do tolerowania obcych. Po prostu źle się ustawiła albo źle ją wyretuszowali, tak że lewe ramię całkowicie zmieniło rolę. Trzy piersi! Sam ten widok odrzucał od dalszego przypatrywania się niebrzydkiej kobiecie.
- Ja już się nauczyłem, że jedna pierś to ramię - odrzekł Kobziński dumnie.
- My nie. Naprawdę, lepiej zmień kalendarz na aktualny, bo ci się pomiesza w głowie - poradził Mały. - Albo, co gorsza, pomyli ci się data. Wiesz, który dzisiaj?
- Piąty lutego.
- Skąd?
- Mam kalendarz w komórce.
Dalej rozmowa również nie rozwijała się po myśli kolegów. Wzburzeni, zdziwieni, że Kobziński jest tak upartym człowiekiem o okropnie złym guście urodowym, wyszli z domu i poszli na piwo, przemyśleć całą sprawę raz jeszcze, choć doskonale wiedzieli, iż nic z tego nie wyjdzie.
2. Polki i Niemki
Kobziński miał wszystkich i wszystko w głębokim poważaniu. Słuchał tylko siebie, kiedyś też matki, ale zmarła, co po części spowodowało, że jej syn odepchnął od siebie ludzi. Nie żeby był całkowitym odludkiem. Piwo z kolegami lubił wypić, przy kolegach lubił również zapalić, pogadać od czasu do czasu. Dziewczyn się nie obawiał - jego urok osobisty mu na to nie pozwalał. Należał do ludzi dumnych ze swojego charakteru, sposobu bycia czy poglądów, z daleka jednak, bez poznania na takiego nie wyglądał. Chudy, wysoki, wręcz górujący nad innymi i mogący na całe miasto pluć, w wiecznie za dużych ubraniach i okularach-kujonkach. Typ bardzo typowy, w każdym miejscu na świecie się taki znajdzie. Jeden będzie głupi, drugi mądry, trzeci przeciętny, a czwarty... czwarty zwie się właśnie Kobziński. Choć koledzy - i inni również - niejednokrotnie zastanawiali się, co kryje się we łbie wielbiciela kobiety z trzema piersiami, to jednak tajemnica nie została rozwiązana, wręcz przeciwnie: z każdym słowem, gestem, z każdym dniem, w którym chłopak coś robił, powiększały się serie pytań. Jedna z nich dotyczyła przeklętego kalendarza, który już irytował samym faktem istnienia.
Kobziński uważał swój jedyny niezmienny i nieprzestawialny element wystroju domu za ludzki cud. Koledzy się z nim zgadzali - rzeczywiście, tak spieprzyć piękną kobietę było czymś niezwykłym i godnym podziwu. Chłopak jednak nic sobie nie robił z ich drwin i codziennie siadał na łóżku i patrzył, i wzdychał do pani z kalendarza. Gołębie go nie obchodziły. Zamiast nich główną bohaterkę mogło otaczać nawet gówno. Nie zniósłby tylko twarz kolegów, złych, przewracających oczami czy też naśmiewających się z trzeciej piersi kobiety.
Co z tego, że miała trzy? Było więcej do pomarzenia.
- A jak ty niby będziesz marzył? - zapytał raz jeden z kolegów, Kundel, zazwyczaj milczący. - Marzy się o tym, co jest pewne lub co się może zdarzyć, a ty chcesz przelecieć babkę z kalendarza. Nie wiesz, jak ma na imię, gdzie mieszka, jakiej jest narodowości...
- Polka. Na pewno jest Polką - odparł spokojnie Kobziński.
- Skąd wiesz?
- Bo nie jest brzydka, czyli nie Niemka. A ja dzielę kobiety na Polki i Niemki.
Chłopaków wtedy zatkało. Niemki jako brzydkie kobiety jeszcze by uszły, ale Polki jako ładne? U nich w mieście kręciły się same paszczury lub nastolatki, owszem, ładne, ale bez wyrazu: grzywka na bok, makijaż, podobny ciuch i och, jest cudna laska. Zero oryginalności, tylko siąść i zapłakać nad staczającą się narodową urodą. Musieli jednak pogodzić się z wymysłami Kobzińskiego, który milczał, choć każdy patrzył na niego prosząco.
- A jeżeli znajdziesz ładną Niemkę albo brzydką Polkę, to jak ją nazwiesz? - zadał podchwytliwe pytanie Mały. - Ha, jak?
Kobziński nie odpowiedział.
- Nie wiesz!
- No, nie wiem, racja, nie zastanawiałem się nad tym - odparł w końcu, całkowicie spokojnie. - Jutro to przemyślę.
- Nie dziś? - upierał się Kundel. Jak się rozgada, nie potrafi przestać. - Dopiero siedemnasta.
- Lepiej niech opowie o swoim podziale - zaproponował Mały.
Kobziński, choć niechętnie, zaczął mówić. Dla niego nie istniały Włoszki, Amerykanki, Hinduski czy Egipcjanki. Były tylko Polki i Niemki, jakże różne od siebie i jakże różnie fascynujące. Bo i brzydkie kobiety coś w sobie kryły, inaczej ludzie by na nie za jednym zamachem splunęli i zaśmiali się prosto w twarze. To coś trzymało ich przy życiu, a także użyciu, nie raz bowiem jakaś Niemka poszła z facetem do łóżka i miała z tego dziecko. Kobziński głosił teorię całkowitej tolerancji, która polegała na niekomentowaniu. Ktoś ma wygląd brzyduli - niech ma! Ktoś ma krzywe nogi - a proszę bardzo! Ktoś nie ma najmniejszych szans na świetny wygląd bez operacji plastycznych - nikogo to nie powinno obchodzić. Zresztą, bez Niemek piękne kobiety, czyli Polki, byłyby nijakie, bo jak nazwać coś ładnym, gdy nie ma porównania?
- Masz popierdolone we łbie - skomentował Kundel, po czym wyszedł z chłopakami, aby odpocząć od kobzińskich bzdur.
*
Następnego dnia Kundel zadzwonił do Kobzińskiego z zapytaniem, czy nie mógłby zamienić Polek na Francuski.
- Nie - brzmiała odpowiedź.
*
- A na Czeszki? To podobno bardzo ładne kobiety, choć sam żadnej nie znam.
- Nie!
*
Wenezuelki? Szwedki? Hinduski? Dopytywania Kundla nic nie dały - Kobziński odpowiadał zawsze tak samo. Jedynie przy ostatnim telefonie dodał:
- Mógłbym co najwyżej Niemki zamienić na Angielki, bo też nie grzeszą urodą.
- Nie, zostaw Niemki. Pasują idealnie.
Kwestia narodowości ciągnęła się jeszcze długo aż do dnia, który zaskoczył Kobzińskiego spotkaniem z pewną dziewczyną.
3. Ni to Polka, nic to Niemka
- No, rzeczywiście nieokreślona.
Komentarz Małego mówił wszystko. Nawet Kobziński, okaz spokoju, zaczął się niepokoić swoim niedokładnie przemyśleniem kobiet, uwierzył bowiem, że istnieją okazy pośrednie, których nie można zaliczyć ani do Polek, ani do Niemek. Po prostu Stwórca sobie z nich zażartował i wepchnął w przestrzeń między tymi głównymi grupami. A poboczne jeszcze nie zostały nazwane. Ładnobrzydka? Brzydkoładna? Wszelkie te nazwy wzbudzały wstręt Kobzińskiego, który szukał czegoś świeżego, co by w jednym słowie oddawało wygląd biednych dziewczyn. Po krótkiej rozmowie z nową koleżanką o wdzięcznym imieniu Lena spotkał się z kolegami w parku. Ci również znali Lenę i również nie potrafili jej określić.
- Albo udaje brzydką, co jej nie do końca wychodzi, albo chce być ładna, co też jej się nie udaje.
- Jesteś głupi, Walek - skomentował słowa kolegi Kundel. - Mamy ją niby nazwać Próbującą być Polką lub Próbującą być Niemką?
- Za długie - rzekł Kobziński. - To musi być jednowyrazowa nazwa.
- Ej, Kitka!
Kitka, chłopak, jak można się domyślić, z kucykiem, dotychczas znajdujący się trochę z dala, podszedł do kolegów. Jego wyraźne zaciekawienie zniknęło, gdy dowiedział się, że ma wymyślić neologizm.
- Ty ciągle wymyślasz nowe słowa - odparł Kundel na pytanie "dlaczego ja?".
- Ja nie wiem, serio, nie mam do tego głowy. Najlepiej nazwijcie je PolkoNiemkami.
- Głupie.
- Innej nazwy nie wymyślę.
Chłopaki westchnęły. Kobziński rozmyślał wciąż o Lenie, choć jego myśli coraz częściej przesuwały się w stronę kobiety z kalendarza. Nagle zdał sobie sprawę, że nie nadał jej imienia.
- Muszę lecieć - powiedział i szybko zniknął.
Reszta przyjęła to machnięciem rąk. Sami coś wymyślą, choćby mieli siedzieć w parku do później nocy. Wypalali papierosy jeden po drugim, wytężając umysły, niestety, ich mózgi i wyobraźnie nie chciały pracować, jakby niechętne właścicielom. A przecież trzeba je nazwać, trzeba je określić, to rzecz podstawowa. Człowiek nazwany i określony to człowiek poznany w najmniejszym stopniu - dalej są inne etapy znajomości, też ważne, ale mniej ważne niż imię czy nazwisko. Lena! Dlaczego nie możesz być Niemką albo Polką, albo jakimś zwierzakiem? Musisz być mieszanką, br, jak to okropnie brzmi, twierdzili zgodnie koledzy Kobzińskiego, który w tym czasie patrzył na kobietę z trzema piersiami i zastanawiał się, czy Maheudka jest dla niej dobrym imieniem.
*
Głupi był ten, kto sądził, że Lena niczego nie podejrzewała. Wręcz przeciwnie - doskonale znała swoją urodę i wiedziała, że dla żadnego człowieka nie jest ani ładna, ani brzydka. Oczywiście jednych bardziej zachwycała niż obrzydzała, a drugich na odwrót, jednak miała coś w sobie niepokojącego. Prawie tak samo wysoka jak Kobziński, z kilkoma nadprogramowymi kilogramami osiadłymi na biodrach i brzuchu i stosunkowo chudymi ramionami przypominała chodzący trójkąt. Nawet głowa zdawała się zwężać ku górze, zapewne z powodu niezbyt udanej fryzury. Mocno się malowała, uważając, że makijaż jej pomaga. Myliła się bardzo, co potwierdzali ludzie litościwymi spojrzeniami sugerującymi pobyt u prawdziwej kosmetyczki.
Mimo tych cech Niemką nie można było jej nazwać.
Człowiek instynktownie szuka u drugiej osoby dobrych fragmentów. Może kobieta przede mną ma ładne oczy, może mężczyzna, któremu się przeglądam, ukrywa piękny uśmiech? Takim fragmentem u Leny był jej ruch. Chodziła zgrabnie, niczym modelka, noga za nogą, w linii prostej, wyprostowana, ale w sposób lekki, miły dla oka, jakby nie znała w ogóle zgarbienia. Wciąż uśmiechnięta, często pokazywała białe, równe ząbki. Lubiła rozmawiać z ludźmi, ba, twierdziła, że rozmowa wspomaga ją w walce z brzydotą, której odrobinę było więcej niż piękności w jej ciele, jakże interesującym kolegów i Kobzińskiego.
Sama Lena mówiła:
- Bóg potrafi mieć poczucie humoru. Niemal wszystkim innym dał albo urodę, albo jej brak, a mi to i to. Tylko jak z tym żyć?
Wiedząc, że w najbliższym czasie nie dostanie odpowiedzi na to pytanie, poszła spać. Śniła, że jest piękną nimfą w świecie opanowanym przez brzydkich ludzi, którzy próbowali ją zabić. Czy zabili? - Lena się nie dowiedziała, bo się obudziła, sen jednak dał jej wiele do myślenia.
- Ja się nie dam - powiedziała do siebie. - Zobaczycie, będzie ze mnie określona osoba.
*
- Mieszanka?
- Ta, wedlowska!
*
- Nie do końca Polka, Nie do końca Niemka?
- Mówiłem: jeden wyraz!
- No tak, zapomniałem.
*
- Wybryk natury?
- Ty się już lepiej Walek nie odzywaj.
*
Chłopaki do niczego nie doszli, nie licząc kłótni, która pobiła z sobą Kundla i Walka. Reszta również wracała do domów z zepsutymi humorami mającymi się naprawić dopiero po pewnym czasie.
4. Maheudka (Piersiątka)
Jako zagorzały czytelnik wszelkich książek - od kucharskich, po poradniki, aż do dzieł klasyków - Kobziński po powrocie do domu natychmiast wziął się za przeszukiwanie dzieł z biblioteczki. Biblioteczka ta posiadała mnóstwo okazów, na których widok większość ludzi by jęknęła, dziwiąc się, że ktokolwiek może tyle przeczytać. Regał zajmował całą jedną ścianę, a książki stały na nim uporządkowane alfabetycznie, według autora. Kobziński już na pamięć znał mniej więcej, gdzie co leży, szczególnie swoje ulubione tytuły. Jednym z nich był "Germinal" Zoli, którego to chłopak cenił za ciekawe imiona dla bohaterów.
- Pomógł nieraz, pomoże i teraz - powiedział sobie chłopak i wziął tekst do rąk.
Nie musiał go otwierać - wystarczyła obecność, dotyk okładki, żeby przypomniał sobie Maheudkę i Katarzynę. Właśnie nad tymi dwoma imiona się zastanawiał, choć początkowo chciał uwzględnić również Pieronkę, jednak uznał, że koledzy będą ją przekształcać na Pierdonkę. Z drugiej strony, co by nie wybrał, inni wymyślą swoją wersję. Dla ułatwienia zapisał sobie oba imiona - Maheudkę i Katarzynę - na kartce papieru, ładnym, kaligraficznym pismem koloru czerwonego, dla dodania im wyrazistości. I zaczął patrzeć, to na jedno, to na drugie. Gdy już mu się wydawało, że wybierze pierwsze, nagle jego uwagę zwracało drugie i pokazywało dotąd ukryte zalety. Maheudka brzmiała milej, niestety też bardziej obco, a z Katarzyną było na odwrót. Do tego Katarzyną zwała się co druga dziewczyna na świecie, czy więc wypadało dawać tak pospolite imię kobiecie idealnej, dążącej do odcięcia się od szarej nudy życia? Sprawa się rozwiązała - pani z kalendarza będzie się zwać Maheudką.
- Moja Maheudka! - krzyknął rozpromieniony Kobziński.
Nad nazwiskiem nie chciało mu się myśleć.
*
Chłopaki na wieść o Maheudce wybuchnęli śmiechem.
- Lepsza już Katarzyna, choć rzeczywiście to bardzo pospolite imię - rzekł Mały.
- Maheudka? Co to w ogóle jest? Ma jakiś odpowiednik w polskim? - spytał Kundel.
- A czy to ważne? - zdziwił się Kobziński. Rozmowa trwałaby dalej, gdyby nie nadejście Leny, która bez najmniejszego ostrzeżenie weszła do pokoju kolegi.
- Słuchaj - zaczęła. Wyglądała bardzo bardzo groźnie, toteż chłopaki, by jej jeszcze bardziej nie rozzłościć, odsunęli się na metr. - Ja mam swoją wartość i nie mam zamiaru się poniżać, jeżeli jednak uważasz, że możesz robić co chcesz, masz się więcej do mnie nie odzywać. Bydlaku! Padalcu! Suk... Ach, nawet mi się nie chce strzępić języka na ciebie. Wychodzę. Przypatrz mi się dobrze, bo widzisz mnie ostatni raz, chyba że mnie przeprosisz. No ale ty przepraszać nie umiesz, więc...
- Zamknij się, Lena.
Dziewczynę zamurowało. Kilka sekund temu ożywiona i gotowa do każdej walki, teraz stała niczym szara myszka, ze spuszczoną głową, jakby coś przeskrobała. Odeszła po długim milczeniu, wysyłając Kobzińskiemu spojrzenie pełne pretensji. Jak się domyślał chłopak, nie spodobało się jej, że ją ośmieszył na oczach kolegów. Ci śmiali się bardziej niż przy Madeudce.
- O co jej chodziło? - zdołał zapytać najgłośniej śmiejący się Kundel.
- Nie wiem. Od jakiegoś czasu przychodzi do mnie i robi awantury o nic. Potrafi się wkurzyć o byle co, na przykład o to, że nie odpisuję na gg. I ma okropne zmienności nastroju.
- Chyba każda dziewczyna popada w jedną skrajność w drugą.
Zgodni co do uwagi Kitki chłopaki wrócili myślami do kobiety z kalendarza. Ona przynajmniej nie będzie marudzić, chyba że Kobziński wymodli cud mowy. Tylko po co, dobrze było jak było, można patrzeć bez strachu, iż Maheudka przemówi pełnym żalu, zazdrości bądź rozkapryszenia głosem, doprowadzającym wyłącznie do jednego - irytacji. Nadal pozostawała jednak sprawa trzeciej piersi, której koledzy nie potrafili zignorować.
- Ja bym dał jej Cycnica - powiedział Mały.
- Trójcycnica!
Kobziński nie pozwolił kolegom na dalsze, piersiowe rozmyślania - wypędził ich z domu, niezadowolony, że kpią sobie z jego kochanej Maheudki.
*
- Piersiówka.
- No weź, głupie. Już Cycnica była lepsza.
- Ale nie pasuje.
*
- Trójcycnica kojarzy mi się z trójpolówką.
- Mnie też. Potrzeba czegoś subtelniejszego.
- Może...
- Ty, Walek, siedź cicho.
*
- Wiem! Trzeba cycki zamienić na piersi! Piersi... Piersionówka, Piersionka, Piers... Pierś... Piersiątka!
- Tak, Piersiątka!
Piersiątka przyjęła się szybko i wkrótce każdy kolega Kobzińskiego nazywał jego kalendarzową dziewczynę Piersiątką, choć oczywiście nie przy chłopaku. Kobziński miał bzika na punkcie zboczonych przezwisk, twierdząc, że ludzi i rzeczy, które się kocha, należy również szanować. Szacunek ów wyraża się między innymi w imieniu właśnie, przezwisku mającym mówić wiele. A cóż to za nazwa, która przynosi same zboczone skojarzenia?
- Maheudka nie jest lepsza - rzekł raz Kundel, jakby domyślając się, co sądzi o Piersiątce Kobziński. - Może się kojarzyć z: "Machnę udka, później pierś kurczaka" albo "Machnę na udka, później na piersi kobiety". Tak czy siak, jedno i drugie przezwisko z piersiami się kojarzy.
- Ale nasze ładniej brzmi.
- Oczywiście! Skąd on w ogóle wziął Maheudkę?
- Od Zoli.
- Palant. Żeby dziewczyna mu wymyślała imiona?
5. Wielkie wielbienie przerywane wrzaskami
Gdy Kobziński zachwycał się kobietą z kalendarza, Lena bardzo się nudziła, tak że ciągle o nim myślała. Skrzywdził ją, upokorzył, owszem, ale co z tego? Ona była z tych dziewczyn, które wybaczają, z tych kobiet, które mimo bicia, plucia wiecznie kochają swoich mężczyzn, często niewiernych i gardzących ich miłością. Nawet gdyby Kobziński sto razy wypowiedział "zamknij się!" albo coś gorszego, Lena dalej by marzyła o wspólnej przyszłości w domku nad morzem, z dwójką dzieci i rudym kotem. Musiała jednak swoje nieodkryte przed nikim plany od czasu do czasu przerywać nagłymi wybuchami, z drugiej strony mówienie, że "musiała", było stanowczo na wyrost. Ona nie była tego nawet świadoma. Po prostu zdarzało się jej obrazić za byle co czy krzyknąć nieprzemyślane słowa. Żałowała każdej akcji, czuła się jeszcze podlej, uważając, że już jej chłopak nie wybaczy. Ale wybaczał. Szczerze, to wcale się nie gniewał. Lenie trudno było zrozumieć takie i podobne postępowanie, pełne wybaczenia dla czegoś tak okropnego. Można przytulić się do męża, który przed chwilą nas zlał, czy jednak da się zrobić to samo z człowiekiem niepotrafiącym pohamować słów w gardle? Och, jak Kobziński ją tym zauroczył, jak by chciała go przytulić... Niestety, padał deszcz, a i wieczór się zbliżał. Jutro może go odwiedzi, pewnie przeprosi albo... albo znów wybuchnie. Skomplikowane bywają relacje między dziewczyną kochającą i nie kochaną a chłopakiem niekochającym i kochanym.
*
Około dwunastej następnego dnia Lena stawiła się przed domem Kobzińskiego. Na widok jej nieokreśloności chłopak jęknął. Po wielu godzinach rozmyślania nad ideałem kobiety miał nadzieję, że otworzywszy drzwi ujrzy Maheudkę w żywej postaci.
- Wpuścisz mnie? - spytała Lena.
- Jasne, właź - odparł Kobziński, po czym, żeby nie dać po sobie poznać, iż jest zawiedziony pojawieniem się znajomej, dodał: - Ładna fryzura.
- Nie byłam u fryzjera.
- No to bluzka.
- Stara jak diabli, z któryś świąt.
- Spodnie też?
- Też!
- Ale chyba wcześniej ich nie zakładałaś, co?
- Takiś pewny? Byłam w nim na naszym pierwszym spacerze w parku.
- Jak ty wszystko dokładnie pamiętasz! - krzyknął zdumiony Kobziński. I wtedy się zaczęło:
- A ty oczywiście się wyzłośliwiasz, a do tego udajesz zachwyconego, żebym tylko się nie przejmowała. Gówno z tego wychodzi, wiesz? Szanuję cię i oczekuję tego samego od ciebie, tymczasem ty masz mnie w nosie. Jesteś zwykły dupek.
Zanim Kobziński zdążył zareagować, Lena wybiegła na ulicę. Już po paru sekundach wiedziała, że powiedziała coś bardzo złego.
*
- Jestem debilką.
- Nie jesteś.
- Skąd wiesz?
- A ty skąd wiesz, że nie jestem?
- Wcale nie wiem. Po prostu tak sądzę. Szczerze mówiąc mało osób może nazwać się debilami.
- No to jestem głupia.
- Cóż, tu istnieje większe prawdopodobieństwo, że masz rację.
*
- Lubisz mnie jeszcze?
- Tak.
- Udowodnij.
- Lubię cię.
- Czynami! Zaproś mnie gdzieś, podaruj coś. Dawno nie dostałam od chłopaka kwiatów.
- Kupię ci jutro.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Mogą być czerwone róże?
- Mogą! Jakiś ty cudowny!
Kobziński, jak obiecał, tak zrobił - kupił Lenie duży bukiet czerwonych róż z różową wstążką (na śmierć zapomniał, że dziewczyna nie lubi różu, na szczęście nie zwróciła na to uwagi). Podziękowała cmoknięciem w policzek i roześmianym uśmiechem, który dał chłopakowi wiele do myślenia. Już znał odpowiednią nazwę dla mieszanek.
Lenki. Będą się zwać po prostu Lenki.
6. Rozmyślania różne, pewne
- Podobają mi się Lenki.
- Mnie też.
- No, nazwa idealna - potwierdził Kitka. - Wkrótce stanie się symbolem kobiecego nieokreślenia, ba, będzie się tylko i wyłącznie z tym kojarzyć. A ty, Kobziński, dostaniesz za to Nobla.
- Niby w jakiej dziedzinie?
- Literackiej na przykład.
- Musiałbym coś napisać.
- No to pisz - odparł Kitka, jakby mówił o czymś banalnym. - Dużo czytasz, więc powinieneś wiedzieć mniej więcej, jak to się robi.
Kobziński nie odpowiedział. Pisanie? A skąd! Żeby psuć świat tworzony przez świetne książki? Nie, on był mądry, on wiedział, że jego powołanie idzie w zupełnie inną stronę, że musi robić w życiu coś odmiennego. Może zostanie pilotem albo księdzem, o ile spotka wystarczającą ilość Lenek, albo stanie się zwykłym mężem Polki (oby!), z którą zamieszka gdzieś na południu i będzie żył z dala od problemów. Nie rozumiał i gardził ludźmi próbującymi na siłę robić coś, co im nie wychodzi. O ile lepiej prezentowała się literatura, gdyby teksty pisarczyków od siódmej boleści ktoś ukradł i spalił w wielkim stosie! Kobziński długo by mógł jęczeć w myślach, gdyby nie koledzy, którzy szturchali go w ramiona, próbując przywrócić go do rzeczywistości.
- Napiszesz? - spytał Kitka. Podniecił się na samą myśl, iż zwałby się znajomym pisarza. Nie żeby uważał ten zawód za wielce interesujący, pisarz jednak rządzi wyobraźnią, a gdy schwyta ją mocno, być może stworzy książkę godną ekranizacji w największym rozmachu. Dlatego też Kitka zmartwił się bardzo, gdy usłyszał przeczącą odpowiedź.
*
- Naprawdę miałeś pomysł z tymi Lenkami - zaczął Kundel ponownie temat. - Widać, że ci żadna Zola nie pomagała.
- Nie pomagał. Zola był facetem.
- Nie żyje? To dobrze, przynajmniej już nie będzie źle radził.
Kobziński jęknął. Z jednej strony korciło go, by zapytać kolegów o Mrożka, Dostojewskiego czy też Vonneguta, z drugiej bał się, że odpowiedzi go bardziej zdołują. Milczał więc, pewny, iż ani w najbliższym czasie, ani w dalszym chłopaki nie zaczną czytać.
Zupełnie inna pod tym względem była Lena.
- Ja uwielbiam czytać - powiedziała raz i od razu urosła w oczach Kobzińskiego. - Co dwa tygodnie chodzę do biblioteki, czasem odwiedzam księgarnię albo biorę udział w konkursie, w którym do wygrania są książki. Raz wymyśliłam hasło dla jakiejś gazety i wygrałam Austen.
- Dumę i uprzedzenie?
- Emmę. Pewnie nie znasz, to znaczy znasz, ale nie czytałeś, bo faceci czegoś takiego nie biorą. Dziwne - gdy dziewczyna bierze się za męską prozę, jest to normalne, ale gdy chłopak sięga po babską, to od razu się wszyscy śmieją.
- Nie dzieliłbym prozy na męską i babską.
- A nie dziel, co mnie to obchodzi? - niemal warknęła Lena. - Ja mówią co sądzę. Dla mnie niektóre książki są wybitnie męskie, a inne wybitnie babskie.
- Które wolisz?
- Męskie.
- No to wól.
- Zły jesteś na mnie?
- O co ci znów... - zaczął chłopak, ale szybko sobie darował, widząc, że dziewczyna odchodzi. Nie odzywali się do siebie przez kolejne cztery dni, co on przyjął z wielką radością, a ona ze skrywanym smutkiem.
*
- Jest zazdrosna. Tylko zazdrosne dziewczyny tak wariują.
Słowa Małego zabrzmiały niczym największa świętość, prawda, z którą należy się zgadzać pod każdym względem, dla Kobzińskiego jednak były kolejnym powodem do wzruszenia ramionami. Nic go nie obchodziło, że jakaś dziewczyna jest zazdrosna, albo płacze, albo się boi. Nie jego wina, sama się tak ustawiła w życiu, że teraz cierpi pod byle pretekstem. Może to jakiś sposób zwrócenia na siebie uwagi? Niektórzy ludzie nie potrafią inaczej jak przez krzyk zakomunikować swoją obecność. Z drugiej strony, pewnie zostali pominięci właśnie dlatego, żeby był większy spokój na świecie. A tymczasem oni i tak się buntują, wrzeszczą, ryczą, chociaż wszyscy mają ich w nosie. No, czasem znajdzie się osoba kochająca, wierna i cierpliwa, która zniesie wszelkie udręki ze strony biedaka bądź biedaczki. Kobziński bynajmniej nie zamierzał do takich osób należeć. Jeżeli Lena rzeczywiście coś od niego potrzebowała, niech przestanie się łudzić i ruszy w dalszą drogę w poszukiwaniu księcia-obrońcy na białym koniu.
- Kobzińskiemu trafiła się Lenka, haha! - zawołał Mały. Koledzy szybko pochwycili hasło, wkrótce też cały park, w którym się znajdowali, wiedział o nowej parze.
- To tylko znajoma - powiedział spokojnie Kobziński i poszedł sobie, ot tak, do Maheudki.
Wędrował między nią a światem rzeczywistym, pewny, że przyszłość mu to wynagrodzi, jakby samo patrzenie na kobietę było czymś godnym podziwu. Dla kolegów oczywiście Piersiątka dalej posiadała trzy piersi, których nie mogli przeboleć i chociaż ilość wypowiedzianego na głos "zmień kalendarz na inny" zmniejszyła się kilkukrotnie, chłopaki wciąż jęczeli, zastanawiając się, jak pozbyć się wybryku grafika z domu Kobzińskiego. To, że wymyślili piękne przezwisko, o niczym nie świadczyło. Wymyślili, bo wybitnie ich obrzydzała Maheudka. Teraz zaś trzeba było zrobić porządek z kalendarzem.
Podczas gdy Kobziński opowiadał Maheudce o mijającym powoli dniu, koledzy, a konkretnie Mały, wpadli na genialny pomysł.
- Najlepszym wrogiem zakochanego mężczyzny jest inna kobieta, a zakochana już w ogóle - zaczął Mały. Oczy mu świeciły, jakby za chwilę miał wynaleźć mnożnik piwa. - Taka jest Lena i z pewnością będzie zła, gdy się dowie o Piersiątce. Zatem...
- Zatem trzeba do niej iść, opowiedzieć o sprawie kalendarza i wtedy nie ma bata - Kobziński zmieni go, zanim Lena do niego wróci, a wróci na pewno.
- No, takie zawsze wracają. Człowiek chce odpocząć, niestety, wciąż go odwiedzają, piszą na gg, piszą o nim posty na blogu, na forum wyznają miłość... Nawet mi szkoda Kobzińskiego.
- Nam też.
7. Wielkie uczucia...
Koledzy sami się zdziwili, gdy sprawy potoczyły się bardzo szybko. Już na następny dzień po rozmowie z Leną ta poszła do Kobzińskiego i powiedziała mu, co sądzi o nim i jego kochanej przyjaciółce z kalendarza. Kobziński ani trochę się nie przejął kolejnym wybuchem dziewczyny, wręcz przeciwnie - zaśmiał się jej prosto w twarz. Tym razem jednak Lena nie wybiegła na ulicę, tylko stała, wpatrując się w ukochanego dużymi smutnymi oczami. Obydwoje nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów, jakby miało im to w czymś przeszkodzić, na przykład w odnalezieniu porozumienia. Śmiech chłopaka szybko przerodził się w zwykły uśmiech, który sprawił, że dziewczyna poczuła się lepiej. Mimo to zapytała:
- Musisz być taki?
Nie musiał. Szczerze, nawet nie był, to jej coś się poplątało w głowie i teraz wierzy, iż wszystkie jego słowa mają negatywny wydźwięk. Nie znała się ani na żartach, ani na ironii, trzeba było przemawiać do niej minkami, inaczej... A zresztą! Kobziński wolał pomyśleć o czymś innym, choćby miał przez następne kilka godzin słuchać narzekać Leny. Na szczęście - i ku zdumieniu chłopaka - ta przeprosiła cicho, po czym usiadła na kanapie i spojrzała z westchnieniem na kalendarz.
Choć widziała go wiele razy, nie zwróciła na niego uwagi. Był dla niej przeciętnym dodatkiem do domu, czymś, co powinno być, by życie rodzinne mogło bez przeszkód funkcjonować. Nie dostrzegła ani złego roku, ani trzeciej piersi Maheudki. Teraz patrzyła, zastanawiając się, czemu Kobziński taki jest. Czemu musi wielbić głupią kobietę z kalendarza? Chciała już zapytać o to wprost, gdy chłopak odezwał się słowami, których najmniej się spodziewała:
- Lena, to Maheudka. Maheudka, to Lena.
Po chwili zdumionego milczenia ze strony dziewczyny dodał:
- Wybacz, że wcześniej was sobie nie przedstawiłem, ale zapomniałem. Maheudka nie należy do osób rozmownych.
- Ona w ogóle mówi? - spytała Lena, zanim ugryzła się w język.
- Jak się dobrze wsłuchać, to tak. Coś jednak mi się wydaje, że tylko mi ufa.
- Potrafi być zazdrosna?
- Może, choć jeszcze tego nie pokazała.
Lena chciała zadać mnóstwo pytań, ale że każde było ważne, milczała, nie potrafiąc się zdecydować na żadne z nich. Kobziński tymczasem uśmiechał się, zadowolony, że zdołał uspokoić koleżankę. Wydała mu się ładna, jakby widział ją po wielu latach tęsknoty. Nie zmieniła w sobie nic - nawet ostrzej się pomalowała - a mimo to patrzył i patrzył, gotów odpowiedzieć na jej każde pytanie. Wiedział, że waha się przed powiedzeniem czegokolwiek, toteż zaczął mówić:
- Maheudka jest u mnie od bardzo dawna. Pewnie zastanawiasz się, czemu jej nie zmienię, co? Lubię ją. Dostałem ją od znajomego, powiesiłem na ścianie i jakoś do tej pory nie zdjąłem. Pytałem się przez wiele dni po sylwestrze, dlaczego nie kupię sobie nowego kalendarza albo nowej wersji Maheudki. Później przestałem się pytać, bo uznałem, że to bez sensu. Każdy musi posiadać coś trwałego, nie do wyrzucenia, nawet mimo utraty ważności.
- Twoi koledzy się z niej śmieją.
- Wiem.
- I nazywają Piersiątką.
- Naprawdę? - Kobziński ledwo ukrył zdumienie pomieszane ze złością.
- Nie obraź się - zaczęła niepewnie Lena - ale Piersiątka bardziej mi się podoba niż Maheudka.
- Nie szkodzi.
- Poważnie?
- Tak.
Kobziński był pewny, że Lena zaraz rzuci mu się na szyję z okrzykiem "jakiś ty kochany!", dziewczyna jednak uśmiechnęła się lekko i na nowo wpatrzyła w kalendarz.
- Chciałabym mieć takie duże piersi - powiedziała nagle.
- Zatrudnij grafika i będziesz mieć.
- Myślisz, że ją poprawiali?
- A którą kobietę w dzisiejszych czasach zostawiają tak jak jest, bez najmniejszych poprawek?
- Pewnie żadnej, ale mi się wydaje, że ma naturalne piersi.
Kobziński zastanawiał się, czy zapytać Lenę o dodatkową pierś Maheudki, do której widoku być może nie się nie przyznawała, by nie sprawić mu przykrości. Z drugiej strony pragnął wierzyć, że koleżanka widzi normalnie, widzi ramię, nie dodatkową pierś. Już miał rozpocząć opowiadanie o Maheudce na nowo, gdy Lena spytała:
- Dlaczego twoi koledzy mówią, że ma trzy piersi?
- Bo są ślepi - odparł chłopak i westchnął z ulgą.
- Gdyby byli ślepi, to by żadnej nie widzieli.
- Jesteś urocza.
Lena wyprostowała się gwałtownie, usłyszała bowiem najmilsze słowa w swoim życiu. Mimo to udawała obojętność. Mówiła coś, sama nie wiedziała co, byle mówić i odwrócić myśli od przed chwilą wypowiedzianego wyznania, które skierowane było właśnie do niej. Ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem, a jeszcze z większą trudnością przyjęła fakt, że Kobziński usiadł obok, bardzo bardzo blisko.
*
- Będziemy milczeć?
- A chcesz? Bo ja tak.
- Twój dom, ty decydujesz.
- Mądra z ciebie dziewczyna.
- Co cię tak wzięło na komplementy?
- Wiesz, czasem człowiekowi zaczyna się nudzić wychwalanie kobiety z kalendarza i szuka kogoś rzeczywistego.
- Aha, i tylko dlatego...
- Uwierz, nie tylko.
*
- Wiesz co? Jesteś ładniejsza niż myślałem.
- Pewnie słabo patrzyłeś.
- Może. Nie chcę się pytać, czy zmieniłaś fryzurę, sposób ubierania...
- Zmieniłam! Założyłam dziś bransoletkę. Dawno nie chodziłam w bransoletkach.
- To teraz musisz dokupić pierścionek i naszyjnik, dla kompletu.
- Ty mi dokup. Byle nie różowe.
- Dobrze.
*
- Naprawdę jestem ładna?
- Naprawdę.
- Ale Maheudka ładniejsza?
- Tak, ale pamiętaj, że jej pomagał grafik. Być może, w rzeczywistości, jest okropną głupią blondynką z cellulitem, obwisłym biustem i fałdami tłuszczu na brzuchu i biodrach. Zresztą, każda, jeżeli tylko chce, może być Polką albo Niemką.
- Do której mi obecnie bliżej?
- Jeszcze się pytasz? Do Polki oczywiście. Mogłabyś się tylko przestać malować.
- Przestanę.
- Tak po prostu?
- No, po prostu.
*
Rozmawiali długo, aż do wieczora, kiedy to przyszedł Mały. Widząc ich półleżących na łóżku, uśmiechnął się, szybko jednak spoważniał, dostrzegłszy znajomy kalendarz na ścianie. Był pewny, że Kobziński go zdejmie, a tymczasem wisiał on sobie jak wisiał, z Piersiątką na pierwszym planie, z Piersiątką jeszcze bardziej trójpiersiową.
- Co? - spytał Kobziński. - Coś chciałeś?
- Nie, nic, tak tylko przyszedłem...
- Sprawdzić, czy zdjąłem kalendarz?
Mały wyszedł bez słowa. Później kolegom wyjawił, że ich genialny plan udał się tylko w połowie.
8. ...i jeszcze większe rewolucje
Lena rzeczywiście po zmyciu tony makijażu wyglądała o wiele ładniej i - przede wszystkim - naturalniej. Uśmiechała się do lustra na widok swojej starej twarzy, którą już prawie zapomniała, a którą dzięki ukochanemu odkryła na nowo i chciała się nią chwalić każdemu człowiekowi na świecie. Już nie należała do mieszanek. Mieszanki również nie miały się więcej zwać Lenkami. Kobziński uznał wręcz, że kobiet nieokreślonych nie ma, są jedynie nieokreślone gusta, ich wahania i wątpliwości. To, czy dziewczyna jest Polką, czy Niemką, zależy tak samo od niej, jak i obserwatora.
- Maheudka nie będzie zła? - spytała Lena, przestając przeglądać się w lustrze.
- Niby z jakiego powodu?
- No, że od dziś będzie tą drugą.
Kobziński zaśmiał się szczerze i przytulił dziewczynę. Szepnął na ucho, że nie, skąd, Maheudka jest wyrozumiałą osobą, zresztą, bardzo lubi nowe znajomości. Czasem się z Kobzińskim nudzili, nie mając tematów do rozmów ani w ogóle chęci, by cokolwiek mówić. Przyda im się więc trzeba osoba, szczególnie że jest nią Lena, której mogli ufać, a nie tacy koledzy, za wszelką cenę próbujący udowodnić, jak bardzo są głupi.
- Oni są wstrętni.
- Masz rację.
Zaczynała mieć coraz częściej rację. Zmieniam się, zapytał się w duchu Kobziński. Pewnie, że tak. Już nie tylko był kochanym, ale i kochającym. Cieszył się z co drugiego zdania Leny, choć jeszcze kilka dni temu zapłaciłby milion złotych, by zniknęła z jego życia. Chciał ją po prostu wywalić, jak nie chciał wyrzucić Maheudki. Teraz pragnął mieć obie przy swoim boku. Przynajmniej na razie, przynajmniej na trochę.
Kobieta z trzema piersiami
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15
Re: Kobieta z trzema piersiami
Witaj, Patko.
Z przyjemnością przeczytałam Twoje opowiadanie. Jest barwe, żywe, postaci dobrze naszkicowane i zdecydowanie do lubienia. Sporo w tym tekście do zwykłego uśmiechu, ale nie tylko. Tak sobie myślę, że wszyscy mamy potrzebę posiadania czegoś trwałego i niezmiennego, przy czym tkwimy wbrew ogółowi. W tym kontekście podzielam zdanie bohatera - kalendarz z trójpiersiastą dziewczyną ma wisieć i już. Ale, wystarczy ktoś z odrobiną kompromisu dla naszej fiksacji i wcale tak bardzo nie upieramy się przy niej, bo...pojawiają się nowe możliwości. Co więcej, zauważamy, że to, co uważaliśmy za nasz wyznacznik czegoś tam, wbrew pozorom idealne nie jest, że często widzimy retusz, a nie istotę sprawy (to w kontekscie rozmowy o obróbce zdjęcia i możliwościach w stosunku do piersi Lenki). Ostatecznie okazuje się, że nasze wyobrażenia tak mocno nas trzymały, że nie pozwalały rozejrzeć się wokół i zobaczyć, że to co fajne jest tuż obok. Tak mi się pomyślało pod twoim tekstem...
Chłopaki cudne:-), ich dialogi budzą nieustanny uśmiech. Niestrudzeni w porządkowaniu swojego podejścia o świata i szukaniu szuflad, albo, dla odmiany ich wybebeszaniu. Jak czytałam, to miałam wyobrażenie - muszą mi wybaczyć - gromadki rozbrykanych psich podrostków, takich na progu dorosłości, co to dorosłego dotykają, ale ze szczenięcym zachwytem i uporem zajmują się nieistotnym. Jeden Kucyk z modelu się wyłamał, bo mówił po prostu " nie wiem" i tak troszkę z boku stoi.
Najmniej barwnie prezentuje mi się Lenka, no właśnie - nie ma w niej niczego, czego mogłabym się chwycić - dokładnie " brzydkoładna".
Słowem tekst udany i przyjemnością spędziłam z nim dzisiejsze przedpołudnie.
Błędy drobne znalazłam:( nie mam siły i cierpliwości do sensorycznego zaznaczania tekstu, zawsze mi cuda zakreśla, więc wypiszę po prostu)
- " Nie zniósłby tylko twarz kolegów" - literóweczka, "y" uciekło.
- "...nie licząc kłótni, która pobiła..." - nie upieram się, ale coś mi w "pobiła" troszkę szwankuje. Niby oczywista wymowa, brzmi humorystycznie ale... Powiadam, nie upieram się:-)
- " ...śmiali się bardziej, niż przy Madeudce" - literówka, tym razem "h" się nie wklepało.
- "Na następny dzień..." - czy nie lepiej "następnego dnia"?
- "Dawno nie chodziłam w bransoletkach..." - "chodziłam" mi nie leży. Raczej " nosiłam", wszak w butach chadzamy , nie w bransoletach.
Przecinków nie tykam:-)
Pozdrawiam:-)
Z przyjemnością przeczytałam Twoje opowiadanie. Jest barwe, żywe, postaci dobrze naszkicowane i zdecydowanie do lubienia. Sporo w tym tekście do zwykłego uśmiechu, ale nie tylko. Tak sobie myślę, że wszyscy mamy potrzebę posiadania czegoś trwałego i niezmiennego, przy czym tkwimy wbrew ogółowi. W tym kontekście podzielam zdanie bohatera - kalendarz z trójpiersiastą dziewczyną ma wisieć i już. Ale, wystarczy ktoś z odrobiną kompromisu dla naszej fiksacji i wcale tak bardzo nie upieramy się przy niej, bo...pojawiają się nowe możliwości. Co więcej, zauważamy, że to, co uważaliśmy za nasz wyznacznik czegoś tam, wbrew pozorom idealne nie jest, że często widzimy retusz, a nie istotę sprawy (to w kontekscie rozmowy o obróbce zdjęcia i możliwościach w stosunku do piersi Lenki). Ostatecznie okazuje się, że nasze wyobrażenia tak mocno nas trzymały, że nie pozwalały rozejrzeć się wokół i zobaczyć, że to co fajne jest tuż obok. Tak mi się pomyślało pod twoim tekstem...
Chłopaki cudne:-), ich dialogi budzą nieustanny uśmiech. Niestrudzeni w porządkowaniu swojego podejścia o świata i szukaniu szuflad, albo, dla odmiany ich wybebeszaniu. Jak czytałam, to miałam wyobrażenie - muszą mi wybaczyć - gromadki rozbrykanych psich podrostków, takich na progu dorosłości, co to dorosłego dotykają, ale ze szczenięcym zachwytem i uporem zajmują się nieistotnym. Jeden Kucyk z modelu się wyłamał, bo mówił po prostu " nie wiem" i tak troszkę z boku stoi.
Najmniej barwnie prezentuje mi się Lenka, no właśnie - nie ma w niej niczego, czego mogłabym się chwycić - dokładnie " brzydkoładna".
Słowem tekst udany i przyjemnością spędziłam z nim dzisiejsze przedpołudnie.
Błędy drobne znalazłam:( nie mam siły i cierpliwości do sensorycznego zaznaczania tekstu, zawsze mi cuda zakreśla, więc wypiszę po prostu)
- " Nie zniósłby tylko twarz kolegów" - literóweczka, "y" uciekło.
- "...nie licząc kłótni, która pobiła..." - nie upieram się, ale coś mi w "pobiła" troszkę szwankuje. Niby oczywista wymowa, brzmi humorystycznie ale... Powiadam, nie upieram się:-)
- " ...śmiali się bardziej, niż przy Madeudce" - literówka, tym razem "h" się nie wklepało.
- "Na następny dzień..." - czy nie lepiej "następnego dnia"?
- "Dawno nie chodziłam w bransoletkach..." - "chodziłam" mi nie leży. Raczej " nosiłam", wszak w butach chadzamy , nie w bransoletach.
Przecinków nie tykam:-)
Pozdrawiam:-)
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Kobieta z trzema piersiami
Dzięki wielkie.
Z uwagami się jak najbardziej zgadzam, poprawię tekst w najbliższym czasie. Nie jest on pierwszej świeżości, ale to nieważne. A kalendarz istniał naprawdę, tata miał u siebie w pokoju właśnie taki z gołębiami i nagą kobietą, która wyglądała, jakby miała trzy piersi (tak na marginesie: golizną już potrafią wszystko zareklamować, niedługo na zabawkach będą gołe baby albo goli faceci)
Pozdrawiam
Patka

Pozdrawiam
Patka
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Kobieta z trzema piersiami
Witaj Paciu. 
Znam ten tekst, ale z przyjemnoscia przeczytalam go po raz kolejny. Dlugi, ale leci sie przez niego sympatycznie i lekko, aczkolwiek momentami kazesz przystanac i zastanowic sie nad tym, czy owym. To dobrze, bo pisanie dla pisania jest wprawdzie potrzebne, ale jeszcze lepiej, gdy Autor/ka chce nam na cos zwrócic uwage.
I u Ciebie tak jest - za kazdym razem. Powtarzac sie jednak w komplementach nie zamierzam...
Wybrane.
Wybacz, ale to swiadczy o tym, jak uwaznie przeczytalam tekst (jak wszystkie Twojego autorstwa).
*
Co do ladnosci, blyskotliwosci i innych "osci" - mialam je tez wyszukac, ale jednak nie. Dlaczego mam kierowac uwage nastepnego czytelnika na to, co mnie sie akurat podoba? A moze on/ona znajdzie w Twoim opowiadaniu cos zupelnie innego (z racji swiatopogladu, poczucia humoru, czy tez aktualnego nastawienia do swiata)?
To, ze mi sie podoba, to wiesz.
Bardzo.
Potrafisz poprawic humor.
Klaniam sie nisko i czekam na "Wszczatki".


Znam ten tekst, ale z przyjemnoscia przeczytalam go po raz kolejny. Dlugi, ale leci sie przez niego sympatycznie i lekko, aczkolwiek momentami kazesz przystanac i zastanowic sie nad tym, czy owym. To dobrze, bo pisanie dla pisania jest wprawdzie potrzebne, ale jeszcze lepiej, gdy Autor/ka chce nam na cos zwrócic uwage.
I u Ciebie tak jest - za kazdym razem. Powtarzac sie jednak w komplementach nie zamierzam...
Wybrane.
Zapis bym poprawila.Patka pisze:- Nie zdejmę go!
tak że chłopaki nie mieli nic do gadania.
Przestawil?Patka pisze:Czasem coś przedstawił, bo go naszło, a czasem, bo mu się nudziło.
Niby bledu nie ma, ale ja bym zapisala tak: Bynjamniej nie przedstwiala ufoludki zachecajacej...smak imbiru pisze:Bynajmniej nie przestawiała panią ufoludkę zachęcającą do tolerowania obcych.
Twarzy.Patka pisze:Nie zniósłby tylko twarz kolegów, złych, przewracających oczami czy też naśmiewających się z trzeciej piersi kobiety.
Pobyt? Pobyt to raczej w sanatorium, u kosmetyczki pewnie wizyta, czy tez seria wizyt.Patka pisze:Myliła się bardzo, co potwierdzali ludzie litościwymi spojrzeniami sugerującymi pobyt u prawdziwej kosmetyczki.
Fragmenty brzmia mocno nieszczesliwie - moim zdaniem. Fragment to moze byc ramy, domu, czy tez karkówki wedzonej, choc tej ostatniej tez nie jestem pewna. Cech? Ladnych szczególów? Sama nie wiem, ale wiem, ze mi nie brzmi.Patka pisze:Człowiek instynktownie szuka u drugiej osoby dobrych fragmentów.
Ciag dalszy, a mezczyznie mozna sie raczej przygladac, no, chyba, ze przegladamy sie w jego oczach.Patka pisze:Może kobieta przede mną ma ładne oczy, może mężczyzna, któremu się przeglądam, ukrywa piękny uśmiech? Takim fragmentem u Leny był jej ruch.
Moim zdaniem Bóg ma poczucie humoru, natomiast potrafi miec gorszy, czy lepszy humor/dzien...Patka pisze:- Bóg potrafi mieć poczucie humoru.
Pomiedzy Walkiem wrzucilabym przecinki.Patka pisze:- Wybryk natury?
- Ty się już lepiej Walek nie odzywaj.
Do reki mógl raczej wziac ksiazke, dzielo, wolumin. Tekst ewentualnie mógl przeczytac/przypomniec sobie.Patka pisze:- Pomógł nieraz, pomoże i teraz - powiedział sobie chłopak i wziął tekst do rąk.
...ladnym, kaligraficznym pismem, tuszem w czerwonym kolorze/czerwonego koloru...Patka pisze:Dla ułatwienia zapisał sobie oba imiona - Maheudkę i Katarzynę - na kartce papieru, ładnym, kaligraficznym pismem koloru czerwonego, dla dodania im wyrazistości.
Ostrzezenia.Patka pisze:Rozmowa trwałaby dalej, gdyby nie nadejście Leny, która bez najmniejszego ostrzeżenie weszła do pokoju kolegi.
Chyba kazda dziewczyna popada z jednej skrajnosci w druga.Patka pisze:- Chyba każda dziewczyna popada w jedną skrajność w drugą.
Jakies to zdanie pokraczne. Moze: Lena nudzila sie tak bardzo, ze w czasie gdy Kobzinski zachwycal sie kobieta z kalendarza, ona myslala wlasnie o nim?Patka pisze:Gdy Kobziński zachwycał się kobietą z kalendarza, Lena bardzo się nudziła, tak że ciągle o nim myślała.
Dorzucilabym przecinek, w polowie (mniej wiecej).Patka pisze:Skomplikowane bywają relacje między dziewczyną kochającą i nie kochaną a chłopakiem niekochającym i kochanym.
Wiadomo.Patka pisze:- Ja mówią co sądzę.
(sie) zaliczac?Patka pisze:Kobziński bynajmniej nie zamierzał do takich osób należeć.
Dorzucilabym przecinek przed ze.Patka pisze:Lena chciała zadać mnóstwo pytań, ale że każde było ważne, milczała, nie potrafiąc się zdecydować na żadne z nich.
Albo dodaj pytajnik, albo - pomyslal/stwierdzil/zrozumial - np.Patka pisze: Zmieniam się, zapytał się w duchu Kobziński.
Wybacz, ale to swiadczy o tym, jak uwaznie przeczytalam tekst (jak wszystkie Twojego autorstwa).
*
Co do ladnosci, blyskotliwosci i innych "osci" - mialam je tez wyszukac, ale jednak nie. Dlaczego mam kierowac uwage nastepnego czytelnika na to, co mnie sie akurat podoba? A moze on/ona znajdzie w Twoim opowiadaniu cos zupelnie innego (z racji swiatopogladu, poczucia humoru, czy tez aktualnego nastawienia do swiata)?
To, ze mi sie podoba, to wiesz.
Bardzo.
Potrafisz poprawic humor.
Klaniam sie nisko i czekam na "Wszczatki".

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Kobieta z trzema piersiami
O matko, dzięki, sporo tego wyłapałaś. Teraz już wiem, że trzeba każde słowo literka po literce czytać, jak chce się mieć poprawny tekst.
Z resztą się mniej (lub więcej) zgadzam.
Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam
Patka
Zostawię jak jest, chyba nawet ten przecinek nie miałby uzasadnienia, no chyba że miałby to być taki przecinek "fonetyczny", jak ty je określasz.411 pisze:Patka pisze:
Lena chciała zadać mnóstwo pytań, ale że każde było ważne, milczała, nie potrafiąc się zdecydować na żadne z nich.
Dorzucilabym przecinek przed ze.
Rozumiem, że przed "a"? Też nie, w konstrukcji "między czymś a czymś" przecinka się nie stawia.411 pisze:Patka pisze:
Skomplikowane bywają relacje między dziewczyną kochającą i nie kochaną a chłopakiem niekochającym i kochanym.
Dorzucilabym przecinek, w polowie (mniej wiecej).
Z resztą się mniej (lub więcej) zgadzam.
W sensie, że mam tu je wkleić?411 pisze:Klaniam sie nisko i czekam na "Wszczatki".
Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam
Patka