Pokój numer 402 i dwa świerszcze
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Budzę się. Nie rozpoznaję ani sufitu, ani ścian, ani okien. Wilgotne podłoże zapomnianej od stuleci studni wciąga mnie, niczym trąba powietrzna. Potrzebuję ratunku, chcę wołać o pomoc, ale w gardle, w miejscu strun głosowych, wyrosły mi dwie splecione liany. Tkwię w tej nieokreślonej przestrzeni chyba wieki, zamrożona, porośnięta mchem, samotna. Najbezpieczniej jest odwrócić się w stronę drugiej połowy łóżka, by sprawdzić czy obok mnie leży moja pięcioletnia siostra, czy może któreś z samczych, dorosłych ciał. Nie zdążam jednak tego uczynić, ponieważ jakimś niewytłumaczalnym cudem odzyskuję słuch, dzięki któremu identyfikuję donośne głosy, odbijające się o ściany długiego korytarza. Ktoś puka do drzwi, a z ich drugiej strony unosi się męski tenor, który bez wątpienia zwraca się do mnie.
- To ty gotujesz zupę? Właśnie przypala się.
Akademik, ulica Studencka, trzecie piętro, pokój numer 402 - wielkości pudełka zapałek. Moja współlokatorka jest jeszcze na zajęciach. Zdrzemnęłam się, zostawiając w kuchni, oddalonej o parę metrów od pokoju, gotujący się na gazie barszcz. Z uspokojonym atakiem serca, odstawiam garnek do zlewu.
Piękna polska jesień. Skulone od chłodnego powietrza liście, na znak wisielczego buntu, zygzakowatym torem spadają z drzew. O tej porze roku przybierają postać kruszących się kameleonów. Podczas jesieni najpiękniej jest mieć dwadzieścia lat: splamioną krwią i spermą pościel i niedoczytaną książkę, leżącą pod łóżkiem. Wtedy wydaje się, że w chaosie można odnaleźć porządek, w dzikich wygibasach - spokój. Daję się ponieść myślom, że posiadam umysł dojrzałej kobiety, tymczasem jestem niczym innym, jak małym świerszczem, raz po raz grającym swoje melodie. Wychylając nos z dziupli, zerkam na świat. Marzę o dalekich podróżach z domem na plecach - upragnionym garbem. Bez pamiętników, zapisków, kolorowych zdjęć. Na stopa, autobusem, pociągiem, samolotem. Wojaży jest tak wiele, że wraz ze współlokatorką nie zdążam systematycznie uzupełniać asortymentu piwa, aby mogło nam towarzyszyć przy omawianiu szczegółów eskapad. W poniedziałek, za sprawą nocnych rozmów, byłyśmy pod murem Chińskim, nieopodal gór Nan - Szan. Wtorek zaś przeznaczyłyśmy na wizytę w Cerkwi Wasyla Błogosławionego w Moskwie, by już w środę delektować się pobytem w Dolinie Królów. Naszą małą, zamkniętą na cztery spusty chatkę wyścieliłyśmy kobiercami żylastych map. Niestraszne nam rdzawe barwy gór i ich śmiercionośnych szczytów ani głęboki brąz nieodkrytych przez ludzką stopę jaskiń. Rozległe, błękitne plamy oceanów przepływamy z niewiarygodną zwinnością. Nasz strach niemocy zaczerpnięcia powietrza osiąga apogeum przy krętych liniach wielkich rzek świata. Tonęłyśmy w Amazonce i Dunaju, wody Jeniseju i Kongo próbowały wypełnić nasze płuca. Z wszystkich walk o kolejną szansę pozostania żywym, wyszłyśmy prawie bez szwanku; nie licząc kilku szwów na łokciach i kolanach: higienicznych pamiątek z przebytej wyprawy.
Na suchym lądzie, gdzie jest w miarę bezpieczne, co dzień odbywa się dobrze nam znany cyrk stawania się dorosłym człowiekiem: wygodnego dobierania słów i używania cieni do powiek. Każdego dnia zadajemy sobie pytanie: czy przeznaczyć pięć złotych na obiad w stołówce studenckiej, czy na LM-y? Systematycznie bierzemy udział w niedzielnych spacerach po supermarketach, kupując soki z promocji, a wieczorami pokazujemy barmanom dowód osobisty. Nasze rozmowy z rówieśnikami o planach na przyszłość, polityce, medycynie, kinie, stają się wyrafinowane. Przekrzykując kompanów dyskusji, wymieniamy spostrzeżenia na temat wojny w Czeczenii, Bośni, Afganistanie lub o konflikcie palestyńsko - izraelskim. Czasami w swoich „intelektualnych” wywodach zahaczamy o kilka afrykańskich państw, przeplatając opisy zbrodni wojennych z reklamą proszku do prania. Paradoksalnie przeistaczamy się w ten typ człowieka, którym zawsze gardziłyśmy. A tak naprawdę, oprócz paru informacji zdobytych przez Internet, gówno wiemy o tych wszystkich realnych horrorach.
Czuję się bezradna. Nie mam najmniejszych szans na schowanie się w ciepły, przytulny piach. Zwieszam głowę, co pozwala mi dogłębnie poznać niezrównany rzeźbiarski talent czasu. Nikt tak dobrze jak ja nie zna wyżłobionych nierówności, zacieków i pęknięć na płytach chodników w całym mieście.
***
- Jesteś zbyt wrażliwa. Wszystkie twoje opowieści to tylko dobrze skondensowane mrzonki. Nic więcej! - moja współlokatorka, nigdy mnie nie rozpieszczała. Tymczasem czasy studenckie skończyły się bezpowrotnie. Zastanawiało mnie wtedy jedno: czy potrafię zmierzyć się z życiem poza akademikiem? Doskonale wiedziałam, że będę musiała przejść przez pewnego rodzaju proces degradacji, który spowoduje, że stanę się panienką w garsonce z teczką pod pachą. Tymczasem uwielbiałam swoją mleczną skórę rusałki, ubranej w dżinsy, stary sweter z małą kieszonką, w której chowałam pusty portfel i gumy do żucia. Gdzie mam pójść? Wszystkie książki, ubrania, kosmetyki zostały już spakowane. Jeszcze przed ukończeniem studiów, starałam się znaleźć pracę, niestety moje plany nie ujrzały światła dziennego. Gdzie mam pójść? Czy wrócić do domu rodziców, którzy głęboko wierzyli, że wraz z odcięciem pępowiny rozpocznę karierę zawodową? Zarejestrować się w urzędzie pracy?
Miałam całą noc na pożegnanie się ze swoimi kątami. Chciałam usiąść pod miotłą, zapiszczeć mysią arię i wyjechać. Niestety, moja współlokatorka, której osobliwą wadą i zarazem przecudowną zaletą jest spryt, w każdym narożniku pokoju rozstawiła pułapki na myszy wielkości ogrodowych krasnali. Gdy odkryłam jej podstęp, co oznajmiłam przesadnym grymasem twarzy, powiedziała.
- Pójdziemy do Tawerny, opowiesz mi jakąś historię. Wiesz, że bardzo je lubię.
Po dziesięciu latach od naszego ostatniego wyjścia do Tawerny nadal mieszkamy w pudełku od zapałek, pielęgnując wspomnienia. Ja we Francji, ona w Anglii. Tak wiele zmieniło się, odeszło, nie przetrwało. Marzymy... Podobno marzenia się spełniają.
- To ty gotujesz zupę? Właśnie przypala się.
Akademik, ulica Studencka, trzecie piętro, pokój numer 402 - wielkości pudełka zapałek. Moja współlokatorka jest jeszcze na zajęciach. Zdrzemnęłam się, zostawiając w kuchni, oddalonej o parę metrów od pokoju, gotujący się na gazie barszcz. Z uspokojonym atakiem serca, odstawiam garnek do zlewu.
Piękna polska jesień. Skulone od chłodnego powietrza liście, na znak wisielczego buntu, zygzakowatym torem spadają z drzew. O tej porze roku przybierają postać kruszących się kameleonów. Podczas jesieni najpiękniej jest mieć dwadzieścia lat: splamioną krwią i spermą pościel i niedoczytaną książkę, leżącą pod łóżkiem. Wtedy wydaje się, że w chaosie można odnaleźć porządek, w dzikich wygibasach - spokój. Daję się ponieść myślom, że posiadam umysł dojrzałej kobiety, tymczasem jestem niczym innym, jak małym świerszczem, raz po raz grającym swoje melodie. Wychylając nos z dziupli, zerkam na świat. Marzę o dalekich podróżach z domem na plecach - upragnionym garbem. Bez pamiętników, zapisków, kolorowych zdjęć. Na stopa, autobusem, pociągiem, samolotem. Wojaży jest tak wiele, że wraz ze współlokatorką nie zdążam systematycznie uzupełniać asortymentu piwa, aby mogło nam towarzyszyć przy omawianiu szczegółów eskapad. W poniedziałek, za sprawą nocnych rozmów, byłyśmy pod murem Chińskim, nieopodal gór Nan - Szan. Wtorek zaś przeznaczyłyśmy na wizytę w Cerkwi Wasyla Błogosławionego w Moskwie, by już w środę delektować się pobytem w Dolinie Królów. Naszą małą, zamkniętą na cztery spusty chatkę wyścieliłyśmy kobiercami żylastych map. Niestraszne nam rdzawe barwy gór i ich śmiercionośnych szczytów ani głęboki brąz nieodkrytych przez ludzką stopę jaskiń. Rozległe, błękitne plamy oceanów przepływamy z niewiarygodną zwinnością. Nasz strach niemocy zaczerpnięcia powietrza osiąga apogeum przy krętych liniach wielkich rzek świata. Tonęłyśmy w Amazonce i Dunaju, wody Jeniseju i Kongo próbowały wypełnić nasze płuca. Z wszystkich walk o kolejną szansę pozostania żywym, wyszłyśmy prawie bez szwanku; nie licząc kilku szwów na łokciach i kolanach: higienicznych pamiątek z przebytej wyprawy.
Na suchym lądzie, gdzie jest w miarę bezpieczne, co dzień odbywa się dobrze nam znany cyrk stawania się dorosłym człowiekiem: wygodnego dobierania słów i używania cieni do powiek. Każdego dnia zadajemy sobie pytanie: czy przeznaczyć pięć złotych na obiad w stołówce studenckiej, czy na LM-y? Systematycznie bierzemy udział w niedzielnych spacerach po supermarketach, kupując soki z promocji, a wieczorami pokazujemy barmanom dowód osobisty. Nasze rozmowy z rówieśnikami o planach na przyszłość, polityce, medycynie, kinie, stają się wyrafinowane. Przekrzykując kompanów dyskusji, wymieniamy spostrzeżenia na temat wojny w Czeczenii, Bośni, Afganistanie lub o konflikcie palestyńsko - izraelskim. Czasami w swoich „intelektualnych” wywodach zahaczamy o kilka afrykańskich państw, przeplatając opisy zbrodni wojennych z reklamą proszku do prania. Paradoksalnie przeistaczamy się w ten typ człowieka, którym zawsze gardziłyśmy. A tak naprawdę, oprócz paru informacji zdobytych przez Internet, gówno wiemy o tych wszystkich realnych horrorach.
Czuję się bezradna. Nie mam najmniejszych szans na schowanie się w ciepły, przytulny piach. Zwieszam głowę, co pozwala mi dogłębnie poznać niezrównany rzeźbiarski talent czasu. Nikt tak dobrze jak ja nie zna wyżłobionych nierówności, zacieków i pęknięć na płytach chodników w całym mieście.
***
- Jesteś zbyt wrażliwa. Wszystkie twoje opowieści to tylko dobrze skondensowane mrzonki. Nic więcej! - moja współlokatorka, nigdy mnie nie rozpieszczała. Tymczasem czasy studenckie skończyły się bezpowrotnie. Zastanawiało mnie wtedy jedno: czy potrafię zmierzyć się z życiem poza akademikiem? Doskonale wiedziałam, że będę musiała przejść przez pewnego rodzaju proces degradacji, który spowoduje, że stanę się panienką w garsonce z teczką pod pachą. Tymczasem uwielbiałam swoją mleczną skórę rusałki, ubranej w dżinsy, stary sweter z małą kieszonką, w której chowałam pusty portfel i gumy do żucia. Gdzie mam pójść? Wszystkie książki, ubrania, kosmetyki zostały już spakowane. Jeszcze przed ukończeniem studiów, starałam się znaleźć pracę, niestety moje plany nie ujrzały światła dziennego. Gdzie mam pójść? Czy wrócić do domu rodziców, którzy głęboko wierzyli, że wraz z odcięciem pępowiny rozpocznę karierę zawodową? Zarejestrować się w urzędzie pracy?
Miałam całą noc na pożegnanie się ze swoimi kątami. Chciałam usiąść pod miotłą, zapiszczeć mysią arię i wyjechać. Niestety, moja współlokatorka, której osobliwą wadą i zarazem przecudowną zaletą jest spryt, w każdym narożniku pokoju rozstawiła pułapki na myszy wielkości ogrodowych krasnali. Gdy odkryłam jej podstęp, co oznajmiłam przesadnym grymasem twarzy, powiedziała.
- Pójdziemy do Tawerny, opowiesz mi jakąś historię. Wiesz, że bardzo je lubię.
Po dziesięciu latach od naszego ostatniego wyjścia do Tawerny nadal mieszkamy w pudełku od zapałek, pielęgnując wspomnienia. Ja we Francji, ona w Anglii. Tak wiele zmieniło się, odeszło, nie przetrwało. Marzymy... Podobno marzenia się spełniają.
Ostatnio zmieniony 16 cze 2014, 11:09 przez Adela, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Piękny jest styl Twojej narracji. Ciepły, nostalgiczny, tworzący klimat. Sporo tu niepewności, bezradności, czasem smutku, ale też przekonanie,że przecież to dopiero początek. Bo to zawsze jest początek. W każdym momencie życia.
Dziewczyny jak dwa świerszcze, mieszkające w pudełkach od zapałek, marzące o czym? O cieniach dawnej wolności?
[quote Tkwię w tej nieokreślonej przestrzeni chyba wieki, zamrożona, zamszona,][/quote]
O "zamszoną" się potknęłam. Od mchu, prawda? Czyli jak pień omszała?
"O tej porze roku przybierają postać, kruszących się kameleonów."
I wyskoczyło mi piękne późnojesienne drzewo, a pod nim skurczone, brunatne, kruszące się liście, gdzieniegdzie ze śladami dawnych barw.
Ale to:
" Chciałam usiąść pod miotłą, zapiszczeć mysią arię..."
przytuliłam mocno. Zabieram ze sobą, bo trafia w sedno mnie samej. I takie... ładne. Mysie.
Też czekam na inne opowieści.
Pozdrawiam
Dziewczyny jak dwa świerszcze, mieszkające w pudełkach od zapałek, marzące o czym? O cieniach dawnej wolności?
[quote Tkwię w tej nieokreślonej przestrzeni chyba wieki, zamrożona, zamszona,][/quote]
O "zamszoną" się potknęłam. Od mchu, prawda? Czyli jak pień omszała?
A teraz "cielsk" się uczepię. Nie wiem, jak to czytam mam przed sobą obraz słonia wiszącego na gałęzi i nie mogę nic innego pod to podstawić;)Niegdyś były zielonymi cielskami, dumnie uczepionymi na
O liściach mowa, więc czemu " pod ludzkim ciężarem"? Pozwoliłam sobie spojrzeć na to zdanie w ten sposób:O tej porze roku przybierają postać, kruszących się pod ludzkim ciężarem, kameleonów
"O tej porze roku przybierają postać, kruszących się kameleonów."
I wyskoczyło mi piękne późnojesienne drzewo, a pod nim skurczone, brunatne, kruszące się liście, gdzieniegdzie ze śladami dawnych barw.
Ale to:
" Chciałam usiąść pod miotłą, zapiszczeć mysią arię..."
przytuliłam mocno. Zabieram ze sobą, bo trafia w sedno mnie samej. I takie... ładne. Mysie.
Też czekam na inne opowieści.
Pozdrawiam
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Absolutnie zgadzam sie z Imbirkiem:
Klaniam sie nisko, J.
Adelo, wiesz, ze lubie Twoje pisanie. I jakos nie mam ochoty wydlubywac z tekstu (nawet nie wiem, czy jest co wydlubywac - przelecialam jak jaskólka przez niego) czegokolwiek. Nie bede tez pisac, ze sie podoba, bo to wiadomo i nie zamierzam analizowac "o czym to Autor chcial". Ja Ciebie czytam dla samej przyjemnosci czytania, dla muzyki slów i strasznych, starych oczu, które chowaja sie w tle. Te oczy hipnotyzuja - przyciagaja, mamia i kaza uciekac, bo nie mozna byc tak starym, jak sam Pan Bóg i tyle wiedziec...smak imbiru pisze:Piękny jest styl Twojej narracji. Ciepły, nostalgiczny, tworzący klimat. Sporo tu niepewności, bezradności, czasem smutku, ale też przekonanie,że przecież to dopiero początek. Bo to zawsze jest początek. W każdym momencie życia.
Klaniam sie nisko, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Smak imbiru, 411 bardzo dziekuje za lekture, komentarze, wskazowki.
Pozdrawiam serdecznie,
A.
Pozdrawiam serdecznie,
A.
-
- Posty: 15
- Rejestracja: 03 wrz 2013, 10:04
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
biegnie się po tekście, obrazy fajnie się przewijają przed oczyma. coś z pogranicza jawy i snu, jest klimat i pytania ciągnące kolejne pytania, jest melancholia. całość jak migawka rozciągnięta w czasie, jak sen do którego się wraca.
-
- Posty: 335
- Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
- Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Piękne. Uwielbiam opowiadania, gdzie klimat jest tak wyrazisty, że go niemal widzę. I czuję. I słyszę. I po skończeniu lektury, nadal gęstnieje wokół mnie. I pewnie nieprędko się rozproszy. Chyba za dużo tych "i".
Na formie się nie znam, ale oprócz ogólnej oceny, napiszę, co mi się w szczególności podobało, a co wręcz przeciwnie.
-
+

Czyta się bardzo dobrze, nie ma większych zgrzytów, temat ciekawy, napisany w interesujący sposób.
Wielkie dzięki za kilka minut dobrego klimatu.
Na formie się nie znam, ale oprócz ogólnej oceny, napiszę, co mi się w szczególności podobało, a co wręcz przeciwnie.
-
Brzmi jak "zawszona". Przepraszam, tak przeczytałem. Kilka razy.Adela pisze: Tkwię w tej nieokreślonej przestrzeni chyba wieki, zamrożona, zamszona, samotna
Zgrzytnęło mi. "Się przypala".Adela pisze: - To ty gotujesz zupę? Właśnie przypala się.
+
Ten dwukropek mi nie pasuje, ale fragment świetnyAdela pisze:Podczas jesieni najpiękniej jest mieć dwadzieścia lat: splamioną krwią i spermą pościel i niedoczytaną książkę, leżącą pod łóżkiem. Wtedy wydaje się, że w chaosie można odnaleźć porządek, w dzikich wygibasach - spokój

Czyta się bardzo dobrze, nie ma większych zgrzytów, temat ciekawy, napisany w interesujący sposób.
Wielkie dzięki za kilka minut dobrego klimatu.
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Witam,
asdfghjkl, Enbers - dziękuję za lekturę, wskazówki. Cieszę się, że odwiedziliście mój pokój.
Pozdrawiam serdecznie,
A.
asdfghjkl, Enbers - dziękuję za lekturę, wskazówki. Cieszę się, że odwiedziliście mój pokój.
Pozdrawiam serdecznie,
A.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
A jest co, skoro więc naczelnej korektorce się nie chcę, spróbuję ja swoje trzy grosze...411 pisze:jakos nie mam ochoty wydlubywac z tekstu (nawet nie wiem, czy jest co wydlubywac
1.
Niedowierzający może ktoś, kto nie dowierza. Zwinność zaś, jedynie niewiarygodna.Adela pisze:przepływamy z niedowierzającą zwinnością
2.
To też nie jest przekonujące. Ujrzenie przez coś światła dziennego oznacza zaistnienie tego czegoś, pojawienie się. Skoro już sprecyzowałaś jakieś plany, to przez to samo ujrzały one światło dzienne. Fakt, że nie zostały zrealizowane, powinnaś opisać inaczej, np. "Nie doczekały się realizacji", lub "dyskretnie przeszły do historii".Adela pisze:niestety moje plany nie ujrzały światła dziennego
3.
Niby szczegół, brak spacji po wielokropku - jednak na tym poziomie to spore wykroczenie.Adela pisze:Marzymy...Podobno marzenia się spełniają.
Napisałem coś o poziomie?
I słusznie, bo poziom trzymasz wysoki. Akuratny na ósme piętro.

Podobają mi się te wspomnienia z pokoju w akademiku. Czyta się płynnie (pomijając wskazane wpadki), z zainteresowaniem. Znaczy jest ok.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Pokój numer 402 i dwa świerszcze
Skaranie boskie, dziękuję za wskazówki:)Akademik musi być ok;)
Pozdrawiam,
A.
Pozdrawiam,
A.