Pradziadkowie Zawadzcy, Dziadkowie mojej Mamy ,utracili majątek w Powstaniu Styczniowym. Ich dzieci imały się różnych zajęć i przyzwyczajały do różnych miejsc. Jednak pamięć o dawnej wielkości rodziny przekazywano w zimowych opowieściach. Ta wielkość, to był zwyczajny dwór polski, w topolach, polach i gruszach na miedzach. „Chodź niedługo, nieszeroko, lecz głęboko i wysoko” mawiano wtedy o takich latyfundiach. A jednak nic nie było wartościowszego na ziemi nad ten skrawek wolności. Stąd też jeden z ich synów – Antoni, sam będąc już tylko numerowym na kolei, postanowił swoje dzieci ponownie nobilitować, na nowy sposób – nauką .Dodać trzeba ,że jego żona Katarzyna Meza pochodziła po swoim ojcu z majętnego węgierskiego rodu, ale po przodkach otrzymała także tylko pamięć o przeszłości, nic więcej. Ojciec uciekł z Węgier , gdy dopalało się węgierskie powstanie i próbował jakoś żyć w Galicji. Powrócić nie mógł, pieniędzy nie miał, pracować ciężko nie potrafił, czy może nie chciał. Grywał więc czardasze po weselach, tęsknoty leczył winem, w przypływie fantazji ożenił się , a potem już tylko czekał na lepsze czasy. Te nadeszły i przeszły niezauważone. Los zrobił mu perskie oko , tak że dopiero po jego śmierci, ze znalezionego przy torach I.K.C.-a ,dowiedziano się , iż był poszukiwanym spadkobiercą 25000 koron w złocie, które, jako że właściciel się po nie zgłosił, przeszły właśnie na własność państwa węgierskiego. Odtąd miano w rodzinie uzasadniony wstręt do gazet. Jednakże wydarzenie to jeszcze bardziej umocniło jego zięcia w przekonaniu ,że dzieci swoje wykształcić musi, bowiem jak mu się wydawało, wiedza jest jednak lepszym sposobem pomnażania majątku niż czardasze, choćby i najbardziej skoczne. A wyczekiwanie na spełnienie marzeń także może nie do końca okazać się skuteczne, bowiem można doczekać się całkiem czego innego niż się oczekiwało. Jedynie zdobyta wiedza dawała pewność zmiany swego losu, który, w co wierzono powszechnie, trzeba mocno ująć w swoje ręce. Jak pomyślał , tak zrobił. Synów swoich pokształcił. Jeden został stolarzem, prawie artystą, drugi świetnym ślusarzem, a dwaj nauczycielami, z czego jeden ,dzięki gorącym modłom Prababki i pracy ponad siły Pradziadka ,ukończył studia wyższe. Najzdolniejszy z dzieci- mój Wuj Stanisław. I jemu chcę poświęcić trochę więcej uwagi.
Jak jego matka Katarzyna gorąco wierzyła w Boga, tak on uwierzył w naukę i rwał dumnie smakowite owoce z wiadomego drzewa. W końcu uwierzył tak mocno, że doszedł do wniosku, iż wszystko co nienaukowe nie ma sensu. Było może nawet i dobre dla starożytnych rybaków z Galilei, ale jest co najmniej wstydliwe dla światłego Europejczyka z Łańcuta, z którego pochodził. Pamiętam go z nieodłącznym papierosem między zrudziałymi palcami. Wtedy jeszcze nauka nie mówiła o szkodliwości palenia , wręcz przeciwnie, ciągle jeszcze bajała o leczniczych właściwościach tytoniu. Swą fizjonomią przypominał Woltera . Tak jak tamten był szczupły i jak tamtemu błąkał się po ustach ironiczny uśmieszek. Zajmowały go bez reszty nauki ścisłe i rolnictwo, oczywiście pojmowane na sposób naukowy. Szerzył więc po wsiach nowoczesne sposoby uprawy roli, z wielka atencją odnosząc się do chłopów, zgodnie ze swymi socjalnymi przekonaniami. Ożenił się z panną z dworu w Cieplicach za Sieniawą, najstarszą córką moich drugich Pradziadków, Andą.. Zachowało się trochę pocztówek, które wysyłał do swojej młodziutkiej żony z włoskiego frontu w 1915 roku. Pisane ładnym kaligraficznym pismem, zaczynają się zwykle słowami :” Najmilsza moja i najukochańsza żonieńko!” Potem słowa lecą jak ptaki jesienią i dotyczą spraw najprostszych a najważniejszych: zdrowia , tęsknoty, nadziei i miłości ; i kończą się zwykle „Całuję w buziuchnę i rączki ściskam najgoręcej i najserdeczniej pozdrawiam. Twój Stach.” A na wszystko to patrzy groźnie, choć dobrotliwie, sam cesarz z zielonych znaczków po 5 halerzy sztuka. Już tylko śmieszny teraz, na początku innego wieku. Po tej wojaczce został Wujowi do końca życia przykurcz palców lewej ręki wywołany postrzałem. Ale być może on właśnie uratował mu życie, pozwalając powrócić do domu, bo karabinu już utrzymać nie mógł. Niedługo potem znowu życie uśmiechnęło się do niego , obdarzając pierwszym potomkiem i sporą wygraną na loterii. Ten drugi uśmiech pozwolił na zaspokojenie najskrytszego a największego marzenia Wuja , na kupno majątku ziemskiego. Wybór padł na Czarnów pod Kielcami. Tu mógł wreszcie wypełniać swoje teorie realna treścią. Czytał, rekultywował, eksperymentował ,przewidywał, analizował, syntetyzował, systematyzował, udoskonalał,bratał się i dystansował, zależnie od okoliczności. I dokupywał ziemię, maszyny, sprzęty i książki, dotąd, aż tuż przed drugą wojną światową, miał już prawie wszystko , niestety to wszystko w jednej chwili utracił. Pozostała mu tylko garść zdjęć po tamtym czasie, łącznie z tym, na którym widać w oddaleniu wygódkę w rogu ogrodu, na której niestety nie było napisu podobnego temu, który wspomina Gloger : „Tu jest skład wszelkich starań i zabiegów ludzkich” . W wypadku Wuja był to niestety krach bez dowcipu. Ale nim do niego doszło przydarzyło się coś jeszcze, w pewna jesienną, zadeszczoną noc, o czym Wuj do końca życia nie lubił wspominać, bo stało to w jawnej sprzeczności z całym jego racjonalizmem, i innymi izmami, które wyznawał. Coś, co jednak koniecznie trzeba ocalić od zapomnienia, bo stanowić powinno rzeczywistą puentę życia niejednego empirysty.
Słuchało się zawsze tej opowieści z wypiekami na twarzy i w miarę snucia wątku przez opowiadającego przysuwało się coraz bliżej do światła lampy, gdzie wszystko było oczywiste a nie domyślne jak w półcieniach. Opowiadali ją bracia Wujka, a potem jego dzieci, które były świadkami wydarzeń. Najładniejszą była chyba wersja dopełniana powiedzonkiem „Tak panie tak”. W każdym razie , po historii z włożonym sąsiadowi do komina domu dzwonku uwiązanym na sznurku i podzwanianiu nocami, co skończyło się aż egzorcyzmami, ta była najbardziej wyczekiwaną opowieścią.
A rzecz miała się tak : Którejś nocy zbudził domowników Czarnowa łomot na strychu .Tak, jakby nagle spadło wieko potężnej skrzyni, która stała na nim od dawna zamknięta. Kiedy sobie to uświadomiono, pobudzono służbę i przyświecając wleziono na strych. Nic tam jednak nie znaleziono. Skrzynia stała jak zawsze wielka i milcząca. Zresztą pełna była rupieci , więc w żadnym razie nie mogła wydać takiego odgłosu. Strych sprawdzono i zamknięto. Nie upłynęło jednak długo, gdy hałas się powtórzył i to kilkakrotnie. A w dodatku ktoś zastukał w okno saloniku. Palcami w szybę. Co wywołało oczywistą histerię kobiet i spory niepokój mężczyzn .Pobudzono więc wszystkich w majątku i zaczęto szukać. Ze światłami i psami.
Ale niczego nie znaleziono. Kiedy jednak pogaszono lampy i zaczęto się uspokajać, wszystko powtórzyło się jeszcze gwałtowniej. Szczególnie natarczywe było łomotanie w szybę. Co ciekawe psy nie reagowały. I tak to trwało do świtu. Potem ustało, ale nikt już nie zasnął .Rankiem szukano śladów pod oknami w rozmiękłej ziemi, ale ich nie było...Około południa za to przyjechał listonosz z telegramem informującym, że dzień wcześniej zmarł Ojciec Wujka, Antoni, który nigdy u syna na gospodarstwie nie był , może ze względu na podeszły już wiek, ale może i dlatego, że nie pochwalał jego poglądów, przynajmniej tych najważniejszych, które dotyczyły wieczności. Wszyscy natychmiast połączyli te dwa zdarzenia w jedno i nazwali je „Odwiedzinami” Jeśli tak rzeczywiście było, to Pradziad Antoni jednak niewiele osiągnął, bo cała ta historia nie zrobiła na Wuju widocznego wrażenia. No może tylko takie, że na jej wspomnienie mocno się zasępiał i marszczył . Była w końcu czymś jedynym, jak mu się wydawało, czego nie mógł zrozumieć...
Historia maleńka taka
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Historia maleńka taka
Abstrahując od, wałkowanego tu już, zapisu interpunkcji, muszę się odnieść do tytułu.
Skoro maleńka, to może warto by ją w okruchach prozatorskich zamieścić?Ryszard Sziler pisze:Historia maleńka taka
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Historia maleńka taka
Ja nie mam zastrzeżeń. Nasz pan Admin się upiera przy tych przecinkach, co rozumiem. On tu od porządkow jest przecież. Ja maogę spokojnie czytać, pomijając nieścisłości interpunkcyjne. Przeczytałem wszystkie twoje historyjki, panie Ryszardzie i uważam, że są bardzo dobre, choć krótkie. Wydają się być jakimś cyklem.
A gdybyś tak nadał im jakiś wspólny tytuł u prezeniósł do tych, no... okruchów, żeby za powieść w odcinkach były? Nie czułbym się tam taki osamotniony.
A gdybyś tak nadał im jakiś wspólny tytuł u prezeniósł do tych, no... okruchów, żeby za powieść w odcinkach były? Nie czułbym się tam taki osamotniony.

kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie