Świat według Zdzicha /21/ - Zmiany
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Świat według Zdzicha /21/ - Zmiany
od początku
w poprzednim odcinku
Urobiłem się po pachy.
Ileż tam gratów na tym strychu było. Mam wrażenie, że nikt go nie porządkował od wojny. Trzy dni walczyłem z kurzem i najróżniejszymi klamotami. Nie wiem, czy mój prezesunio jakiś sklep z antykami chce otworzyć, czy może będzie sprawdzał skuteczność ustawy śmieciowej. Kto wie, może i nadałoby się coś do antykwariatu, albo chociaż do muzeum techniki. Wytargałem starą maszynę do szycia. Singer, jeszcze na korbkę, cztery lampy naftowe, nawet futro z lisów. Fakt, że w stanie rozsypki, ale jednak. A ile książek… Muszę podpatrzyć co będzie z tym robił. Gdyby wyrzucał, to spróbuję choć parę z nich uratować. A jak się uda to wszystkie. Ale to już nie dziś. Dziś siedzę z chłopakami pod murkiem. Wieczory coraz chłodniejsze, trzeba wykombinować jakąś ławeczkę, bo zaczyna ciągnąć w dupę. Póki co, wisienka musi wystarczyć.
- Powiedz no mi, Bankier – znienacka zagadnął Krzywy – co żeś Ty tak naprawdę robił? Ostatnio panu Jankowi gadałeś, że jakaś babeczka u ciebie zasuwała. Sekretarka może?
- A po co ci to wiedzieć, Krzywy?
- A bo ja tak sobie dumam i za chuja nie mogę pojąć, jak można z pana zejść na dziada.
- Bujaj się! – odburknął Bankier. – Książkę będziesz, kurwa, pisał?
- To nie powiesz co żeś robił?
- Firmę miałem. Taka tam konfekcja. Kobitki szyły różne ciuchy, zależnie na co był popyt.
- No i dlaczego już nie szyją?
- To bez tę kurew… - Głos Bankiera jakby odmówił współpracy z ustami, ugrzązł gdzieś w krtani.
- Zostaw, Krzywy – wtrąciłem. – Nie widzisz, co się dzieje?
- Ale ja ino z ciekawości – ciągnął Krzywy. – No bo mówił, że jakąś babeczkę panu Jankowi podeśle do roboty. A skąd wiedzieć, czy ona do roboty nawykła, czy nie jakaś kundzia zza biurka?
- Co dzień przy biurku robiła. I w kiblu też. Sprzątała, kurwa. I nie narzekałem na nią. Jakby nie była robotna, to bym jej panu Jankowi nie polecał. Zapamiętałem ją, bo miała jakiś poważny problem z dzieciakiem. Sama chowała chłopca z autyzmem. Ojciec dziecka chyba się na nią wypiął, nawet alimentów łach nie płacił. Nie ma jej czego zazdrościć.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Już się zdawało, że Krzywy sobie odpuści, jednak po chwili wrócił do rozmowy:
- A czyś ty jej aby nie chędożył po cichu? Coś tak ci dziwnie utkwiła w pamięci…
- Pierdol się, Krzywy! – Tym razem głos Bankiera wskazywał na dość ostre wkurwienie. – Zamknij mordę, bo jak ci w nią maznę, to ci zęby, w podskokach, czwórkami przez dupę wybiegną.
Obaj z Krzywym parsknęliśmy nagłym śmiechem.
- Bankier, ty nas nie rozśmieszaj, tylko skocz po flaszkę, bo ogrzewanie nam się kończy – wybełkotałem, jeszcze dławiąc się ze śmiechu.
Wyszperaliśmy z zakamarów kieszeń ostatnie drobniaki. Będzie tego na dwie wisienki. Bankier podrałował do sklepu, a tymczasem do nas podszedł pan Janek, który tylko co zamknął obie budy.
- Jak mija wieczór, panowie? Nie boicie się dostać wilka od tej zimnej ziemi?
- Przydałaby się ławeczka – odparłem. - Chyba przyjdzie nam jakiś park obrabować.
- Po co od razu park? Jak mi jutro pomożecie, to kupię wam taką fajną w OBI-m. Dzisiaj oglądałem. Tylko trzeba ją będzie zabetonować, żeby w nocy nie wyparowała.
- Jasne, że pomożemy, panie Janku – zadeklarowałem w imieniu całej trójki. – A co trzeba zrobić?
- Trzeba wynieść wszystko z tej budy z kurczakami. Trochę tam wysprzątać, pomalować, no ogólnie odświeżyć. Myślę, że dzionek zejdzie. To co, jutro od rana?
- Spoko, może być jutro.
- A przy okazji, mam niusa. Od poniedziałku przychodzi do pracy pani, którą polecił Bankier.
- Co chcecie od Bankiera? – Ten właśnie wrócił z dwiema flaszkami wisienki. – Napije się pan z nami?
- Dziękuję, muszę jechać autem. Dobrej nocy, panowie. Do jutra.
Pan Janek odszedł w stronę parkingu, Bankier polał pierwszy kubek. Spokojnie delektowaliśmy się wisienką i myślą, że może już od jutra naszym tyłkom przestanie dokuczać zimno.
Idą zmiany.
cdn.
w poprzednim odcinku
Urobiłem się po pachy.
Ileż tam gratów na tym strychu było. Mam wrażenie, że nikt go nie porządkował od wojny. Trzy dni walczyłem z kurzem i najróżniejszymi klamotami. Nie wiem, czy mój prezesunio jakiś sklep z antykami chce otworzyć, czy może będzie sprawdzał skuteczność ustawy śmieciowej. Kto wie, może i nadałoby się coś do antykwariatu, albo chociaż do muzeum techniki. Wytargałem starą maszynę do szycia. Singer, jeszcze na korbkę, cztery lampy naftowe, nawet futro z lisów. Fakt, że w stanie rozsypki, ale jednak. A ile książek… Muszę podpatrzyć co będzie z tym robił. Gdyby wyrzucał, to spróbuję choć parę z nich uratować. A jak się uda to wszystkie. Ale to już nie dziś. Dziś siedzę z chłopakami pod murkiem. Wieczory coraz chłodniejsze, trzeba wykombinować jakąś ławeczkę, bo zaczyna ciągnąć w dupę. Póki co, wisienka musi wystarczyć.
- Powiedz no mi, Bankier – znienacka zagadnął Krzywy – co żeś Ty tak naprawdę robił? Ostatnio panu Jankowi gadałeś, że jakaś babeczka u ciebie zasuwała. Sekretarka może?
- A po co ci to wiedzieć, Krzywy?
- A bo ja tak sobie dumam i za chuja nie mogę pojąć, jak można z pana zejść na dziada.
- Bujaj się! – odburknął Bankier. – Książkę będziesz, kurwa, pisał?
- To nie powiesz co żeś robił?
- Firmę miałem. Taka tam konfekcja. Kobitki szyły różne ciuchy, zależnie na co był popyt.
- No i dlaczego już nie szyją?
- To bez tę kurew… - Głos Bankiera jakby odmówił współpracy z ustami, ugrzązł gdzieś w krtani.
- Zostaw, Krzywy – wtrąciłem. – Nie widzisz, co się dzieje?
- Ale ja ino z ciekawości – ciągnął Krzywy. – No bo mówił, że jakąś babeczkę panu Jankowi podeśle do roboty. A skąd wiedzieć, czy ona do roboty nawykła, czy nie jakaś kundzia zza biurka?
- Co dzień przy biurku robiła. I w kiblu też. Sprzątała, kurwa. I nie narzekałem na nią. Jakby nie była robotna, to bym jej panu Jankowi nie polecał. Zapamiętałem ją, bo miała jakiś poważny problem z dzieciakiem. Sama chowała chłopca z autyzmem. Ojciec dziecka chyba się na nią wypiął, nawet alimentów łach nie płacił. Nie ma jej czego zazdrościć.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Już się zdawało, że Krzywy sobie odpuści, jednak po chwili wrócił do rozmowy:
- A czyś ty jej aby nie chędożył po cichu? Coś tak ci dziwnie utkwiła w pamięci…
- Pierdol się, Krzywy! – Tym razem głos Bankiera wskazywał na dość ostre wkurwienie. – Zamknij mordę, bo jak ci w nią maznę, to ci zęby, w podskokach, czwórkami przez dupę wybiegną.
Obaj z Krzywym parsknęliśmy nagłym śmiechem.
- Bankier, ty nas nie rozśmieszaj, tylko skocz po flaszkę, bo ogrzewanie nam się kończy – wybełkotałem, jeszcze dławiąc się ze śmiechu.
Wyszperaliśmy z zakamarów kieszeń ostatnie drobniaki. Będzie tego na dwie wisienki. Bankier podrałował do sklepu, a tymczasem do nas podszedł pan Janek, który tylko co zamknął obie budy.
- Jak mija wieczór, panowie? Nie boicie się dostać wilka od tej zimnej ziemi?
- Przydałaby się ławeczka – odparłem. - Chyba przyjdzie nam jakiś park obrabować.
- Po co od razu park? Jak mi jutro pomożecie, to kupię wam taką fajną w OBI-m. Dzisiaj oglądałem. Tylko trzeba ją będzie zabetonować, żeby w nocy nie wyparowała.
- Jasne, że pomożemy, panie Janku – zadeklarowałem w imieniu całej trójki. – A co trzeba zrobić?
- Trzeba wynieść wszystko z tej budy z kurczakami. Trochę tam wysprzątać, pomalować, no ogólnie odświeżyć. Myślę, że dzionek zejdzie. To co, jutro od rana?
- Spoko, może być jutro.
- A przy okazji, mam niusa. Od poniedziałku przychodzi do pracy pani, którą polecił Bankier.
- Co chcecie od Bankiera? – Ten właśnie wrócił z dwiema flaszkami wisienki. – Napije się pan z nami?
- Dziękuję, muszę jechać autem. Dobrej nocy, panowie. Do jutra.
Pan Janek odszedł w stronę parkingu, Bankier polał pierwszy kubek. Spokojnie delektowaliśmy się wisienką i myślą, że może już od jutra naszym tyłkom przestanie dokuczać zimno.
Idą zmiany.
cdn.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2013, 22:45 przez zdzichu, łącznie zmieniany 1 raz.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie