Świat według Zdzicha /22/ - Mądry idiotyzm
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Świat według Zdzicha /22/ - Mądry idiotyzm
od początku
w poprzednim odcinku
Od rana pracowaliśmy przy odświeżaniu budy z rożnem.
Pan Janek, jak obiecał, pojechał do OBI-ego i kupił elegancką ławeczkę. Metalowy stelaż, listwy z plastiku. Wygodna i duża, czterech ludzi spokojnie się zmieści. Dziś już nie damy rady jej wbetonować, ale możemy na noc schować w budzie.
Po skończonej robocie należało ją wypróbować i ochrzcić. Pan Janek wyłożył kasę, a Bankier użyczył swoich nóg i tym sposobem weszliśmy w posiadanie dwóch butelek napoju bogów, pięknej, pachnącej i smacznej wisienki.
I właściwie nie byłoby o czym pisać, gdyby pod wieczór nie przybiegł Waldemar i zdyszanym głosem nie oświadczył nam, że Wojtka ktoś strasznie poturbował.
- Jak? Kto? Dlaczego? – pytaliśmy jeden przez drugiego, zaskoczeni i podekscytowani wiadomością.
- J-ja-acyś dre-dresiarze. P-po p-południu g-go-go do-do-dopadli, j-jak prze-eglądał śm-mietniki na-na osiedlu.
- I gdzie on jest teraz? – zapytałem podnieconym głosem.
- W szp-pit-talu.
- Ale w jakim stanie?
- P-pod-dobno cie-ciężkim.
- To idziemy do niego! – Podniosłem się z ławki z zamiarem natychmiastowego wyruszenia w drogę.
- A-ale j-ja-a n-nie wiem, w któ-órym sz-sz-szpit-talu le-leży.
- To trzeba się dowiedzieć. Poczekaj, skoczę po pana Janka, może coś poradzi.
Pan Janek właśnie obsługiwał klientów. Na wieść o przygodzie, jaka spotkała Wojtka, omal nie upuścił tacy.
- Poczekajcie, za godzinę zamykam. Pomyślimy, co zrobić.
Tymczasem ostrą dyskusję i złorzeczenia pod adresem blokersów, którzy skrzywdzili naszego przyjaciela, łagodziliśmy kolejnymi kubkami wisienki. Po godzinie dołączył do nas pan Janek.
- Gdzie on teraz leży? – zapytał.
- N-nie w-wiem – odrzekł Waldemar.
- A jak trafił do szpitala?
- Za-zabraała go k-ka-karetka.
- Już dzwonię na pogotowie. Jak on się nazywa?
- N-nie wiem. W-w-wo-ojtek.
- Jak to? – zdziwił się pan Janek. – Nie wiecie jak on się nazywa?
Na to pytanie nikt nie umiał udzielić innej odpowiedzi, niż – nie wiemy.
- No to nie wiem, jak go znajdziemy. Jadę do domu, może coś wymyślę. Aha, panowie, ławka do schronu.
No i pojechał. Jak znam życie, do rana się dowie, gdzie leży nasz Wojtek.
- Dziś nic nie wymyślimy. – Krzywy przerwał kłopotliwe, przydługie milczenie. – Możemy się jedynie napić. Waldemar… - podał Waldemarowi napełniony kubek.
- N-nie. Mu-muszę w-w-wra-acać. Sta-aszek zo-został b-bez o-opie-pieki.
To mówiąc pożegnał się i szybko odszedł w ciemność.
- To skurwysyństwo! – Milczący dotąd Bankier wybuchnął długo tłumioną złością. – Za co jego? Przecież on na pewno nikogo nie zaczepił, raczej by zszedł z drogi.
- Czasem nie warto schodzić z drogi. Wtedy przynajmniej się wie za co…
Ot, złota myśl w mordę. Tylko Krzywy mógł wpaść na taki mądry idiotyzm.
cdn.
w poprzednim odcinku
Od rana pracowaliśmy przy odświeżaniu budy z rożnem.
Pan Janek, jak obiecał, pojechał do OBI-ego i kupił elegancką ławeczkę. Metalowy stelaż, listwy z plastiku. Wygodna i duża, czterech ludzi spokojnie się zmieści. Dziś już nie damy rady jej wbetonować, ale możemy na noc schować w budzie.
Po skończonej robocie należało ją wypróbować i ochrzcić. Pan Janek wyłożył kasę, a Bankier użyczył swoich nóg i tym sposobem weszliśmy w posiadanie dwóch butelek napoju bogów, pięknej, pachnącej i smacznej wisienki.
I właściwie nie byłoby o czym pisać, gdyby pod wieczór nie przybiegł Waldemar i zdyszanym głosem nie oświadczył nam, że Wojtka ktoś strasznie poturbował.
- Jak? Kto? Dlaczego? – pytaliśmy jeden przez drugiego, zaskoczeni i podekscytowani wiadomością.
- J-ja-acyś dre-dresiarze. P-po p-południu g-go-go do-do-dopadli, j-jak prze-eglądał śm-mietniki na-na osiedlu.
- I gdzie on jest teraz? – zapytałem podnieconym głosem.
- W szp-pit-talu.
- Ale w jakim stanie?
- P-pod-dobno cie-ciężkim.
- To idziemy do niego! – Podniosłem się z ławki z zamiarem natychmiastowego wyruszenia w drogę.
- A-ale j-ja-a n-nie wiem, w któ-órym sz-sz-szpit-talu le-leży.
- To trzeba się dowiedzieć. Poczekaj, skoczę po pana Janka, może coś poradzi.
Pan Janek właśnie obsługiwał klientów. Na wieść o przygodzie, jaka spotkała Wojtka, omal nie upuścił tacy.
- Poczekajcie, za godzinę zamykam. Pomyślimy, co zrobić.
Tymczasem ostrą dyskusję i złorzeczenia pod adresem blokersów, którzy skrzywdzili naszego przyjaciela, łagodziliśmy kolejnymi kubkami wisienki. Po godzinie dołączył do nas pan Janek.
- Gdzie on teraz leży? – zapytał.
- N-nie w-wiem – odrzekł Waldemar.
- A jak trafił do szpitala?
- Za-zabraała go k-ka-karetka.
- Już dzwonię na pogotowie. Jak on się nazywa?
- N-nie wiem. W-w-wo-ojtek.
- Jak to? – zdziwił się pan Janek. – Nie wiecie jak on się nazywa?
Na to pytanie nikt nie umiał udzielić innej odpowiedzi, niż – nie wiemy.
- No to nie wiem, jak go znajdziemy. Jadę do domu, może coś wymyślę. Aha, panowie, ławka do schronu.
No i pojechał. Jak znam życie, do rana się dowie, gdzie leży nasz Wojtek.
- Dziś nic nie wymyślimy. – Krzywy przerwał kłopotliwe, przydługie milczenie. – Możemy się jedynie napić. Waldemar… - podał Waldemarowi napełniony kubek.
- N-nie. Mu-muszę w-w-wra-acać. Sta-aszek zo-został b-bez o-opie-pieki.
To mówiąc pożegnał się i szybko odszedł w ciemność.
- To skurwysyństwo! – Milczący dotąd Bankier wybuchnął długo tłumioną złością. – Za co jego? Przecież on na pewno nikogo nie zaczepił, raczej by zszedł z drogi.
- Czasem nie warto schodzić z drogi. Wtedy przynajmniej się wie za co…
Ot, złota myśl w mordę. Tylko Krzywy mógł wpaść na taki mądry idiotyzm.
cdn.
Ostatnio zmieniony 28 lis 2013, 23:43 przez zdzichu, łącznie zmieniany 1 raz.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie