Dawno już nie zaglądałem do działu z prozą, żałuję, że nie na wszystko wystarcza mi czasu. Chyba czas pobuszować tu, poczytać...
Poniższy tekst został napisany na konkurs VIII piętra, który ostatecznie nie doszedł do skutku. Pozostał zawieszony w próżni. Tylko dlatego go wstawiam. Sobie na zachętę.
- - -
- Czas na bajkę, bez niej nie usnę - chłopiec objął dziadka, gdy ten pochylił się nad nim, by ucałować go na dobranoc. A starszy pan tylko pokiwał głową.
- No i co zrobimy? Babci nie ma. A ja nigdy nie opowiadałem bajek. Nawet nie wiem, czy którąś znam. Chyba pozapominałem.
- To nie jest trudne. Pomogę ci. Byłeś kiedyś dzieckiem? Czy ktoś opowiadał ci bajki?
- Myślę, że tak... - nieruchome oczy dziadka były przezroczyste, jak woda w górskim strumieniu - byłem kiedyś dzieckiem, ale... tak się złożyło, że nie były to czasy bajek. A szkoda.
- Zacznij, pomogę ci. Ze mną, dziadku, ze wszystkim dasz sobie radę. Zawsze będę z tobą. I zawsze ci pomogę.
W przezroczystej górskiej wodzie odbiło się słońce. Chyba nawet cieplej się zrobiło przez chwilę.
- Skoro tak - wymruczał dziadek - niech będzie. Więc kiedyś tam...- zaczął, ale Krystianek przerwał mu od razu.
- Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami. Tak trzeba zacząć.
- Na pewno musi być to tak dawno? I czy na pewno musi to być aż tak daleko? - zaprotestował dziadek - Ja tu chciałem coś o robotach, walkach różnych cywilizacji, kosmosie pełnym zbrojeń, a to twoje dawno temu... I czy nie może być gdzieś bliżej?
- Musi - skwitował stanowczo wnuk.
- Niech już będzie, skoro musi. Więc tam, gdzie mówisz, była sobie kraina, miodem i mlekiem płynąca.
- Królestwo, dziadku. I rządził tam król. I jeśli mogę cię prosić, niech tam nie będzie mleka i miodu. Nie przepadam za tym.
- Ale tak jest w bajkach, o ile pamiętam. Sam mówisz, że bajki mają swoje własne życie. Więc był król... tylko nie pamiętam, co dalej. Jak to jest w tych bajkach, pomożesz mi?
- Jeszcze musi być księżniczka. Dumna, smutna i piękna. Jak to jest, dziadku, z tymi księżniczkami?
- Chyba dobrze, gdy są. Tak myślę, Krystianku. Bajki wtedy są ładniejsze. Księżniczki są naprawdę piękne. Jak spotkasz kiedyś taką, sam się przekonasz. Czy u was, Krystianku, w przedszkolu, są fajne i piękne dziewczynki?
- Chyba nie. Może jedna, ale nie bawię się z nią.
- Uśmiecha się do ciebie?
- Czasami. Ale nigdy nic nie mówi. I ja też jakoś... za szybko biegamy z chłopakami. Tylko oglądam się za nią.
- To może być księżniczka. Czy ma długie jasne włosy? Czy w jej oczach jest jakaś tajemnica, taka słodka jak czekolada, magiczna jak zapakowany prezent pod choinką?
- Księżniczka - oczy Krystiana zrobiły się okrągłe, zamyślił się - wiedziałem, że jest inna, że ma te oczy, ale... dobrze, że mi powiedziałeś, dziadku. A ty, spotkałeś kiedyś prawdziwą księżniczkę?
- Spotkałem. Wybacz, Krystianku, że się rumienię, ale taka jest siła wspomnień o księżniczkach. Kiedyś i twoja księżniczka podejdzie do ciebie, coś powie, zajrzy ci w oczy, i przekonasz się, że gdy spojrzysz potem do lustra, nie poznasz swoich oczu. Będą miały w sobie magiczne światło. I też się pewnie zarumienisz.
- Czy była piękna?
- Piękna. Miała na sobie jasną bluzkę z pąsowymi kwiatuszkami, taką letnią bluzkę, jakich dziś się już nie nosi. Ale taką właśnie zapamiętałem.
- Bajki nie kłamią?
- Bajki nie kłamią. Dlatego je sobie opowiadamy, bo jest w nich jakiś sens. I jest w nich ten lepszy świat. Dobro zawsze wygrywa ze złem. A w życiu bywa różnie, sam się przekonasz.
- Ciekawie mówisz, dziadku, opowiadaj. Ja już zamknę oczy. Wtedy lepiej widzę bajkę. Tak mnie nauczyła babcia. Wiem, że dasz sobie radę, dziadku.
- Łatwo powiedzieć... no dobrze. Niech ci się przyśni księżniczka, niech rozjaśni twój sen. Więc co tam było dalej...
Zdaje się, że król był smutny. Chyba tak to już jest. Król miał wszystko, pieniądze i władzę, piękną córkę, królestwo, ale to nie wystarczało, by się uśmiechać. Jakoś tak to jest. Gdy masz wszystko, gdy niczego Ci nie brakuje, nie wiesz czego można chcieć więcej, co mogłoby jeszcze cieszyć. Tak mówią, ja nie wiem, nigdy aż tyle wszystkiego nie miałem. Ale miałem... - dziadek zamyślił się, zadumał, uśmiechnął – no, mniejsza o to. Co tam było dalej... Ten król bardzo kochał swoją córkę, chciał, żeby była szczęśliwa, żeby umiała się cieszyć, odgrodził ją nawet od ludzi, żeby nie musiała się martwić ich biedą i problemami, i bardzo smuciło go to, że księżniczka też nie potrafi się uśmiechać. Jakaś dziwna historia z nią była, trudna do zrozumienia, im więcej miała lat, tym bardziej chodziła zamyślona, smutna. Gdy król pytał, czy czegoś nie potrzebuje, kręciła przecząco głową. Mam wszystko, odpowiadała, mam najładniejsze sukienki, piękny pokoik w wieży, mam spokój i nie muszę słuchać i spotykać ludzi, o których tyle mi opowiadałeś. Nie tato, nie chcę niczego.
Coraz częściej przesiadywała w oknie swojej wieży. Bajkowy był z niej widok, bo przecież była to bajkowa kraina, więc nie mogło być inaczej. Zielona przestrzeń, udekorowana lasem, rzeką i barwnymi paciorkami kwiatów, odgradzała ją od tego świata, gdzie czasami przesuwały się malutkie, odległe sylwetki mieszkańców królestwa. Tatko król zapewniał ją, że nie musi się z nimi spotykać i ich oglądać, że tak będzie lepiej. Wierzyła, nawet bałaby się sprawdzić, jak to jest między ludźmi. Bo tatko był taki mądry. Polubiła soczysty błękit nieba za oknem, polubiła ten dźwięk, jaki dobiegał gdzieś z góry, z boku, z dołu, taki dźwięk, który był nawet ładniejszy od harfy, przygrywającej czasami królewskiej rodzinie do posiłku. Już wiedziała, co to za dźwięk. To były ptaki. Gdy się pojawiały w locie, w swoich czarnych zarysach, podchodziła do okna i siadała na niskim parapecie. I tęskniła potem za nimi, gdy robiło się cicho.
Aż pewnego dnia poprosiła tatkę króla, żeby pozwolił jej zejść z wieży i udać się na odległą łąkę, gdzie przy małej sadzawce zbierało się ich najwięcej. Czuła jakiś strach przed tą decyzją, ale kuszący głos ptaków był silniejszy od strachu. Król spojrzał na nią zdziwiony.
- Zabrudzisz trzewiczki w trawie. Po drodze mogą być kałuże. Nikt mądry tam nie chodzi.
- Spójrz tato, tam siedzi jakiś chłopak, w białych spodniach i koszuli, siedzi na trawie. On się nie boi. Może i ja spróbuję. Pozwól, proszę.
- To pewnie jakiś parobek, albo pastuszek. Oni nie bardzo wiedzą, co jest dobre. Nie mają takiego pięknego okna na wieży, dlatego przesiadują na łące. To nie jest miejsce dla księżniczek.
- Pozwól, proszę... - ucałowała królewską rękę, a gdy zobaczyła, jak zmienia się barwa jego oczu, ucałowała i królewski policzek.
Co dalej, wiadomo. Towarzyszyły jej dwie damy dworu i służąca. Król też, po namyśle, ruszył z nimi, z obawy o to, że coś mogłoby się zdarzyć delikatnej i płochej księżniczce. Dziwnie się szło po trawie, ale nie było tak źle, czuła się tak, jakby szła po grubym królewskim dywanie. Ostrożnie stawiała stopy, a w pewnej chwili coś w nią wstąpiło, jakiś akt chwilowego szaleństwa, co zaniepokoiło i króla i dwórki, a nawet służącą - zrzuciła trzewiki i poszła dalej boso. Podniósł się krzyk, wszyscy naraz okazywali swój niepokój i oburzenie, ale pokochała już ten chłodny dotyk trawy i nie było mowy, by zmieniła decyzję. A gdy zbliżyli się do sadzawki, rosły chłopak o długich lnianych włosach, dostrzegł ich i zerwał się z ziemi. Zgiął się w pół przed królem i jego córką. Księżniczka dała ręką znać, by towarzyszący jej mały orszak zatrzymał się i sama podeszła do chłopaka. Obejrzała go, miała nawet ochotę dotknąć. Ale na to sobie już nie pozwoliła. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć, jak się odezwać. Wreszcie wymyśliła.
- Mam dużo ubrań.
- Nie mam ubrań - chłopak podniósł głowę, choć nie wiedział, czy ma prawo sobie na to pozwolić. Nigdy nie widział prawdziwej księżniczki - Mam tylko to jedno. Dobrze się pierze w rzece.
- Mam kilka służących - rzekła, ale nie wyczuł w jej wiecznie smutnym głosie tego, co powinien. Nie wyczuł dumy.
- Oj, to smutne. Ja na szczęście nie mam służby.
- Mój tata jest królem.
- Ja nie mam taty
Przyjrzała mu się. Nie wszystko rozumiała, nie znała takich ludzi. Nie rozumiała też, co znaczy nie mieć taty. Nie potrafiła nawet o to zapytać. Ale spodobał się jej. Było w nim coś takiego, co sprawiało, że dobrze się poczuła tu i teraz, w tym dziwnym miejscu, wśród tylu nieokreślonych zagrożeń. To jego oczy. Jasne oczy. A może nie tyle jasne, tylko emitujące jakieś światło. Jeszcze nie wyczuwała tego, co to może być. Nie znała takiego światła.
- Mam w pałacu astrologów, magów, bajarzy. Wymyślają dla mnie historyjki o potworach, zawieszonych na niebie, o latających maszynach, o dziwnych stworach z żelaza, które służą ludziom. To wszystko wymyślają dla mnie, na polecenie taty.
Mówiła pozornie z entuzjazmem, ale bez radości w spojrzeniu. Chłopak chciał ją pocieszyć, powiedzieć, jak bardzo jest mu przykro, że księżniczka musi to znosić, ale skoro to było na polecenie króla... pomyślał o toporze królewskiego kata i nawet nie śmiał się odezwać.
- Śpiewałeś - ożywiła się nagle. - Słyszałam, jak tu szłam, głos miałeś radosny. Czy to znaczy, że jesteś szczęśliwy?
Zaśmiał się. Tym razem już serdecznie i spontanicznie, zapominając o powadze stojącego w pobliżu majestatu.
- O, tak. Jestem szczęśliwy.
- Co jest źródłem tego szczęścia?
- Od dziś, o Pani, ty jesteś tym źródłem. Spotkałem cię, mogłem na ciebie spojrzeć z bliska, porozmawiać, wierzę nawet w to, że się za chwilę do mnie uśmiechniesz. Wierzę.
Ale nie uśmiechnęła się. Tylko wpatrywała się w niego jeszcze uważniej.
- A ja? Myślisz, że też mogłabym być szczęśliwa?
- Mogłabyś. Jestem o tym przekonany.
- Umiałbyś mi zdradzić sekret, co mogłoby być źródłem mojego szczęścia - i tak jakoś bez wiary, bez radości spojrzała za siebie, w stronę wież wysokiego zamku, gdzie miała wszystko, o czym tylko można byłoby zamarzyć.
- Choćby ja, o Pani. Stoi przed tobą ktoś, kto na twój widok jest szczęśliwy. I choćby ta trawa pod stopami. Zdjęłaś pozłacane trzewiki, by zakosztować jej dotyku, i pewnie będziesz już wracała z bucikami w dłoni, już nie masz chęci ich zakładać. Choćby te ptaki...
I stało się coś, czego nie spodziewał się ani król, ani służba, ani chyba nikt w całym królestwie. Księżniczka uśmiechnęła się. Uśmiechnęła, uśmiechnęła, uśmiechnęła, uśmiechnęła, uśmiechnęła...
Jeśli wierzyć wieściom, przekazywanym potem jeszcze przez długie lata przez miejscową ludność, po raz pierwszy, od niepamiętnych czasów, uśmiechnął się też król.
- Oj, rozgadałem się, a ty już śpisz.
I starszy pan podniósł się powolutku, pochylił nad śpiącym chłopcem, ucałował zamknięte powieki. Był już przy drzwiach, gdy usłyszał ”dobranoc, dziadku”.
- Myślałem, że śpisz.
- Zasnąłem na chwilę. Dziękuję za bajkę.
- Śniło ci się coś? Przyśniła ci się księżniczka?
- Sam już nie wiem. Chyba tak. Śniła mi się babcia.
Starszy pan znieruchomiał przy drzwiach. Powoli nacisnął wyłącznik światła. Już nie było widać jego oczu, a jednak coś błyszczało w tym miejscu, gdzie były ostatnio widoczne.
- Wiesz, dziadku. Pąsowe różyczki na jej jasnej bluzce bardzo pasowały do mojego snu. Pięknie wyglądała.
Dziadek stał jakiś czas w bezruchu i ciszy. No, może tylko słychać było, jak przełknął ślinę, tak się przynajmniej wydawało. Cofnął się od drzwi i nakrył delikatnie malutką rączkę, spoczywającą na kołdrze, swoją wielką spracowaną dłonią. Wydawało się, że drżała.
- Zabłądziłeś we śnie do innej bajki. Do mojej bajki. Granice praktycznie są niestrzeżone, to się zdarza. No, wracaj już do swojej.
Gdy drzwi się zamknęły, cisza i ciemność wytłumiły resztki odgłosów oddalającego się rzeczywistego świata. A potem połączyły ze sobą dwa bajkowe światy i przyniosły sen spokojny, kolorowy, w którym rozśpiewane ptaki przysiadły na ramieniu okrytym bawełnianą bluzką, zdobioną pąsowymi kwiatkami.
I wyciągnęły z bajki to tajemnicze światło, by ułożyć je na zamkniętych powiekach małego chłopca.
Współbajanie.
- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Współbajanie.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2013, 23:41 przez coobus, łącznie zmieniany 1 raz.
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Współbajanie.
O, jejku Coobusku, jaka ciepła i bezpieczna bajka
specjalnie piszę bezpieczna, ponieważ dzisiejsze bajki są różne, czasem mozna wystraszyć małego. Jednak Twoje ciepło, to nie tylko poezja. Przyjemnie było przycupnąć, wiedz, że poczułam się dzieckiem.
Pozdrawiam

Pozdrawiam

A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
- Ania Ostrowska
- Posty: 503
- Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21
Re: Współbajanie.
Podzielam zdanie anastazji, i ja przeczytałam z przyjemnością, zwłaszcza środkowy fragment. Początek miejscami trochę mnie haczył, bo odniosłam wrażenie, że język, jakim posługuje się mały Krystianek jest nienaturalnie dorosły. Potem wciągnęła mnie opowieść o smutnej księżniczce i wrażenie to się zatarło. Bardzo piękna opowieść, dziękuję, że zechciałeś nią się z nami podzielić
Dobrej nocy - Ania

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Współbajanie.
Witaj.
Ladnie, cieplo napisane. Przeczytalam z przyjemnoscia, choc nie lubie bajek (nigdy nie lubilam).
I moze wlasnie dlatego, bardziej jestem ciekawa wlascicielki "pasowej" bluzki, niz smutnej królewny.
Szkoda, ze nie napisales dwóch bajek...
Wydlubalam co nieco, ale tak tylko z przyzwoitosci, bo wlasciwie nie przeszkadza.
I tyle.
Serdecznie pozdrawiam,
J.

Ladnie, cieplo napisane. Przeczytalam z przyjemnoscia, choc nie lubie bajek (nigdy nie lubilam).
I moze wlasnie dlatego, bardziej jestem ciekawa wlascicielki "pasowej" bluzki, niz smutnej królewny.
Szkoda, ze nie napisales dwóch bajek...
Wydlubalam co nieco, ale tak tylko z przyzwoitosci, bo wlasciwie nie przeszkadza.
Literówka, a wlasciwie jej brak.coobus pisze:Księżniczka dała ręką znać, by towarzyszący jej mały orszak zatrzymał się i sam podeszła do chłopaka.
Od wielkiej litery i z kropka na koncu.coobus pisze:- Śpiewałeś. - ożywiła się nagle - Słyszałam, jak tu szłam, głos miałeś radosny.
Skosztowac? Juz bardziej: zakosztowac, ale mnie najbardziej pasuje: zaznac.coobus pisze:Zdjęłaś pozłacane trzewiki, by skosztować jej dotyku, i pewnie będziesz już wracała z bucikami w dłoni, już nie masz chęci ich zakładać.
Spacja umknela. Jedna.coobus pisze: Uśmiechnęła, uśmiechnęła, uśmiechnęła, uśmiechnęła,uśmiechnęła...
Przelknal. Lykniecie ewidentnie kojarzy sie z napojem, piciem czegos.coobus pisze: No, może tylko słychać było, jak łyknął ślinę, tak się przynajmniej wydawało.
I tyle.
Serdecznie pozdrawiam,
J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Re: Współbajanie.
$
Anastazjo, Aniu - bajki powinny być ciepłe i bezpieczne. Chciałem, żeby zaznaczone tu przeplatanie się dwóch światów emitowało ciepło. Dziękuję za pozytywne przyjęcie, za motywację do dalszych prób.

Cenię sobie każdą konstruktywną korektę, uznałem racje, w całości wykorzystałem powyżej. Należę do tej licznej rzeszy piszących, którzy przepuszczą tysiące drobiazgów, i nie tylko. Nawet te najcięższe błędy ortograficzne, za które grozi kara śmierci. Taka sobie chroniczna ślepota. Ale nie martwi mnie to. Mają to najwięksi pisarze, po to jest instytucja korekty, by spokojnie skupiali się na treści. Ja na przykład mam świadomość, że sam swoich błędów nie wyłapię. Tym bardziej dziękuję Ci za pomoc. Bardzo cenną. I przyznam, odpuściłem trochę prozę, by nie psuć krwi czytelnikom, właśnie tymi przeoczeniami.411 pisze:Wydlubalam co nieco
Anastazjo, Aniu - bajki powinny być ciepłe i bezpieczne. Chciałem, żeby zaznaczone tu przeplatanie się dwóch światów emitowało ciepło. Dziękuję za pozytywne przyjęcie, za motywację do dalszych prób.

” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Współbajanie.
A to niedobrze.coobus pisze: I przyznam, odpuściłem trochę prozę, by nie psuć krwi czytelnikom, właśnie tymi przeoczeniami.
Nikt z nas nie jest doskonaly i wiadomo, ze najlepiej widzi sie czyjes bledy - ale wlasnie po to tu jestesmy - by sie uczyc i doskonalic. Od siebie nawzajem.
Mam nadzieje, ze tak jak ja jestem wdzieczna i nie obrazam sie na caly swiat za wytkniecie potkniec, tak inni tez przyjmuja raczej spokojnie rózne uwagi.
Mam zatem prosbe - pisz i wstawiaj, bo juz wiesz, ze masz tu duze grono fanów, którzy nie tylko czekaja na Twoje wiersze, ale równiez na Twoja proze. A to, ze czasem cos sie kiksnie - to tylko zwiekszy sympatie do Ciebie (wiem, przewrotnosc jak sie patrzy, ale sa tu tacy, co rozumieja, co wlasnie chcialam powiedziec).
Tak mysle.
Pozdrawiam cieplo,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.