Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Takie chwile zostają, wczepiają się podskórnie, albo przylegają jak łuski, przezroczyste, niezauważalne, dopiero w świetle, pod kątem, gdy słońce, wtedy widać, że są. Pancerz, który się nakłada, a i zdejmuje powoli, milimetr po milimetrze, podważając paznokciem, żeby nie zniszczyć wymyślnego wzoru. Łuski można schować w portfelu, na długie lata szczęścia.
Wyszli z domu, gdy było już zupełnie ciemno. W śniegowych ramach nawet najciemniejszy wieczór jaśnieje. Świat przekrojony na pół, jak yin i yang, jak walka czerni z bielą, pochłaniające się z upartą wzajemnością smoki, jak na chińskiej rycinie, kotłują się raz nad, a raz pod.
Kobieta i mężczyzna szli wąską ścieżką, prowadzącą wzdłuż uśpionego osiedla. Cisza skrzypiała mrozem, kłuła zamarzającymi igłami w nosie, szurała śniegiem pod stopami, usuwała się na boki w niewysokie zaspy. Ciągnęli za sobą spore drzewko, rozebraną ze świecidełek choinkę, która po kilku tygodniach świętowania w domowym cieple miała zmienić miejsce życia.
Przydatność drzewka była oczywista. Najpierw w lesie, zielone mieszkanie dla zwierzaków, owadów, cienia, aromatów. Później ścięta, czekała na placyku na przygarnięcie przez kogoś, dla kogo była tym jedynym na okazję najpiękniejszym drzewkiem. Tej nocy miała zamieszkać z rybami.
Kobieta co chwilę podnosiła głowę, rozglądała się po niebie. Było czarne, skrzyła się na nim Ursa Minor, natomiast od południowego zachodu podpinały je gwiazdy z konstelacji Auriga. Sprawdziła nazwy na fosforyzującej mapie, jaką kupiła kiedyś synowi, wtedy jeszcze małemu chłopcu, żeby zaciekawić go kosmosem, wszechświatem, w którym ludzie byli maleńkimi iskierkami, zapalonymi przez boga, w którego po swojemu wierzyli, którego tworzyli.
Wyszukiwacz gwiazd był zrobiony z tektury. Napis w górnej części sporej wielkości kwadratu głosił: Luminous Star Finder with Zodiac Dial. Podpisany był też dziecięcym charakterem pisma, na wszelki wypadek, bo przecież jeśliby się zawieruszył, to miał większą szansę wrócić do prawowitego właściciela, który - dzięki tej prostej w użyciu mapie - orientował się w swoich nocnych wędrówkach po niebie.
Już nie pamiętała dokładnie, co powiedziała małemu, gdy dawała mu Star Finder, może coś takiego:
- Widzisz, to bardzo proste. Staniesz twarzą na północ, ustawisz tarczę. Przy dobrej pogodzie, każda noc, synku odkryje swoje tajemnice. Będziesz dokładnie wiedział, gdzie jesteś: tu na ziemi i tam na niebie.
Tarcza przedstawiała uproszczone niebo, schemat najbliższego wszechświata. Na jej obrzeżach zaznaczone były miesiące, dni, godziny, a na samej tarczy nazwy konstelacji, pojedynczych gwiazd. Wierzchnia część, z okienkiem, służyła za peryskop, który nastawiało się na wybrany odcinek nieboskłonu.
- Tu Auriga, a Arcturus po przeciwnej stronie – mówiła kobieta.
Mężczyzna przystanąwszy, otupywał śnieg z butów.
Ciągnięte lekko udeptaną ścieżką drzewko oblepiły kryształki lodu i śnieg, co sprawiało, że stawało się coraz cięższe. Na szczęście do celu było niedaleko.
Kobieta i mężczyzna przystanęli. Przed nimi był duży staw, który w zimowym krajobrazie, po wielu bardzo mroźnych dniach nie przypominał stawu, lecz duże, zasypane śniegiem pole, zimową arenę. Zatrzymali się tuż przy niewidocznym w ciemności brzegu.
- Czy myślisz, że lód wytrzyma? Nie boisz się? – zapytała kobieta.
- Jak wejdziemy dalej, to się okaże – odpowiedział mężczyzna.
Staw wyglądał jak biała, zaokrąglona arena, na której usypano śnieżne pagórki. Pomiędzy pagórkami widać było ciemne nieregularne plamy, błyszczące oleistą czernią.
W oddali słychać było syrenę karetki pogotowia.
- Ciekawe, czy zdążą? – zamyśliła się kobieta.
- Kto? – zapytał mężczyzna – O, mówisz o syrenie? Na pewno, czemu mieliby nie?
Wypuścił z ręki ciągniętą choinkę i zostawiwszy kobietę przy brzegu sam ruszył w stronę środka stawu, ślizgał się na wymyślonych, niewidzialnych łyżwach, rozsuwając wierzchnią warstwę śniegu. Przystawał co chwilę, przytupując, napierając na czarną taflę ciałem, sprawdzając grubość lodu, wsłuchując się w dźwięki pod stopami.
- Jest bezpiecznie – powiedział po jakimś czasie do kobiety.
Wrócił na brzeg i razem weszli na taflę, ciągnąc za sobą drzewko, które teraz na gładzi lodowej zrobiło się dużo lżejsze, poddawało się, zupełnie jakby spieszyło się do nowego domu.
- Myślę, że wystarczy, nie warto iść dalej – odezwał się mężczyzna, gdy dotarli prawie na sam środek stawu.- Tu powinno być na tyle głęboko, że jak tylko się ociepli, zatonie.
- Pewnie masz rację – odpowiedziała kobieta.
Szła o jeden mały krok za mężczyzną, pomagając ciągnąć drzewko, które w blasku śniegu iskrzyło zaplątanymi cienkimi resztkami włosów anielskich. Przed wyjściem z domu starali się zerwać jak najdokładniej ich nici, żeby nie zaplątały się w nie ryby, jednak trochę srebrnych włosów zostało na gałązkach.
- Położymy? – zapytała.
- Nie wiem. Jak myślisz?
- Spróbujmy postawić, będzie ładnie wyglądać – odparła.
Ustawili choinkę pionowo, przysuwając śnieg do zostawionego u podstawy, przykręconego drewnianego stojaka.
Z daleka wyglądali jak pozytywka w szklanej kuli, snow globe. Ona w białej puchatej kurtce, białej czapce i w białych rękawiczkach, on w czerwonym grubym swetrze, w czapce ze śmiesznym pomponem - o który poprosił, żeby mu zrobiła z kolorowej włóczki, bo kiedyś miał podobną, gdy był mały, bardzo mały i chodził z bratem do parku na sanki - a między nimi choinka, rozebrana ze świecidełek, połyskująca resztkami srebrnych włosów, aniołów, które odleciały w daleką podróż do następnych Świąt.
Woda żyła. Nie było tego widać z powierzchni, bo gruba warstwa śniegu i lodu zasłaniały taflę. Ale pod spodem grało życie, pływały drobne żyjątka, rośliny, ryby, przysypiające w ten zimowy czas, kiedy górna warstwa stawu zamarza. Pływały we śnie, marzyło im się światło, przefiltrowane okruchy słońca, wpadające w algi, toczące się po większych głazach i mniejszych kamieniach. Pływały śpiąc, śniąc, poruszając płetwami, ogonami, pyszczkami, w rozmowach o zimie, dającej chwile wytchnienia, im, rybom, teraz mogącym spać, drzemać do woli, bezpiecznie ukryte w wodzie, przykryte lodem, śniegiem, bez strachu przed haczykami, które nigdy nie wyglądają tak samo i dlatego nie wiadomo kiedy uciekać i nie wiadomo, kiedy nie łakomić się na coś, co pociągnie za sobą nieuniknioną podróż na nieznaną powierzchnię i jeszcze bardziej pewną śmierć.
Gdy staw odmarznie, gdy lód puści, ryby dostaną niespodziewaną zabawkę - choinkę z anielskimi włosami, podwodną bajkę, choinkowe święto. Czy ryby dostają spodziewane zabawki?
- Ładnie wygląda – kobieta odeszła kilka kroków od choinki, żeby się przyjrzeć drzewku w nietypowym miejscu.
- Ładnie – potwierdził mężczyzna.
- Wracamy? – zapytał. – A może chcesz się poślizgać?
- Dobrze, chwilkę i wracamy.
Na środku zimowego stawu, na czystej tafli czarnej jak smoła, w której odbijały się zmarznięte gwiazdy, ślizgały się dwie postacie, krążyły wokół choinki, a ta już wspominała ciepło domu, zapach kompotu ze śliwek, i anioły, co pogubiły srebrne włosy, w popłochu odlatując w swoje anielskie strony.
- Zrobimy snow angels? – zapytała kobieta.
- O! Jaka odważna – odpowiedział mężczyzna. – Dopiero co nie chciałaś wejść na lód – dodał.
- Ale weszłam – uśmiechnęła się.
Usiadła ostrożnie, on niedaleko przy niej. Położyli się na śniegu, blisko siebie, ale na tyle daleko, by sobie nie przeszkadzać, dotykając się tylko czubkami palców.
Anioły, śnieżne anioły, zmącony śnieg skrzydłami ramion, czarne odbitki leżących w białej zaspie ciał, ponad nimi Auriga i inne bezimienne iskry. Yin-yang, yin-yang, yin-yang.
- Wiesz, chciałabym zapamiętać to miejsce, noc – powiedziała kobieta, gdy zeszli z lodowej tafli na ścieżkę prowadzącą w stronę oświetlonego osiedla. – Są takie chwile, które chciałabym zatrzymać na zawsze, zostać w nich. Takie zwykłe, niezwykłe.
- Ech romantyczko, są twoje – na zawsze.
- Tak, tak. Chodźmy, robi się zimno – odpowiedziała, jakby chciała zasypać śniegiem, zatuszować swoje słowa.
Pomyślała też o czymś, co nie dawało jej spokoju, gdy tańczyli wokół drzewka, a i później, gdy tak leżeli oblepieni śniegiem, zostawiając na tafli negatywy siebie - snow angels.
- Lepiej nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną.
Nie powiedziała tego na głos. Tę chwilę zostawiła dla siebie.
© iTuiTam
luty-czerwiec 2010 roku
Takie chwile zostają, wczepiają się podskórnie, albo przylegają jak łuski, przezroczyste, niezauważalne, dopiero w świetle, pod kątem, gdy słońce, wtedy widać, że są. Pancerz, który się nakłada, a i zdejmuje powoli, milimetr po milimetrze, podważając paznokciem, żeby nie zniszczyć wymyślnego wzoru. Łuski można schować w portfelu, na długie lata szczęścia.
Wyszli z domu, gdy było już zupełnie ciemno. W śniegowych ramach nawet najciemniejszy wieczór jaśnieje. Świat przekrojony na pół, jak yin i yang, jak walka czerni z bielą, pochłaniające się z upartą wzajemnością smoki, jak na chińskiej rycinie, kotłują się raz nad, a raz pod.
Kobieta i mężczyzna szli wąską ścieżką, prowadzącą wzdłuż uśpionego osiedla. Cisza skrzypiała mrozem, kłuła zamarzającymi igłami w nosie, szurała śniegiem pod stopami, usuwała się na boki w niewysokie zaspy. Ciągnęli za sobą spore drzewko, rozebraną ze świecidełek choinkę, która po kilku tygodniach świętowania w domowym cieple miała zmienić miejsce życia.
Przydatność drzewka była oczywista. Najpierw w lesie, zielone mieszkanie dla zwierzaków, owadów, cienia, aromatów. Później ścięta, czekała na placyku na przygarnięcie przez kogoś, dla kogo była tym jedynym na okazję najpiękniejszym drzewkiem. Tej nocy miała zamieszkać z rybami.
Kobieta co chwilę podnosiła głowę, rozglądała się po niebie. Było czarne, skrzyła się na nim Ursa Minor, natomiast od południowego zachodu podpinały je gwiazdy z konstelacji Auriga. Sprawdziła nazwy na fosforyzującej mapie, jaką kupiła kiedyś synowi, wtedy jeszcze małemu chłopcu, żeby zaciekawić go kosmosem, wszechświatem, w którym ludzie byli maleńkimi iskierkami, zapalonymi przez boga, w którego po swojemu wierzyli, którego tworzyli.
Wyszukiwacz gwiazd był zrobiony z tektury. Napis w górnej części sporej wielkości kwadratu głosił: Luminous Star Finder with Zodiac Dial. Podpisany był też dziecięcym charakterem pisma, na wszelki wypadek, bo przecież jeśliby się zawieruszył, to miał większą szansę wrócić do prawowitego właściciela, który - dzięki tej prostej w użyciu mapie - orientował się w swoich nocnych wędrówkach po niebie.
Już nie pamiętała dokładnie, co powiedziała małemu, gdy dawała mu Star Finder, może coś takiego:
- Widzisz, to bardzo proste. Staniesz twarzą na północ, ustawisz tarczę. Przy dobrej pogodzie, każda noc, synku odkryje swoje tajemnice. Będziesz dokładnie wiedział, gdzie jesteś: tu na ziemi i tam na niebie.
Tarcza przedstawiała uproszczone niebo, schemat najbliższego wszechświata. Na jej obrzeżach zaznaczone były miesiące, dni, godziny, a na samej tarczy nazwy konstelacji, pojedynczych gwiazd. Wierzchnia część, z okienkiem, służyła za peryskop, który nastawiało się na wybrany odcinek nieboskłonu.
- Tu Auriga, a Arcturus po przeciwnej stronie – mówiła kobieta.
Mężczyzna przystanąwszy, otupywał śnieg z butów.
Ciągnięte lekko udeptaną ścieżką drzewko oblepiły kryształki lodu i śnieg, co sprawiało, że stawało się coraz cięższe. Na szczęście do celu było niedaleko.
Kobieta i mężczyzna przystanęli. Przed nimi był duży staw, który w zimowym krajobrazie, po wielu bardzo mroźnych dniach nie przypominał stawu, lecz duże, zasypane śniegiem pole, zimową arenę. Zatrzymali się tuż przy niewidocznym w ciemności brzegu.
- Czy myślisz, że lód wytrzyma? Nie boisz się? – zapytała kobieta.
- Jak wejdziemy dalej, to się okaże – odpowiedział mężczyzna.
Staw wyglądał jak biała, zaokrąglona arena, na której usypano śnieżne pagórki. Pomiędzy pagórkami widać było ciemne nieregularne plamy, błyszczące oleistą czernią.
W oddali słychać było syrenę karetki pogotowia.
- Ciekawe, czy zdążą? – zamyśliła się kobieta.
- Kto? – zapytał mężczyzna – O, mówisz o syrenie? Na pewno, czemu mieliby nie?
Wypuścił z ręki ciągniętą choinkę i zostawiwszy kobietę przy brzegu sam ruszył w stronę środka stawu, ślizgał się na wymyślonych, niewidzialnych łyżwach, rozsuwając wierzchnią warstwę śniegu. Przystawał co chwilę, przytupując, napierając na czarną taflę ciałem, sprawdzając grubość lodu, wsłuchując się w dźwięki pod stopami.
- Jest bezpiecznie – powiedział po jakimś czasie do kobiety.
Wrócił na brzeg i razem weszli na taflę, ciągnąc za sobą drzewko, które teraz na gładzi lodowej zrobiło się dużo lżejsze, poddawało się, zupełnie jakby spieszyło się do nowego domu.
- Myślę, że wystarczy, nie warto iść dalej – odezwał się mężczyzna, gdy dotarli prawie na sam środek stawu.- Tu powinno być na tyle głęboko, że jak tylko się ociepli, zatonie.
- Pewnie masz rację – odpowiedziała kobieta.
Szła o jeden mały krok za mężczyzną, pomagając ciągnąć drzewko, które w blasku śniegu iskrzyło zaplątanymi cienkimi resztkami włosów anielskich. Przed wyjściem z domu starali się zerwać jak najdokładniej ich nici, żeby nie zaplątały się w nie ryby, jednak trochę srebrnych włosów zostało na gałązkach.
- Położymy? – zapytała.
- Nie wiem. Jak myślisz?
- Spróbujmy postawić, będzie ładnie wyglądać – odparła.
Ustawili choinkę pionowo, przysuwając śnieg do zostawionego u podstawy, przykręconego drewnianego stojaka.
Z daleka wyglądali jak pozytywka w szklanej kuli, snow globe. Ona w białej puchatej kurtce, białej czapce i w białych rękawiczkach, on w czerwonym grubym swetrze, w czapce ze śmiesznym pomponem - o który poprosił, żeby mu zrobiła z kolorowej włóczki, bo kiedyś miał podobną, gdy był mały, bardzo mały i chodził z bratem do parku na sanki - a między nimi choinka, rozebrana ze świecidełek, połyskująca resztkami srebrnych włosów, aniołów, które odleciały w daleką podróż do następnych Świąt.
Woda żyła. Nie było tego widać z powierzchni, bo gruba warstwa śniegu i lodu zasłaniały taflę. Ale pod spodem grało życie, pływały drobne żyjątka, rośliny, ryby, przysypiające w ten zimowy czas, kiedy górna warstwa stawu zamarza. Pływały we śnie, marzyło im się światło, przefiltrowane okruchy słońca, wpadające w algi, toczące się po większych głazach i mniejszych kamieniach. Pływały śpiąc, śniąc, poruszając płetwami, ogonami, pyszczkami, w rozmowach o zimie, dającej chwile wytchnienia, im, rybom, teraz mogącym spać, drzemać do woli, bezpiecznie ukryte w wodzie, przykryte lodem, śniegiem, bez strachu przed haczykami, które nigdy nie wyglądają tak samo i dlatego nie wiadomo kiedy uciekać i nie wiadomo, kiedy nie łakomić się na coś, co pociągnie za sobą nieuniknioną podróż na nieznaną powierzchnię i jeszcze bardziej pewną śmierć.
Gdy staw odmarznie, gdy lód puści, ryby dostaną niespodziewaną zabawkę - choinkę z anielskimi włosami, podwodną bajkę, choinkowe święto. Czy ryby dostają spodziewane zabawki?
- Ładnie wygląda – kobieta odeszła kilka kroków od choinki, żeby się przyjrzeć drzewku w nietypowym miejscu.
- Ładnie – potwierdził mężczyzna.
- Wracamy? – zapytał. – A może chcesz się poślizgać?
- Dobrze, chwilkę i wracamy.
Na środku zimowego stawu, na czystej tafli czarnej jak smoła, w której odbijały się zmarznięte gwiazdy, ślizgały się dwie postacie, krążyły wokół choinki, a ta już wspominała ciepło domu, zapach kompotu ze śliwek, i anioły, co pogubiły srebrne włosy, w popłochu odlatując w swoje anielskie strony.
- Zrobimy snow angels? – zapytała kobieta.
- O! Jaka odważna – odpowiedział mężczyzna. – Dopiero co nie chciałaś wejść na lód – dodał.
- Ale weszłam – uśmiechnęła się.
Usiadła ostrożnie, on niedaleko przy niej. Położyli się na śniegu, blisko siebie, ale na tyle daleko, by sobie nie przeszkadzać, dotykając się tylko czubkami palców.
Anioły, śnieżne anioły, zmącony śnieg skrzydłami ramion, czarne odbitki leżących w białej zaspie ciał, ponad nimi Auriga i inne bezimienne iskry. Yin-yang, yin-yang, yin-yang.
- Wiesz, chciałabym zapamiętać to miejsce, noc – powiedziała kobieta, gdy zeszli z lodowej tafli na ścieżkę prowadzącą w stronę oświetlonego osiedla. – Są takie chwile, które chciałabym zatrzymać na zawsze, zostać w nich. Takie zwykłe, niezwykłe.
- Ech romantyczko, są twoje – na zawsze.
- Tak, tak. Chodźmy, robi się zimno – odpowiedziała, jakby chciała zasypać śniegiem, zatuszować swoje słowa.
Pomyślała też o czymś, co nie dawało jej spokoju, gdy tańczyli wokół drzewka, a i później, gdy tak leżeli oblepieni śniegiem, zostawiając na tafli negatywy siebie - snow angels.
- Lepiej nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną.
Nie powiedziała tego na głos. Tę chwilę zostawiła dla siebie.
© iTuiTam
luty-czerwiec 2010 roku
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Nie mój klimat, ale coś jest na rzeczy z tymi rybami.
Odfruwają obudzone, to pewne.
Tylko drzewek szkoda, tak wolno rosną...
A wiesz, że u nas się robi orły na śniegu, a nie anioły? Takie piękne, z rozportartymi skrzydłami. Jak na złotówce, tylko większe
A zima ma swój urok i bez wycinania tysięcy hektarów młodych świerków.

Odfruwają obudzone, to pewne.
Tylko drzewek szkoda, tak wolno rosną...
A wiesz, że u nas się robi orły na śniegu, a nie anioły? Takie piękne, z rozportartymi skrzydłami. Jak na złotówce, tylko większe

A zima ma swój urok i bez wycinania tysięcy hektarów młodych świerków.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Ja pozwolę sobie nie zgodzić się z panem administratorem.
To jest bardzo dobre opowiadanie. Taka opowieść powigilijna. Gratuluję pomysłu, pani ITuiTam. Jestem pod wrażeniem.
Pani Autorko, szacun ogromniasty.
To jest bardzo dobre opowiadanie. Taka opowieść powigilijna. Gratuluję pomysłu, pani ITuiTam. Jestem pod wrażeniem.
Pani Autorko, szacun ogromniasty.

kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
-
- Posty: 1739
- Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Rasowa, budząca wyobraźnię, piękna proza poetycka. Jestem pod wrażeniem klimatu i słowa. Dwa ostatnie zdania są niepotrzebne. Ukłon mój z białą różą
- skostniała mi kiedyś taka w ogrodzie: zakwitła późno; wieczorem popadał deszcz a nocą ścisnął mróz, poprószyło - i stała się spóźniona róża Królową Śniegu, uwięzioną w szkle...
H8

H8
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną

Zgadzam sie z Henrykiem. Dwa ostatnie zdania zbedne.
Czarodziejski tekst. Bardzo cieplo i obrazowo napisany. Tak sugestywnie, ze ta "Twoja" choinka na srodku stawu snila mi sie dzisiaj (a moze to pelnia?).
Lubie, gdy opisujesz nie-ludzi. Tzn czlowieki w Twoim wykonaniu nie zachwycaja mnie, natomiast sa doskonalym tlem do reszty. Co mnie obchodzi jaka czapke mial On? Za to bardzo obchodzi mnie jak zyje woda zima. A Ty to potrafisz - doskonale potrafisz.
Poprosze wiecej.
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Interesujące, niebanalne opowiadanie
U mnie - podobnie, jak u Skaranie B. - też się robi orły na śniegu, a latem na piasku


U mnie - podobnie, jak u Skaranie B. - też się robi orły na śniegu, a latem na piasku

- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Pomyślałem sobie, że to fragment większej całości i jeszcze bardziej spodobało mi się to opowiadanie. Widzę i czuję powieść, pisaną takim językiem.
Czy widzę kontrowersyjne dwa ostatnie zdania? Raczej tak, kobieta definiuje w ten sposób swoją romantyczność, którą i tak już wyczuwamy. To podkreślenie jest czymś takim, jak składanie podpisu.
Tak jak twój podpis, Elu, tam w tekście, który bardzo mi się spodobał:
Podsumowując, potrafisz pisać, to już kolejny przykład
Czy widzę kontrowersyjne dwa ostatnie zdania? Raczej tak, kobieta definiuje w ten sposób swoją romantyczność, którą i tak już wyczuwamy. To podkreślenie jest czymś takim, jak składanie podpisu.
Tak jak twój podpis, Elu, tam w tekście, który bardzo mi się spodobał:
i Tu i Tam. A może właśnie z tego opowiadania zrodził się nick? To też byłoby romantyczne. Już Ci pisałem, jak widzę Twój talent, wyczucie słowa, ale także wrażliwość.iTuiTam pisze:tu na ziemi i tam na niebie
Podsumowując, potrafisz pisać, to już kolejny przykład

” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
- to jest bardzo wymowne.iTuiTam pisze: Lepiej nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną.
Gdyby nie tytuł, nie wiem, czy o tej porze czytałabym. Nie żałuję, wyobraźnia niesamowita iTuiTam.
Serdecznie pozdrawiam

A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
-
- Posty: 335
- Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
- Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Nie ocenię jednoznacznie, mam mieszane odczucia.
Klimat jest na pewno, a to zawsze doceniam w opowiadaniu. Udało Ci się go zbudować i w zasadzie towarzyszył mi przez całą Twoją pracę.
Styl też w porządku, trochę tylko przeszkadzały mi te angielskie wtrącenia: "snow angels", "snow globe".
Niemniej, przeczytałem i... już. Raz, że praktycznie zero fabuły (co w moich opowiadaniach też się podobno czasem zdarza
), dwa - nie skłoniłaś mnie do żadnych rozkmin, wzruszeń, rozbawienia, czegokolwiek. Czuję się, jakbym przeczytał artykuł w gazecie. Ładnie napisany, owszem, ale nic poza tym.
Tytułu i zakończenia też nie rozumiem, ale to nie jest zarzut.
Może trybiki w moim mózgu pracują za wolno.
EDIT. Teraz przeczytałem komentarze poprzedników. Cóż, widać mam inny próg wrażliwości. Albo jest ona nakierowana na coś innego.
No ktoś musiał być na "nie"
Serdecznie pozdrawiam!
Klimat jest na pewno, a to zawsze doceniam w opowiadaniu. Udało Ci się go zbudować i w zasadzie towarzyszył mi przez całą Twoją pracę.
Styl też w porządku, trochę tylko przeszkadzały mi te angielskie wtrącenia: "snow angels", "snow globe".
Niemniej, przeczytałem i... już. Raz, że praktycznie zero fabuły (co w moich opowiadaniach też się podobno czasem zdarza

Tytułu i zakończenia też nie rozumiem, ale to nie jest zarzut.

EDIT. Teraz przeczytałem komentarze poprzedników. Cóż, widać mam inny próg wrażliwości. Albo jest ona nakierowana na coś innego.

No ktoś musiał być na "nie"

Serdecznie pozdrawiam!

- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Nie budźmy ryb, bo najzwyczajniej odfruną
Pięknie dziękuję za czytanie i komentarz.skaranie boskie pisze:Nie mój klimat, ale coś jest na rzeczy z tymi rybami.
Odfruwają obudzone, to pewne.
Tylko drzewek szkoda, tak wolno rosną...
A wiesz, że u nas się robi orły na śniegu, a nie anioły? Takie piękne, z rozportartymi skrzydłami. Jak na złotówce, tylko większe
A zima ma swój urok i bez wycinania tysięcy hektarów młodych świerków.
![]()
![]()
![]()
Klimat jest, jaki się był objawił

Nie wszystkie ryby nie są skrzydlate :P
Drzewek - w innym miejscu poopowiadałam nieco o tym zagadnieniu - nie szkoda. Rosną, jak to mówi mój mąż, jak chwasty.
Wiem, wiem, Skaranie. Orły na śniegu, orła wywinąć, itd, itp. U mnie - od lat kilkudziesięciu mojego 'u mnie' - robi się anioły, nic na to nie poradzę...
wciąż jeszcze świątecznie
iTuiTam