Gdy Jork uciekł, Jork, który bynajmniej nie był żadnym psem czy kotem, gdy uciekł, bynajmniej nie z więzienia czy od żony, wszyscy, ale to wszyscy - może z wyjątkiem paru osób - bardzo się zdziwili, bo przecież kto jak kto, ale Jork był ostatnią osobą mogącą nas opuścić. Zaskoczył najbliższych kolegów, co powoli planowali wypad nad morze, rodziców, od tej pory płaczących dniami i nocami, wujów, ciotki, byłych nauczycieli, zwykłych przechodniów, którym kiedyś powiedział "dzień dobry", nawet zaskoczył, a zaskoczył tym, że właśnie nie rzekł żadnego "do widzenia" czy "żegnajcie", robiąc ze swej ucieczki wielką tajemnicę. Jedni powtarzali, że nie chciał, byśmy urządzali mu przyjęcie pożegnalne, drudzy, znający go lepiej, wspominali coś o zbyt szybkim podejmowaniu decyzji, a jeszcze inni milczeli, w tym ja, cóż bowiem można było sądzić o zdarzeniu, które raz na zawsze zmieniło życie naszego miasteczka. Może też świat kiedyś zmieni? Może. Po Jorku nic nigdy nie wiadomo.
Nie wiadomo też, o której dokładnie wyszedł z domu - z domu? boże, ile niepewności! - co zabrał ze sobą, o ile w ogóle coś zabrał, ile pieniędzy, jedzenia, ubrań, i co, najważniejsze, myślał sobie, gdzie podążał, czy sam, czy z kimś. Nie, nie z kimś, on zawsze sam, odcinał się trochę od grupy, jednocześnie ją uzupełniając swoją dzikością, cichością, która niby powinna sprawić, że Jork by stał się dla nas niewidoczny, a która jednak działała na odwrót - on tworzył spokój w miasteczku, uciszał zgiełk, któż teraz przejmie jego rolę, któż się odważy. Na pewno nie ja, ja robiłam za tworzycielkę hałasu, zresztą, byłam zła na Jorka, miałam mu w przyszłości skarpetki prać, prosić, by przełączył na serial, gdy sam by oglądał mecz, no miałam wszystko, tymczasem nie będę czynić nic, chyba że wróci, co było obecnie najmniej pewne.
Po kilku dniach zaczęliśmy rozpaczać z wyjątkiem rodziców Jorka martwiących się od pierwszej godziny, mamy, zadbanej kobiety pragnącej jedynie szczęścia dla syna, i taty, co szukał w pierworodnym dziecku pomocy na starość. Płakali, pytali, dlaczego, dlaczego im nic nie powiedział, mógłby przynajmniej im, oni by mu powiedzieli, gdyby chcieli gdziekolwiek uciec. Złożyliśmy kondolencję rodzicom Jorka, gdyż ucieczka była rodzajem śmierci, konkretnie śmierć była ucieczką przed życiem, życiem, które odpycha, tylko czym życie odpychało Jorka, czym? Zdrowych, troskliwych rodziców miał, dużo przyjaciół, bardziej i mniej wiernych, mocniej i słabiej się nim interesujących, i przede wszystkim mnie kiedyś miał mieć, już prawie posiadał. Tak, pamiętałam ten dzień jak dziś, ostatnia niedziela przed ucieczką, godzina gdzieś koło południa: staliśmy przed ławką, jakbyśmy się bali usiąść, on się pewnie bał, bym nie pomyślała, że jakiś niekulturalny jest, że usiadł, a mi nie zaproponował tego samego, właśnie, czemu nic nie rzekł, dlaczego milczał, z powodu swojej dzikości, cichości czy może wstydu. Ważne, że po kilku minutach wydał z siebie dźwięk przypominający chrząknięcie, coś w rodzaju rozpoczęcia spotkania, na co zareagowałam podobnie, chrząkniecie, drugie, trzecie, czwarte, po piątym rozbolały nas gardła i tyle zostało z rozmowy mającej podciągnąć naszą znajomość na wyższy poziom. Czekałam kolejnych dni, przychodziły, odchodziły, aż w końcu przyszedł ten, w którym Jork zniknął, a wraz z nim najbielsze skarpety świata.
Na długo ucieczka Jorka stała się tematem numer jeden wśród mieszkańców, w sumie interesowaliśmy się tylko tym, gazet nie czytaliśmy, telewizji nie oglądaliśmy, bo ani jedno, ani drugie nie pokazywało naszego bohatera, no nikt, nikt zupełnie nie pisał o nim i nikt, nikt zupełnie nie robił o nim filmu. Zostawały nam więc rozmowy, przypuszczenia, gdzie może się obecnie znajdować, co robić, z kim być, o ile z kimś był, oby nie; wolałam, żeby wędrował sam, choć wciąż zazdrosna część mojej duszy wmawiała mi, że odszedł do kochanki albo poszedł jej szukać wśród dziewczyn nie miasteczkowych, które pewnie mu się znudziły... Ja mu się znudziłam? Spoglądałam w lustro i widziałam o dziwo siebie, choć chciałam zobaczyć piękną dziewczynę o zgrabnej figurze z ładnie układającymi się włosami, przestawałam się zatem dziwić, że Jork mi powiedział "żegnaj", a raczej właśnie nie powiedział i ja już nie wiedziałam, co o tym sądzić.
Chodziłam z jednego miejsca do drugiego, od jednej osoby do drugiej, wykonywałam najdziwniejsze czynności, żeby tylko zająć czymś myśli, byle nie biegły wciąż w tym samym kierunku, który powoli zaczął mnie męczyć. Czasem ktoś mnie odwiedzał, pytał, jak się czuję, bo wszyscy, no może niemal wszyscy, domyślali się, co czuję do Jorka i że bardzo przeżywam jego odejście, nawet jego rodzice wiedzieli i dzwonili, czy przypadkiem nie mam od niego żadnych informacji, na co mogłam jedynie odpowiedzieć, że nie mam, niestety nie, przykro mi, do widzenia. Odkładałam wtedy słuchawkę z rozpaczą i przeświadczeniem, że już zawsze tylko to będę mówić, że stanie się to moim mottem, sentencją, bez wiary na jakąkolwiek zmianę, najwyżej na coś gorszego. Mogłam przecież przestać się przejmować, odjąć "przykro mi", odjąć "niestety", pozostawiając oschłe "nie mam, do widzenia". Nie mam informacji, nic nie wiem, nie będę wiedzieć, bo nie chcę, do widzenia. Proszę mi dać spokój, w sumie nigdy nie lubiłam Jorka, był samolubny, dziki, niekulturalny, no bo nie zaproponował, bym wtedy usiadła, nie spytał też, czy bym gdzieś z nim wyszła, ani do kina nie zaprosił, do teatru też nie, ale to nawet dobrze, bo nie lubiłam teatru, choć chyba tego nie wiedział. I jeszcze powiem, drodzy mieszkańcy miasteczka, szczególnie wy, jego rodzice, że mówienie wciąż o jednym, o jakiejś beznadziejnej ucieczce, zwykłym zniknięciu w czasach, gdzie codziennie ktoś znika w zdecydowanie bardziej ciekawych okolicznościach, jest niemałą przesadą.
Widziałam oczami wyobraźni przerażenie rodziców Jorka, niedowierzanie w to, co mówię, jakby mnie jakiś diabeł opętał albo jakaś czarownica rzuciła na mnie zły urok, a przecież wytłumaczenie było bardziej prozaiczne - brała mnie codzienność, zwątpienie, że Jork wróci, przeprosi za swoje zachowanie, a my mu wybaczymy, bo swoim się wybacza, zawsze i na wieczność. Nie wierzyłam również w inne szczęśliwe zakończenie, w którym ktoś go odnajduje i zachęca do powrotu, on po wielu wahaniach się zgadza i razem, raźnym krokiem, kierują się w stronę miasteczka wiwatującego na ich cześć. Już prędzej dopuszczałam do siebie myśl o zgonie Jorka, choćby z przemęczenia, no bo przecież szedł, nie jechał, tylko szedł, rower zostawił, samochód zostawił, pożyczyć nie mógł, bo od kogo, zresztą, on nie pożycza. Może ukradł, ale wtedy byśmy o nim słyszeli w telewizji, chyba że zrobił to umiejętnie, bez zostawiania śladów, i teraz pędzi superautem na spotkanie z przygodą. Okazałby się zwykłym uciekinierem i złodziejem, człowiek nie wartym naszej miłości, przyjaźni i zaufania. Mina biednej matki przypominała mi jednak, jak bardzo się mylę, Jork nie jest taki, to dobry człowiek, zimą dokarmia zwierzęta, lubi dzieci, pomaga staruszkom przechodzić przez ulicę, sam pomalował swój pokój, on na pewno piechotą poszedł, w swoich butach, wziął nawet parę na zmianę, na zimniejsze dni, widziałam, zniknęły z szafki. Idź, pobiegnij za nim, córko, szybko biegasz, albo i pojedź, nie, nie masz prawa jazdy, jeszcze się gdzieś rozbijesz i umrze nasza cała nadzieja. Idź, słyszałam i w myślach, i naprawdę, gdyż rzeczywiście postanowiono wziąć sprawy w swoje ręce, a konkretnie dać je w moje. Rodzice Jorka prosili na kolanach, bym przynajmniej spróbowała, opuściła miasteczko, potem jakoś pójdzie, wytropię go po śladach, zapachu potu i dzięki kobiecej intuicji. Inni też zaczęli nalegać, by coś w końcu zrobić, nie czekać bezczynnie, i oni też patrzyli tylko na mnie, a ja właśnie na siebie nie mogłam spojrzeć, nie mogłam sama się wskazać i z uśmiechem na ustach pójść szukać Jorka. Dane mi było co najwyżej kiwnąć głową, odrzec "tak, dobrze, rozumiem" i udawać, że nogi będą mnie nieść w kierunku, w którym chcę, by mnie niosły: daleko poza ostatni dom, gdzie już nie słychać szczekania psów i okrzyków matek wołających dzieci na obiad. Każdy kolejny krok miał mnie popychać w stronę innego świata, do którego pewnie już dawno doszedł Jork i teraz siedzi, rozmyślając, co dalej. Jego rodzice udzielili mi błogosławieństwa, inni zaś złożyli się na niebezpieczną podróż, napełniając mi portfel monetami i banknotami, plecak jedzeniem i piciem, głowę dobrymi myślami i radami. Trzymaj się pobocza, unikaj rozmów z obcymi, chyba że się zgubisz, ale lepiej się nie zgub, mapa ci wszystko pokaże, czytaj uważnie legendę, ten, kto ją zrobił, bardzo się napracował, by ułatwić ci szukanie. Zaglądaj do każdego miejsca, które wskaże ci intuicja i twój nos. Na pewno nawąchałaś się Jorka, zanim odszedł.
Już miałam zaprzeczyć, gdy wręczono mi ostatnią rzecz, kartkę papieru niedbale wyrwaną z jakiegoś szkolnego zeszytu, z dużym czarnym napisem, który jednak zakazano mi odczytywać w ich obecności. Ruszyłam więc w nieznane, by wyrwać obcemu światu Jorka, wyrwać najbielsze skarpetki świata raz i porządnie, raz i na zawsze.
cdn.
Ucieczka (I)
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Ucieczka (I)
Albo z Jorkiem nic nigdy nie wiadomo, albo nie wiadomo, czego się po Jorku spodziewać. Wyżej, w tym samym akapicie brak jednego przecinka (chyba) po "do widzenia". Poza tym chyba przegięłaś z tymi wielokrotnie złożonymi zdaniami.Patka pisze: Po Jorku nic nigdy nie wiadomo.
Stałby się. Tu też zdania rozbudowałaś do przesady.Szczególnie to.Patka pisze:że Jork by stał się dla nas niewidoczny
Ostatnia fraza, tj. pytanie - któż teraz przejmie(...), powinnaś jednak z tego zdania wyłączyć, odbiega ona bowiem znaczeniowo o reszty, w żaden sposób z niej nie wynika, ani jej nie warunkuje.Patka pisze:Nie, nie z kimś, on zawsze sam, odcinał się trochę od grupy, jednocześnie ją uzupełniając swoją dzikością, cichością, która niby powinna sprawić, że Jork by stał się dla nas niewidoczny, a która jednak działała na odwrót - on tworzył spokój w miasteczku, uciszał zgiełk, któż teraz przejmie jego rolę, któż się odważy.
Patko! Przeczytaj to, proszę i sama spróbuj skomentować.Patka pisze: Po kilku dniach zaczęliśmy rozpaczać z wyjątkiem rodziców Jorka martwiących się od pierwszej godziny
Sorry, odpadam.
Przeczytam dalej tylko ze względu na zainteresowanie, ale odpuszczę sobie dalsze komenty. Nie chcę Ci wchodzić w kompetencje.

Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Ucieczka (I)
Dzięki skarańku. Wiem, że to tekst nie dla wszystkich. Zaczęłam pisać długimi zdaniami, to postanowiłam tak doprowadzić tekst do końca. Znaczy prawie doprowadziłam. Nie myślę jednak, żebym przegięła. Jeśli już, wolałabym nieco milsze określenie...
Po "do widzenia" nie będzie przecinka - "czy" pełni tu mniej więcej taką funkcję jak "lub".

Po "do widzenia" nie będzie przecinka - "czy" pełni tu mniej więcej taką funkcję jak "lub".
- Ania Ostrowska
- Posty: 503
- Rejestracja: 25 lut 2012, 17:21
Re: Ucieczka (I)
Łatwo się nie czyta, to fakt, ale moim zdaniem, taka budowa zdań i taki właśnie sposób narracji idealnie pasują do treści i bardzo dobrze oddają emocje w pełnej gamie odcieni. Ciekawy tekst, może nie porywający, ale dający do myślenia. No, a dla mnie, dodatkowo bardzo korzystny edukacyjnie ze względu na przecinki w zdaniach złożonych 
Kilka spostrzeżeń technicznych:
2) zamiast "tymczasem nie będę czynić nic" , proponuję prostsze "tymczasem nic z tego"
Pozdrawiam - Ania

Kilka spostrzeżeń technicznych:
1) dziwnie jakoś brzmi "tworzycielka hałasu" wydaje mi się, ale rzecz jasna mogę się mylić, że dla sensu rodzaj żeński nie jest tu kluczowy, więc wolałabym "robiłam za twórcę hałasu" lub "sprawcę hałasu"Patka pisze:Na pewno nie ja, ja robiłam za tworzycielkę hałasu, zresztą, byłam zła na Jorka, miałam mu w przyszłości skarpetki prać, prosić, by przełączył na serial, gdy sam by oglądał mecz, no miałam wszystko, tymczasem nie będę czynić nic, chyba że wróci, co było obecnie najmniej pewne.
2) zamiast "tymczasem nie będę czynić nic" , proponuję prostsze "tymczasem nic z tego"
chyba płynniej brzmiałoby "z jednego miejsca w drugie"Patka pisze: Chodziłam z jednego miejsca do drugiego, od jednej osoby do drugiej, wykonywałam najdziwniejsze czynności, żeby tylko zająć czymś myśli, byle nie biegły wciąż w tym samym kierunku, który powoli zaczął mnie męczyć.
zabrakło literPatka pisze:Okazałby się zwykłym uciekinierem i złodziejem, człowiek nie wartym naszej miłości, przyjaźni i zaufania.
drugie "mi" chyba niepotrzebnePatka pisze:Jego rodzice udzielili mi błogosławieństwa, inni zaś złożyli się na niebezpieczną podróż, napełniając mi portfel monetami i banknotami, plecak jedzeniem i piciem, głowę dobrymi myślami i radami.
a w tym fragmencie z kolei za dużo "ci"Patka pisze:Trzymaj się pobocza, unikaj rozmów z obcymi, chyba że się zgubisz, ale lepiej się nie zgub, mapa ci wszystko pokaże, czytaj uważnie legendę, ten, kto ją zrobił, bardzo się napracował, by ułatwić ci szukanie. Zaglądaj do każdego miejsca, które wskaże ci intuicja i twój nos. Na pewno nawąchałaś się Jorka, zanim odszedł.
Pozdrawiam - Ania
Ostatnio zmieniony 31 sty 2014, 6:02 przez Ania Ostrowska, łącznie zmieniany 1 raz.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Ucieczka (I)
Dzięki, Aniu. Czytałam ten tekst wiele razy i już mi najprostsze zgrzyty umykają. Dlatego spojrzenie innej osoby zawsze jest najlepsze. 

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Ucieczka (I)
Czesc Paciu,

wreszcie do Ciebie dotarlam.
Oczywiscie, przeczytalam tekst od razu, jak tylko sie pojawil (jak zawsze zreszta, bez wzgledu na autora), ale, albo jakos umykal (uciekal?), albo cos mi przeszkadzalo.
Tym razem ze skarankiem nam nie po drodze, blizej mi do "Ani".
Twoja Ucieczke czyta sie nie jak typowa opowiesc, to raczej opowiesc-monolog, wypelniony emocjami, odczuciami i uczuciami, barwami, zapachami i... biela skarpet.
Te skarpetki mnie zachwycily, tak zwyczajnie, po babsku.
Mnie sie podoba.
A moze ja po prostu juz inaczej Ciebie czytam? Przelaczam sie na tryb Paciowy?
Czekam na ciag dalszy,
milego,
J.

wreszcie do Ciebie dotarlam.
Oczywiscie, przeczytalam tekst od razu, jak tylko sie pojawil (jak zawsze zreszta, bez wzgledu na autora), ale, albo jakos umykal (uciekal?), albo cos mi przeszkadzalo.
Tym razem ze skarankiem nam nie po drodze, blizej mi do "Ani".
Twoja Ucieczke czyta sie nie jak typowa opowiesc, to raczej opowiesc-monolog, wypelniony emocjami, odczuciami i uczuciami, barwami, zapachami i... biela skarpet.
Te skarpetki mnie zachwycily, tak zwyczajnie, po babsku.
Patka pisze:Czekałam kolejnych dni, przychodziły, odchodziły, aż w końcu przyszedł ten, w którym Jork zniknął, a wraz z nim najbielsze skarpety świata.
I wlasnie caly utwór jest na wskros kobiecy, steskniony, ze lzami, które ostatkiem woli trzymane sa w ryzach.Patka pisze:Odkładałam wtedy słuchawkę z rozpaczą i przeświadczeniem, że już zawsze tylko to będę mówić, że stanie się to moim mottem, sentencją, bez wiary na jakąkolwiek zmianę, najwyżej na coś gorszego.
Mnie sie podoba.
A moze ja po prostu juz inaczej Ciebie czytam? Przelaczam sie na tryb Paciowy?
Czekam na ciag dalszy,
milego,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Ucieczka (I)
Trudne to, pani Patko.
Chyba, jak napisała 411, kobiece, nijak się bowiem nie mogę w tym połapać. Nie, żebym miał tak drastyczne podejście, jak nasz pan Admin, ale coś mi tutaj nie gra. Pójdę przeczytać drugą część, może wtedy sprecyzuję "zarzuty".
Chyba, jak napisała 411, kobiece, nijak się bowiem nie mogę w tym połapać. Nie, żebym miał tak drastyczne podejście, jak nasz pan Admin, ale coś mi tutaj nie gra. Pójdę przeczytać drugą część, może wtedy sprecyzuję "zarzuty".
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie