Jakim /7.
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Jakim /7.
od początku
w poprzednim odcinku
Głosy.
Fiolet pulsuje.
- Obudź się.
- Nie śpię. Czego chcecie?
- Kim jesteś?
- Zapytaj mnie o coś innego. Wczoraj była niedziela.
- Nie.
- Co?
- Nie.
- Co: nie?
- Wczoraj był wtorek.
- Naprawdę? Świeciło słońce?
- Tak.
- To miło. Idź sobie.
Poszedł.
Który wtorek był wczoraj? Dlaczego wtorek?
*
Rozdział siódmy. Mała.
Pick-up jest stary, jego siedzenia nie należą do najwygodniejszych, ale rzucanie i trzęsienie jest zdecydowanie "zasługą" drogi – utwardzona nawierzchnia, jest nią tylko z nazwy. Nikt nie zadał sobie trudu wyasfaltowania jej, albo choćby załatania co większych dziur, które z upływem lat i kaprysów pogody powiekszają tylko swoje obszary. Właściwie, spokojnie można powiedzieć, że droga jest jedną wielką dziurą, czasem tylko jej harmonia i doskonałość zburzona zostaje plackiem tak nieprzystojnego, bo płaskiego i porządnego, gruntu.
Dziewczynka nie wie, czy bardziej się obawia, czy też cieszy na ten tydzień spędzony z dala od Hammonda. Zawsze to jakaś odmiana... Anne jest miła, Henry´ego zna z opowiadań i jednej "rozmowy" telefonicznej - mówił tak spokojnie i powoli, przyjemnym, ciepłym głosem; wydaje się być sympatyczny.
Samochodem znowu zarzuciło i przerwało ten strumyczek myśli. Pas ma zapięty prawidłowo, odpowiednio skrócony przez Anne do jej wzrostu, jednak prawa ręka z całych sił trzyma uchwyt na drzwiach, lewa wyprostowana, podpiera ciało i pomaga zachować równowagę. Trudna sztuka, ale i tak jest lepiej, niż na początku podróży. Co prawda, Anne prowadzi jak przysłowiowy szatan, ale dziewczynka się nie boi; wiele razy widziała z okna swego pokoju z jaką szybkością i jaką precyzją potrafi parkować auto ta drobna blondynka. I podobno, nie tylko nigdy nie spowodowała żadnego wypadku, ale w żadnym nawet nie brała pośredniego udziału. Skupiona, milcząc, prowadzi teraz pick-upa w nieodłącznym kowbojskim kapeluszu, tylko od czasu do czasu rzuca szybkie spojrzenia na małą pasażerkę. Radio wymrukuje newsy i reklamy – żadna ich nie słucha, obie rejestrują.
Manuela właśnie zdecydowała, że jednak bardziej się cieszy. I postara się być najgrzeczniejsza, grzeczniejsza niż największy Hammondowy lizus – Berta z sąsiedniego pokoju. Nie lubi Berty, a to dlatego, że Berta sama siebie nie lubi. Tak bardzo chce znaleźć nowy dom, że zapomina o sobie samej, o tym, kim jest. Tak, ale Berta ma tylko dziewięć lat... I żadnych korzeni. Żadnych wspomnień.
Kocham cię, Ma. Pamiętaj o tym, zawsze o tym pamiętaj! Jesteś moją córeczką, jesteś wszystkim, co mam... Samotna, leniwa łza spływa po policzku. Dobrze, że po tym od strony okna. Dziewczynka ociera ją ukradkiem niby poprawiając włosy i nakazuje sobie pełną kontrolę. Nie może być słaba! Nawet czasami, nawet bardzo rzadko. Nigdy! Tylko... to takie trudne...
- Hej, masz się jakoś? Za piętnaście minut będziemy na miejscu. Henry już pewnie stoi na zakręcie, nie masz pojęcia jak bardzo się cieszy. A ty? Cieszysz się choć troszkę? - Anne zauważyła zmianę jaka zaszła w dziecku, właściwie to ją wyczuła, ale postanowiła nie poruszać tego tematu. Jej instynkt i długoletnie doświadczenie doradzają "zignorowanie symptomów". Manuela odwraca wzrok od przedniej szyby, patrzy opiekunce w oczy – długo, ufnie. Prawie niezauważalnie kiwa głową.
- A na obiad mamy kurczaka. I purée z ziemniaków. I ogórki. Ze śmietaną. A na deser... - serce Anne podskakuje z radości, to pierwszy raz, gdy mała "odpowiedziała"! - A na deser... Albo nie, sama zgadnij! No? Jak myślisz?
Wie, że dziewczynka nie odpowie, ale chce maksymalnie wykorzystać tę maleńką szczelinę, tę wyjątkową okazję, pierwszą, od kiedy się znają.
- Podpowiem ci: na litere "l". Druga: "o". Wiesz już?
Lody.
- Jasne, że lody! I dodatkowo dwie ogromne puszki bitej śmietany w spray´u! Będziemy tak grubi, że do łóżek trzeba będzie się dokulać – dodaje ze śmiechem.
Manuela lubi lody. Zawsze w święta dostają lodowy deser; trzeba przyznać, że Hammond potrafi dodatkowo "uświetnić" te najmniej przyjemne dla każdego dziecka dni w roku. Najbardziej smakują jej orzechowe, ale brzoskwiniowe, których właściwie w ogóle nie lubi, też zje z chęcią. Ciekawe gdzie będzie spała? I co będzie jej się śniło? Jaki jest widok z okna? Czy też będzie musiała wstawać o szóstej trzydzieści? Czy będzie czekać jako ostatnia na swoją "łazienkową" kolej?
A może oni nie lubią mleka? I nie jedzą świeżej pietruszki na kanapkach? Och, to byłoby zbyt piękne...
Zrobiło się ciemniej, wjechały w las. Czeka je jeszcze ostry zakręt w lewo, pół mili stromo pod górę i będą na miejscu. Dziewczynka chłonie widoki, oczy nie nadążają za wszystkimi szczegółami, ale te piękne, wielkie szyszki leżące na drodze i jej skraju trudno przeoczyć - tak śmiesznie strzelają pod kołami ciężkiego auta. Może, wracając do Hammonda, zabierze ze sobą jedną, na pamiątkę? Uchyliła troszkę okno i w samochodzie zapachniało... Chętnie weszłaby na chwilę do tego wielkiego lasu, przytuliła policzek do szorstkiej kory, nawdychałaby się na zapas tych cudowności.
To twoje drzewko, twoja sosna, Ma. Wciąż taka malutka, choć ty jesteś już taka duża. Ale gdy ty odejdziesz, ona wciąż i wciąż tu będzie... Nie! Żadnych łez! Nie ma was! Dziewczynka mruga szybko powiekami. Udało się.
- Popatrz, ktoś na nas czeka – mówi Anne. - Znasz tego pana? Bo ja chyba nie...
Anne śmieje się w duchu: przy wjeździe na posesję stoi jej mąż ubrany w najlepszy garnitur! No, prawie – założył tylko spodnie z kompletu, ale do nich czyściutką, białą, "niedzielną" koszulę; elegancji dopełniają wyczyszczone na błysk, czarne półbuty. Stary, poczciwy Henry - gdzie się podział twój kombinezon?
Przy nodze Henry´ego siedzi Sigi. Dziewczynka zauważa stworzenie dopiero teraz, nie miała pojęcia, że będzie ją witał ktoś jeszcze! Nie potrafi docenić starań mężczyzny, ale ten kot! Jaki wielki! Patrzy pytająco na kobietę, potem znowu odwraca głowę do tego oryginalnego komitetu powitalnego, ponownie spogląda na Anne...
- Zapomnieliśmy o czymś? - "zagadnięta" bardzo poważnie odpowiada pytaniem, zaciągając ręczny hamulec. – Nie wydaje mi się...
Bardzo dziekuje za pomoc w korekcie Ani Ostrowskiej.
CDN
w poprzednim odcinku
Głosy.
Fiolet pulsuje.
- Obudź się.
- Nie śpię. Czego chcecie?
- Kim jesteś?
- Zapytaj mnie o coś innego. Wczoraj była niedziela.
- Nie.
- Co?
- Nie.
- Co: nie?
- Wczoraj był wtorek.
- Naprawdę? Świeciło słońce?
- Tak.
- To miło. Idź sobie.
Poszedł.
Który wtorek był wczoraj? Dlaczego wtorek?
*
Rozdział siódmy. Mała.
Pick-up jest stary, jego siedzenia nie należą do najwygodniejszych, ale rzucanie i trzęsienie jest zdecydowanie "zasługą" drogi – utwardzona nawierzchnia, jest nią tylko z nazwy. Nikt nie zadał sobie trudu wyasfaltowania jej, albo choćby załatania co większych dziur, które z upływem lat i kaprysów pogody powiekszają tylko swoje obszary. Właściwie, spokojnie można powiedzieć, że droga jest jedną wielką dziurą, czasem tylko jej harmonia i doskonałość zburzona zostaje plackiem tak nieprzystojnego, bo płaskiego i porządnego, gruntu.
Dziewczynka nie wie, czy bardziej się obawia, czy też cieszy na ten tydzień spędzony z dala od Hammonda. Zawsze to jakaś odmiana... Anne jest miła, Henry´ego zna z opowiadań i jednej "rozmowy" telefonicznej - mówił tak spokojnie i powoli, przyjemnym, ciepłym głosem; wydaje się być sympatyczny.
Samochodem znowu zarzuciło i przerwało ten strumyczek myśli. Pas ma zapięty prawidłowo, odpowiednio skrócony przez Anne do jej wzrostu, jednak prawa ręka z całych sił trzyma uchwyt na drzwiach, lewa wyprostowana, podpiera ciało i pomaga zachować równowagę. Trudna sztuka, ale i tak jest lepiej, niż na początku podróży. Co prawda, Anne prowadzi jak przysłowiowy szatan, ale dziewczynka się nie boi; wiele razy widziała z okna swego pokoju z jaką szybkością i jaką precyzją potrafi parkować auto ta drobna blondynka. I podobno, nie tylko nigdy nie spowodowała żadnego wypadku, ale w żadnym nawet nie brała pośredniego udziału. Skupiona, milcząc, prowadzi teraz pick-upa w nieodłącznym kowbojskim kapeluszu, tylko od czasu do czasu rzuca szybkie spojrzenia na małą pasażerkę. Radio wymrukuje newsy i reklamy – żadna ich nie słucha, obie rejestrują.
Manuela właśnie zdecydowała, że jednak bardziej się cieszy. I postara się być najgrzeczniejsza, grzeczniejsza niż największy Hammondowy lizus – Berta z sąsiedniego pokoju. Nie lubi Berty, a to dlatego, że Berta sama siebie nie lubi. Tak bardzo chce znaleźć nowy dom, że zapomina o sobie samej, o tym, kim jest. Tak, ale Berta ma tylko dziewięć lat... I żadnych korzeni. Żadnych wspomnień.
Kocham cię, Ma. Pamiętaj o tym, zawsze o tym pamiętaj! Jesteś moją córeczką, jesteś wszystkim, co mam... Samotna, leniwa łza spływa po policzku. Dobrze, że po tym od strony okna. Dziewczynka ociera ją ukradkiem niby poprawiając włosy i nakazuje sobie pełną kontrolę. Nie może być słaba! Nawet czasami, nawet bardzo rzadko. Nigdy! Tylko... to takie trudne...
- Hej, masz się jakoś? Za piętnaście minut będziemy na miejscu. Henry już pewnie stoi na zakręcie, nie masz pojęcia jak bardzo się cieszy. A ty? Cieszysz się choć troszkę? - Anne zauważyła zmianę jaka zaszła w dziecku, właściwie to ją wyczuła, ale postanowiła nie poruszać tego tematu. Jej instynkt i długoletnie doświadczenie doradzają "zignorowanie symptomów". Manuela odwraca wzrok od przedniej szyby, patrzy opiekunce w oczy – długo, ufnie. Prawie niezauważalnie kiwa głową.
- A na obiad mamy kurczaka. I purée z ziemniaków. I ogórki. Ze śmietaną. A na deser... - serce Anne podskakuje z radości, to pierwszy raz, gdy mała "odpowiedziała"! - A na deser... Albo nie, sama zgadnij! No? Jak myślisz?
Wie, że dziewczynka nie odpowie, ale chce maksymalnie wykorzystać tę maleńką szczelinę, tę wyjątkową okazję, pierwszą, od kiedy się znają.
- Podpowiem ci: na litere "l". Druga: "o". Wiesz już?
Lody.
- Jasne, że lody! I dodatkowo dwie ogromne puszki bitej śmietany w spray´u! Będziemy tak grubi, że do łóżek trzeba będzie się dokulać – dodaje ze śmiechem.
Manuela lubi lody. Zawsze w święta dostają lodowy deser; trzeba przyznać, że Hammond potrafi dodatkowo "uświetnić" te najmniej przyjemne dla każdego dziecka dni w roku. Najbardziej smakują jej orzechowe, ale brzoskwiniowe, których właściwie w ogóle nie lubi, też zje z chęcią. Ciekawe gdzie będzie spała? I co będzie jej się śniło? Jaki jest widok z okna? Czy też będzie musiała wstawać o szóstej trzydzieści? Czy będzie czekać jako ostatnia na swoją "łazienkową" kolej?
A może oni nie lubią mleka? I nie jedzą świeżej pietruszki na kanapkach? Och, to byłoby zbyt piękne...
Zrobiło się ciemniej, wjechały w las. Czeka je jeszcze ostry zakręt w lewo, pół mili stromo pod górę i będą na miejscu. Dziewczynka chłonie widoki, oczy nie nadążają za wszystkimi szczegółami, ale te piękne, wielkie szyszki leżące na drodze i jej skraju trudno przeoczyć - tak śmiesznie strzelają pod kołami ciężkiego auta. Może, wracając do Hammonda, zabierze ze sobą jedną, na pamiątkę? Uchyliła troszkę okno i w samochodzie zapachniało... Chętnie weszłaby na chwilę do tego wielkiego lasu, przytuliła policzek do szorstkiej kory, nawdychałaby się na zapas tych cudowności.
To twoje drzewko, twoja sosna, Ma. Wciąż taka malutka, choć ty jesteś już taka duża. Ale gdy ty odejdziesz, ona wciąż i wciąż tu będzie... Nie! Żadnych łez! Nie ma was! Dziewczynka mruga szybko powiekami. Udało się.
- Popatrz, ktoś na nas czeka – mówi Anne. - Znasz tego pana? Bo ja chyba nie...
Anne śmieje się w duchu: przy wjeździe na posesję stoi jej mąż ubrany w najlepszy garnitur! No, prawie – założył tylko spodnie z kompletu, ale do nich czyściutką, białą, "niedzielną" koszulę; elegancji dopełniają wyczyszczone na błysk, czarne półbuty. Stary, poczciwy Henry - gdzie się podział twój kombinezon?
Przy nodze Henry´ego siedzi Sigi. Dziewczynka zauważa stworzenie dopiero teraz, nie miała pojęcia, że będzie ją witał ktoś jeszcze! Nie potrafi docenić starań mężczyzny, ale ten kot! Jaki wielki! Patrzy pytająco na kobietę, potem znowu odwraca głowę do tego oryginalnego komitetu powitalnego, ponownie spogląda na Anne...
- Zapomnieliśmy o czymś? - "zagadnięta" bardzo poważnie odpowiada pytaniem, zaciągając ręczny hamulec. – Nie wydaje mi się...
Bardzo dziekuje za pomoc w korekcie Ani Ostrowskiej.
CDN
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.