Gdzie diabeł oszalał

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Gdzie diabeł oszalał

#1 Post autor: Ewa Włodek » 22 lut 2014, 16:38

- Czyja to robota? - Wychrypiała. Gdy na wieść, że w „warstacie diabeł pohulał”, zdecydowała się zobaczyć efekty tej hulanki, liczyła, że może to był tylko pożar albo zdemolowanie urządzeń. Ale to, na co patrzyła, nawet tutaj i teraz, zakrawało na pandemonium.
Wiadomość, że we wsi, a szczególnie w działającej tam kilimiarni stało się coś złego, odebrała przy śniadaniu. Przyniósł ją przerażony, umorusany chłopiec, który szczękając zębami zdołał tylko wykrztusić, że „leśne diabły hulały i wszystkie wzięły do piekła”. Reszta - to było charczenie i szloch.
Wyczuła, że tam musiało zajść coś szczególnego, że to nie była zwyczajna w tych czasach rekwizycja, która często bywała rabunkiem. W tej sytuacji postanowiła sprawdzić, co się stało. I teraz stała na pogorzelisku, które jeszcze wczoraj było warsztatem malutkiej spółdzielni tkackiej, wytwarzającej kilimy. Jeszcze wczoraj przy krosnach pracowało dwanaście kobiet, kiedyś - najuboższych we wsi, później - mogących z pracy rąk utrzymać rodziny. Wczoraj, bo dziś wśród popiołu, resztek zwęglonych krosien, stołów i innych parafernaliów leżało dwanaście opalonych, okrwawionych i okaleczonych ciał, ukazujących wnętrza rozpłatanych brzuchów, paskudne rany po oberżniętych piersiach, patrzących w wysokie, obojętne niebo czarnymi dziurami po wyłupionych oczach.
- Co tu się stało? Co za skurwysyny to zrobiły? - Spytała, rozglądając się. Otaczający pogorzelisko miejscowi byli posiniaczeni, pokrwawieni, jeden, starszy, przygarbiony, Szczepan Huk, tak przypomniała sobie, że to Szczepan Huk, miał prawą dłoń omotaną szmatą, przesiąkniętą krwią.
- Leśne, panienko, leśne wpadły wczoraj, jeszcze za słońca, pijane wpadły, i zaczęły hulać z diabłem - powiedział. - Wieś otoczyły, zegnały wszystkie na majdan, biły, kopały, strzelały, wyzywały. Później wywlekły Czajkę, oko mu wybiły, że niby „pański przydupas”, Stochowi pięćdziesiąt wyciorów dały, za to samo, a mnie - ooo, to, za to, że u mnie się nasi parę dni temu w tył pokrzepili - wyciągnął w jej kierunku rękę i odwinął skrwawione płótno, pokazując kikut bez dłoni. - Siekierą mi to, na pniu, siekierą… - powtarzał, a z obsiniałych, wpadłych w głąb czaszki oczu płynęły łzy.
- Jacy leśni? Tamci? - Indagowała. Rozejrzała się po ludziach, którzy odważyli się podejść. - Jacy ci leśni???!!! Bo przecież nie nasi…
- Nie nasi, nie wasi - do pogorzeliska podszedł wysoki, szczupły chłop, i dopiero, jak się zbliżył, poznała, że to Makar Łaba. Twarz miał granatową pod sińcami, na ustach - żywe mięso i co chwila spluwał pod nogi krwawą śliną. - To nowe leśne, panienko, całkiem nowe. Od wiosny sam chodzą, ludzie mówią, że od granicy przyszły. Sklep w miasteczku zrabowały i sklepową posiekały, folusz Skocznego spalyły ze Skocznym, Skoczną i dziatwą, a mówią, że w jedne noc ubyły proboszcza trzy wsie stąd i popa za strugą - splunął czerwono.
- Ludzi mówią, co słyszały, jak one, te leśne, wołają, że ubyju wszystkie dawne - obok Łaby stanął kolejny pobity na czarno chłop, z trudem pod tą maską sińców poznała Pawła Mawrę. - Powiedają, że nowe będzie, bez tych, co to ludzką krew piją! Tak i też wołały, jak rżnęły i rezały te baby we warstacie, a co ony, niebogi, z piciem czyjej krwi mają, jak same, na swoje życie, na tych krosnach…To co ony… Komu ony winowaty co były, że ich tak umęczyły? - Wbił w nią oczy, prawie niewidoczne w wąziutkich szparkach zapuchniętych powiek.
- Nie wiem, i nic z tego nie rozumiem - pokręciła głową, patrząc najpierw na chłopa, a później na wszystkich zebranych przy zgliszczach. - Wiem tylko, że te zabite trzeba pochować godziwie, o pracy dla ich rodzin pomyśleć. A później - zobaczymy…

*

W miasteczku był dzień targowy, więc rynek tętnił atmosferą jarmarku, wypełniającą również restaurację, w której kłębił się tłum, gesty, głośny, spowity amalgamatem zapachów niewybrednej kuchni, wódki, kwaśnego piwa, rzadko mytych ciał i jeszcze rzadziej czyszczonych ubrań. Gdy stanęła w progu knajpy przez chwilę z trudem przebijała wzrokiem gęsty opar tytoniowego dymu. Dojrzała, podeszła.
- Witaj. - Młody jeszcze mężczyzna spojrzał stalowymi oczyma spod czarnych, zrośniętych brwi, po czym przesunął się, robiąc jej miejsce przy szynkwasie.
- Ty? Tutaj? Coś ważnego musiało się… - zaczął, pocierając kościstymi palcami kwadratowy podbródek z kilkudniowym zarostem.
- Kilimiarnia - syknęła. - Boję się, że mogła to być twoja robota, choć… - zawiesiła głos.
- Przez Boga, nie nasza! - Zaprzeczył skwapliwie. - Ja się na takie akcje nie pisałem i nie piszę! Nie zamierzam wojować z babami, starcami, dziećmi! Nie ja, choć jestem… - nie dopowiedział. Patrzył jej prosto w oczy, miał w twarzy napięcie, ale nie strach, nie niepokój. Potem podniósł dłoń i pokazał grubasowi za szynkwasem dwa wzniesione palce.
- Więc? Nie ty, nie władze, więc kto? Naszym odbiło? Czy jakaś luźna kupa swawolna? - Drążyła.
- Nie wasi. Nie są święci, ale i nie szaleni. Wasi - jak władza, i jak my - strzelają, wieszają, jak wypadnie, żarcie biorą, ale żeby tak? Mało prawdopodobne… - zamilkł, bo grubas stawiał przed nimi wódkę w kieliszkach z grubego szkła. - To chyba jednak oni… Twoje… - podniósł kieliszek. Również uniosła swój, wypili równocześnie, ostro, jednym haustem. Przez chwilę patrzyli na siebie.
- „Oni”, czyli - kto? Chłopi mówili, ale, czy ja wiem, przerażeni byli… Jak jeźdźców Apokalipsy ich przedstawiali… - odwróciła się do barmana, wzniesieniem palców składając zamówienie.
- Nie wiem - pokręcił głową - wiem tylko, że przyszli ze wschodu, część z nich mówi po waszemu, część - po naszemu. Po wsiach łażą, po miasteczkach, wrzeszczą przeciwko władzom, przeciw nam, przeciw wam, wszystkim wszystko chcą odbierać i czynić wspólnym, gadają, że walczą o to, żeby tu było tak, jak… - ucichł, bo barman stawiał przed nimi wódkę. Podnieśli kieliszki, wypili. - Niedawno starliśmy się z nimi, uszczerbiliśmy ich nieźle, paru moich zginęło… - zawiesił głos, zamyślił się, przez chwilę delikatnie przesuwał końcem palca po brzegu kieliszka. - Są groźni - powiedział zdecydowanie. - Groźni dla was, dla nas, dla wszystkich. - Patrzył na nią badawczo, jakby chciał podnieść wagę swoich słów. - Myślę, że oni przygotowują teren dla swoich, którzy tu wejdą, jak tylko wysiudają stąd władze. A wtedy - wszyscy będziemy mieć to, co te baby w kilimiarni…
- To dogadaj się z naszymi, może by ich… - zaczęła.
- Chciałem, ale wasi mówią, że mają inne rozkazy…
- A sam? Jesteś na nich za słaby? - Nie rezygnowała.
- Nie to - pokręcił głową - tylko, że my się stąd przenosimy. Nie nasz teren, więc lepiej dla nas, jak dołączymy do swoich. Może nam się uda ich zatrzymać, jak się będą próbowali rozwielmożnić… - gest w stronę grubasa za barem. - Sam nie wiem - podjął. - Wszystko tu teraz wygląda, jak obłęd… - barman postawił przed nimi kieliszki, podnieśli, wychylili. Patrzyła na niego, w jej czarnych oczach było coraz cieplej, łagodniej.
- Nie powiem ci „z Bogiem”, bo inne masz priorytety, niż ja… - urwała, zamyśliła się - a może - nie inne, tylko innymi środkami realizujesz. - Milczała przez chwilę, zanim znów na niego spojrzała. - Tyle lat się znamy, Mir. Przeżyj. Dalej bądź porządnym człowiekiem…
- Bóg ci nagródź - powiedział z gorzkim uśmiechem. - Chciałbym cię jeszcze zobaczyć - dodał miękko, delikatnie dotykając jej dłoni. Jej usta drgnęły leciutko, ni to uśmiechem, ni to smutkiem, gdy na do widzenia musnęła końcami palców jego policzek.

*

Weszła w chłodny, kościelny mrok, starając się wyciszać stukanie obcasów. Przyklękła przed głównym ołtarzem, po czym rozejrzała się dyskretnie nim podeszła do samotnego mężczyzny w stalli. Usiadła obok.
- Dziękuję, że pan przyszedł - szepnęła.
- Podobno coś ważnego… - odszepnął.
- Kilimiarnia… I tak dalej… Czy to - pan? - Zapytała.
- Oszalałaś, kobieto! - Rzucił się, ale zaraz się uspokoił, świadom miejsca, w jakim rozmawiali i zagrożenia, wynikającego z tego spotkania.
- Nie pan, nie władza, nie tutejsi, więc…
- Przecież pani wie… Oni…
Przez chwilę milczeli. Poczuła na sobie jego wzrok, odwróciła głowę, w szarym półmroku widziała jasne oczy w pociągłej, gładko ogolonej twarzy, czoło podwyższone zakolami. Ileż razy widywała go kiedyś, zanim…
- Co pan zamierza? – Zapytała.
- Nic - odpowiedział. Popatrzyła na niego, a jej wzrok musiał mieć ciężar kamienia, bo spuścił powieki i przełknął ślinę. - Nic nie mogę, bo mam konkretne rozkazy, żeby działalność ograniczyć wyłącznie do rozpraw z władzą. Wyłącznie. Żadnych zatargów z nimi - zamilkł na chwilę. - Żadnych - powtórzył.
- Szkoda, że pan nie widział tych kobiet - powiedziała. - Szkoda. A może - jej szept nabrał nagle dziwnej intonacji - kiedyś będzie panu jeszcze dane zobaczyć coś równie potwornego… Na własne, poniekąd, życzenie… - przyklękła w ławce i przeżegnała się, zanim przez nawę skierowała się do wyjścia.

*

- Herr Oberst, melduję, że niewytłumaczalna rzecz stała się na moim terenie - major w eleganckim mundurze nie zmienił postawy, dopóki przełożony nie wydał mu stosownego rozkazu i nie wskazał krzesła naprzeciw biurka. - Jak pan wie, do dwóch działających na podległym mi obszarze bandyckich oddziałów, które skutecznie zwalczaliśmy, niedawno doszlusował kolejny. Jak wykazało nasze rozpoznanie - zostali przerzuceni z terenu wroga z zadaniem przygotowania pola dla swoich, gdy już wejdą tutaj po naszym wycofaniu się na z góry upatrzone pozycje. Ich metody ogólnie przypominały metody niektórych naszych jednostek, ale były nieporównywalnie bardziej drastyczne. Ostatnio wykazali się w jednej wsi, gdzie wielce, hmm, spektakularnie potraktowali kobiety ze spółdzielni wyrobu kilimów oraz większość mieszkańców. Z naszego rozpoznania wynika, że przygotowywali kolejne, hmm, akcje, ale nie doszło do nich, bo oddział zniknął z naszego terenu…
- Co to znaczy, majorze - zniknął? - Zwierzchnik wpadł mu w słowo.
- Melduję, panie pułkowniku, że z tego, co ustaliliśmy, ten oddział nie wrócił do swoich. Nie rozformowano go. Wiele wskazuje na to, że został jakimś sposobem zwabiony w zasadzkę i wyrżnięty. Nie wiemy jeszcze, jak to się stało, ale prowadzimy intensywne śledztwo…
- Zwabiony! Wyrżnięty! Liczny, dobrze uzbrojony oddział! Sądząc z pańskiego sprawozdania - złożony z niezłych rzeźników! Co mi pan tu pieprzy, majorze! - Uniósł się pułkownik. Sapnął, spojrzał na podwładnego. - A, swoją drogą, tu każdy obłęd jest możliwy… - zawiesił głos. - Ma pan, majorze, tydzień na wyjaśnienie sprawy i sporządzenie raportu, który będę chciał wysłać do stolicy. Tydzień! - Podkreślił z naciskiem. - Może pan odejść.
Major wstał i oddal honory.

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Gdzie diabeł oszalał

#2 Post autor: 411 » 24 lut 2014, 9:33

I znowu tajemniczo. A ja lubie tajemnice.
Witaj, Ewciu.
:)

Dobrze sie czytalo, choc przez pierwsza czesc brnelam. No, bardzo mi przykro, ale brnelam. Potem bylo tylko lepiej, ale zanim:
Ewa Włodek pisze:Otaczający pogorzelisko miejscowi byli posiniaczeni, pokrwawieni, jeden, starszy, przygarbiony, Szczepan Huk, tak przypomniała sobie, że to Szczepan Huk, miał prawą dłoń omotaną szmatą, przesiąkniętą krwią.
Wyjatkowo uzylabym srednika, badz rozbila na dwa zdania.
Potrzebowalam tez chwili, by "wskoczyc" w czytanie-opowiadanie z czytaniem-przemysliwaniem peelki.
Tlumaczyc wiecej nie musze, bo doskonale wiesz, co mam na mysli.

Pomysl, jak to u Ciebie, odmienny rzeklabym, ale interesujacy. Gwarowo, kolorowo, nawet zbyt. Swoja droga, masz u mnie wielkiego plusa za brak obaw przed wstawianiem, opisywaniem ostrych, brutalnych scen. Sa uzasadnione. Bo krew dla krwi - jest nudna i wcale nie przerazajaca. A u Ciebie te wszystkie okaleczone czlonki, czy tez cale ciala tworza tlo, ale tlo rangi prawie ze glównego bohatera.


Jedno mnie zatrzymalo:
Ewa Włodek pisze:W miasteczku był dzień targowy, więc rynek tętnił atmosferą jarmarku, wypełniającą również restaurację, w której kłębił się tłum, gesty, głośny, spowity amalgamatem zapachów niewybrednej kuchni, wódki, kwaśnego piwa, rzadko mytych ciał i jeszcze rzadziej czyszczonych ubrań.
Brzmi intrygujaco, ale dla mnie... Wiadomo, chodzi o mieszanke, miks, jednak zabrzmialo mi to na tyle "obco", ze stopuje w czytaniu. Ale to moje zdanie.


Tyle dlubania. Podobalo sie i tym razem nie upomne sie o ciag dalszy. Jest dokladnie tak, jak powinno - zawialo, zapachnialo, rozplynelo. Zostala zaduma.

Milego,
J.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

karolek

Re: Gdzie diabeł oszalał

#3 Post autor: karolek » 26 lut 2014, 21:33

Za dużo tajemnic, choć zapewne winni są ci, których najmniej należy podejrzewać. Nie mogę się tu odnaleźć, ale to moje odczucie.

Zostawiam różę na osłodę:
:rosa:

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Gdzie diabeł oszalał

#4 Post autor: skaranie boskie » 26 lut 2014, 21:39

Ewa, jak to ma we zwyczaju, obdarowała nas kolejną porcją tajemnic.
Był czas przywyknąć do tego "archiwum X".
Ponieważ w zapisie znalazłem tylko jeden błąd,
Ewa Włodek pisze:- Co tu się stało? Co za skurwysyny to zrobiły? - Spytała, rozglądając się.
Spróbuję się rozejrzeć po treści.
Wiele tu niewiadomych.
Kobieta, zwana przez wieśniaków panienką, co sugeruje jakąś młodą dziedziczkę, mająca wpływ na lokalnych watażków.
Spółdzielnia, na oko coś nowego, jeszcze nie w pełni poznanego, a przecież wyciągającego z nędzy lokalną społeczność.
Grasujące po lasach bandy i władza, z którą walczą.
Dwa języki i dwie religie panujące w okolicy.
W końcu pojawiający się znikąd oddział "rzeźników", mordujący i okaleczający ludzi niemal bez opamiętania.
To wszystko wskazuje na Kresy wschodnie i czas zbliżony do okupacji. Możliwe, że tuż po wyzwoleniu. Stawiałbym na Wołyń i początek rzezi. Póki co, dwa oddziały swoich uporały się z pierwszą falą ataków, ale nie wiadomo, co będzie dalej. Nawet wyżsi wojskowi nie bardzo wiedzą z czym mają do czynienia.

Dobre to opowiadanie i chyba byłoby nietaktem upominanie się o ciąg dalszy. Gdyby nastąpił, popsułby atmosferę tajemniczości, która to jest jednym z najpoważniejszych atutów tego opowiadania.
:vino: :vino: :vino:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Gdzie diabeł oszalał

#5 Post autor: Ewa Włodek » 27 lut 2014, 14:45

411 pisze: Dobrze sie czytalo, choc przez pierwsza czesc brnelam. No, bardzo mi przykro, ale brnelam. Potem bylo tylko lepiej, ale zanim:
Ewa Włodek pisze:
Otaczający pogorzelisko miejscowi byli posiniaczeni, pokrwawieni, jeden, starszy, przygarbiony, Szczepan Huk, tak przypomniała sobie, że to Szczepan Huk, miał prawą dłoń omotaną szmatą, przesiąkniętą krwią.

Wyjatkowo uzylabym srednika, badz rozbila na dwa zdania.
Potrzebowalam tez chwili, by "wskoczyc" w czytanie-opowiadanie z czytaniem-przemysliwaniem peelki.
Tlumaczyc wiecej nie musze, bo doskonale wiesz, co mam na mysli
Witaj, Józefino. Wiem, co masz na myśli i pewnie masz rację z punktu widzenia Czytelnika. A że użyłam takie "karkołomnej" konstrukcji - miałam w tym cel: pokazanie "gonitwy myśli" bohaterki, chaosu myślowego po tym co zobaczyła. Zakładałam, że to niezły pomysł, ale po Twojej uwadze - przemyślę sobie jeszcze raz ten fragment.
411 pisze: Ewa Włodek pisze:
W miasteczku był dzień targowy, więc rynek tętnił atmosferą jarmarku, wypełniającą również restaurację, w której kłębił się tłum, gesty, głośny, spowity amalgamatem zapachów niewybrednej kuchni, wódki, kwaśnego piwa, rzadko mytych ciał i jeszcze rzadziej czyszczonych ubrań.

Brzmi intrygujaco, ale dla mnie... Wiadomo, chodzi o mieszanke, miks, jednak zabrzmialo mi to na tyle "obco", ze stopuje w czytaniu. Ale to moje zdanie.
ooo, to, to, właśnie o ten miks chodzi, taki - ciężki, nacechowany negatywnie...Ale Twoja uwaga - do przemyślenia, a jakże...
411 pisze: Podobalo sie i tym razem nie upomne sie o ciag dalszy. Jest dokladnie tak, jak powinno - zawialo, zapachnialo, rozplynelo. Zostala zaduma.
bardzo się cieszę, że Ci się spodobało, bo tematyka - specyficzna i podana i9nie koniecznie "poprawnie", za to - zgodnie z prawdą (bo opowiadanie osnute na faktach). Ciąg dalszy - w życiu - był, może nawet pokuszę się o opracowanie go jako osobnego tekstu, tylko musi mi "błysnąć" pomysł na konwencję. A że zosdtała zaaduma - to mnie wielce cieszy, wielce i bardzo Ci za tę zadumę dziękuje...
:rosa: :rosa: :rosa:
karolek pisze: Za dużo tajemnic, choć zapewne winni są ci, których najmniej należy podejrzewać. Nie mogę się tu odnaleźć, ale to moje odczucie
tajemnic - to tutaj jest, Karolku, mniej więcej tyle, ile ich jest w naszej historii, albo nawet - mniej. A że się nie możesz odnaleźć - szkoda, ale może - kiedyś...
:) :)
skaranie boskie pisze: Wiele tu niewiadomych.
Kobieta, zwana przez wieśniaków panienką, co sugeruje jakąś młodą dziedziczkę, mająca wpływ na lokalnych watażków.
brawo, Skarańku, choć "prywatnie" taka młoda nie była, tylko - niezamężna, co do wpływu na watażków - cóż, raczej - wieloletnia znajomość, a może nawet powiązania rodzinne?
skaranie boskie pisze: Spółdzielnia, na oko coś nowego, jeszcze nie w pełni poznanego, a przecież wyciągającego z nędzy lokalną społeczność.
brawo; spółdzielczość, szczególnie - na wsiach, to zjawisko znane w Europie, a i u nas - też, od końca XIX wieku, sprawdzało się dobrze, ale miało jednego głównego przeciwnika: komunistów! W takich Włoszech - całe bojówki robiły wypady na prowincję w celu niszczenia spółdzielczości, jako "odbierającej miejsca pracy klasie robotniczej" Ech, ta frazeologia...
skaranie boskie pisze: Grasujące po lasach bandy i władza, z którą walczą
brawo; bandy - dla jednych (czyli - aktualnej władzy, niezależnie od tego, kto to jest w danym momencie), oddziały walczące o wyzwolenie i swoje ideały - dla innych...
skaranie boskie pisze: Dwa języki i dwie religie panujące w okolicy.
ooo, tak, choć tych wyznań i tych języków tak na prawdę było ciut więcej
skaranie boskie pisze: W końcu pojawiający się znikąd oddział "rzeźników", mordujący i okaleczający ludzi niemal bez opamiętania.
ten "oddział rzeźników" nie był tak całkiem "znikąd" - takie oddziały - to był element pewnej, bardzo konkretnej i konsekwentnie realizowanej polityki, o czym zaczyna się teraz coraz odważniej napomykać, nawet w oficjalnych opracowaniach historycznych...
skaranie boskie pisze: To wszystko wskazuje na Kresy wschodnie i czas zbliżony do okupacji. Możliwe, że tuż po wyzwoleniu. Stawiałbym na Wołyń i początek rzezi. Póki co, dwa oddziały swoich uporały się z pierwszą falą ataków, ale nie wiadomo, co będzie dalej. Nawet wyżsi wojskowi nie bardzo wiedzą z czym mają do czynienia.
to nie był Wołyń, lecz ciut bliżej "centralnej Polski" i nie po wyzwoleniu, a jeszcze przed wejściem Sowietów. Prawda, że nawet wyżsi wojskowi początkowo nie bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia, a jak się już - niektórzy - dowiedzieli, to mieli "związane ręce", niestety. Fakt, z "pierwszym rzutem" - uporano się, ale później - koszta tego uporania się wcale nie były niskie. To jest ten "dalszy ciąg", jaki napisało życie. Może i ja coś skrobnę kiedyś na ten temat w tak zwanym nawiązaniu?
:vino: :vino: :vino:

Kochani, najpiękniej Wam dziękuję, że wstąpiliście, że poczytaliście i podzieliliście się ze mną Swoimi refleksjami po lekturze. Pięknie też dziękuję za konstruktywne uwago warsztatowe - jak najbardziej wezmę i do serca, i na rozum...
Samo serdecznie Wam posyłam, z uśmiechami...
Ewa

EwaMagda

Re: Gdzie diabeł oszalał

#6 Post autor: EwaMagda » 28 lut 2014, 9:57

Ewo, znakomite opowiadanie :bravo: :bravo: :bravo:
Zagmatwałaś czas i miejsce akcji niesamowicie. Super!

Chłop z restauracji (może karczma, albo knajpa byłoby lepsze?) w rozmowie z bohaterką opowiadania wtrąca ukraińskie słowa, pojawia się majdan, co sugeruje Ukrainę.
Łemkowszczyznę?
Natomiast okrucieństwo bandy "leśnych" kojarzy mi się z Kałmukami, nazywanych podczas II wojny również Własowcami. Podczas okupacji hitlerowskiej stacjonowali razem z Niemcami w Puławach, gdzie wówczas mieszkali moi rodzice. Relacje o takim okrucieństwie, jak Ty to opisałaś Ewo, słyszałam opowiadane szeptem, długie lata po wyzwoleniu. Ofiarami były młode kobiety, które znajdowano z rozpłatanymi brzuchami, obciętymi piersiami i śladami ohydnego gwałtu. Moją mamę uratował z ich rąk niemiecki oficer, o czym napisałam w Kartkach z pamiętnika - węglowy anioł mojej mamy. Przepraszam za tę małą prywatę.

Pozdrawiam serdecznie :)
:rosa: :rosa: :rosa:

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Gdzie diabeł oszalał

#7 Post autor: Ewa Włodek » 28 lut 2014, 15:44

EwaMagda pisze: Zagmatwałaś czas i miejsce akcji niesamowicie. Super!
o to chodziło, Ewo, żeby zbyt jasno nie zostało powiedziane, kto, co i czemu, bo opowiadanie osnute na faktach, niestety...
EwaMagda pisze: Łemkowszczyznę?
prawie, Ewo, prawie...
EwaMagda pisze: Natomiast okrucieństwo bandy "leśnych" kojarzy mi się z Kałmukami, nazywanych podczas II wojny również Własowcami.
nie tutaj. Na wschodnich terenach Polski, zajętych przez Sowietów w 1939 roku, a później - przez Niemców po wypowiedzeniu przez nich wojny ZSRR działała polska partyzantka (przeważnie AK i NSZ), nacjonaliści ukraińscy od Bulby i Bandery, partyzantka sowiecka (tak zwani "okrużeńcy", którzy zostali za frontem), a później dokooptowały do nich grupy AL i GL. Według danych historycznych, tych mniej "poprawnych", oraz wspomnień miejscowych, którzy przetrwali ten tygiel - najgorsi byli banderowcy, sowieci i - niestety - "gwardyjcy". Mordowali dużo i paskudnie...
Co do Własowców - Kałmuków w formacji Własowa nie było, poza tym Własowcy "operowali" gównie na Bałkanach. "Kałmucy" - to była turkiestańska Waffen SS, faktycznie - dzika jak diabli (takie same dzikusy były też w armii sowieckiej, a jakże). No i osławiona Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija (RONA) Kamińskiego - zdegenerowani kryminaliści i faktyczni bandyci, których, np. zaangażowano do tłumenia Powstania Warszawskiego (obok podobnej szumowiny Dirlewangera). Nota bene Własow po wojnie - oskarżony o zbrodnie wojenne - wiarygodnie udowadniał, że akurat w Warszawie i okolicach - nie "operował". Nie pamiętam, czym się do "udowadnianie" skończyło, ale może doszperam w źródłach...
:rosa: :rosa: :rosa:
bardzo się Ewo cieszę, że zagustowałaś...Ślicznie Ci dziękuję za wizytkę, za czas dany słowu i tyle dobrego w komentarzu...
samo dobre posyłam Tobie...
Ewa

EwaMagda

Re: Gdzie diabeł oszalał

#8 Post autor: EwaMagda » 28 lut 2014, 18:45

Ewo, ja opieram się na relacjach naocznych świadków, a oni twierdzili, że ta jednostka składała się ze skośnookich. Nazywali ich Kałmukami. Własowcami również.
Jednak będę się upierać, że istniała swojego czasu, a dokładnie od 1935 roku Kałmucka Autonomiczna Socjalistyczna Republika Radziecka. We wrześniu 1942 roku Niemcy rozpoczęli formowanie jednostki wojskowej złożonej z Kałmuków. Co im się, niestety, udało.
W międzyczasie Stalin rozwiązał Kałmucką ASRR - za współpracę z hitlerowcami a mieszkańców wysiedlił na wschód. Po jego śmierci powrócili. W latach dziewięćdziesiątych Kałmucka ASRR została przekształcona w Republikę Kałmucji i jej władze podpisały układ o stowarzyszeniu z Federacją Rosyjską. I chyba istnieje do dziś :)

:rosa:

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Gdzie diabeł oszalał

#9 Post autor: Ewa Włodek » 28 lut 2014, 23:58

Ewo
masz rację, jak najbardziej, Kałmucy - to skośnookie ludy, pokrewne Mongołom. Co do ich udziału w II wojnie po stronie Niemiec - wiadomo, Niemcy chętnie tworzyli "etniczne", że tak powiem formacje, rekrutujące się z ludzi z okupowanych terytoriów (nota bene według jednego fińskiego historyka wojskowości, jak na złość nie pamiętam jego nazwiska - tylko Polacy nie stworzyli narodowościowej Waffe SS), więc i kałmuckie formacje mieli od 1942 roku; szwadronów kałmuckich używali głównie do zwalczania partyzantki na terenach ZSRR i w Polsce, między innymi w Lasach Janowskich i Puszczy Solskiej. Z tego, co wyszperałam w źródłach - pod względem politycznym w rzeczy samej te formacje "podlegały" Własowowi, więc pewnie stąd "własowcy"...
:rosa: :rosa:
pięknie Ci, Ewo, dziękuję za ciekawą wymianę myśli, serdeczność posyłam...
Ewa

EwaMagda

Re: Gdzie diabeł oszalał

#10 Post autor: EwaMagda » 01 mar 2014, 9:22

Witaj przy porannej kawie :kofe: :)
I w ten oto sposób, Ewuniu, mamy nie tylko "jasność" ale i zgodność w temacie, jako, że Puławy i Janów Lubelski znajdują się w województwie lubelskim. I są to tereny bardzo zalesione nawet teraz. A wtedy "obfitujące" w partyzantkę. Iwaszkiewicz w książce Sława i Chwała umieścił zagmatwane, wojenne losy kilku swoich bohaterów w Puławach i okolicach

Wracając do tematu - opowiadanie jest super! :bravo: :bravo:
Miłego dnia :rosa: :rosa: :rosa:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”