Rekwizycja

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Rekwizycja

#1 Post autor: Ewa Włodek » 10 gru 2011, 17:50

Nad siniejącymi rżyskami snuły się dymy tlejących ognisk, zmieszane z gęstniejącym oparem. W bruzdach na polach i w koleinach na drodze stała marznąca woda, pod kopytami lód trzaskał jak cienkie szkło. Pomęczeni, kiwali się w siodłach idących stępa koni, z których kilka niosło po dwu jeźdźców.
- Panie rotmistrzu, melduję, że za zagajnikiem jest wieś, w bok prowadzi aleja, chyba do dworu. – Wracający ze szpicy żołnierz był zbyt zmęczony, by zadbać o regulaminowy meldunek.
- Wieś… Chłopskie chabety niezdatne pod siodło… – zaczął jadący obok rotmistrza porucznik.
- Ale we dworze mogą mieć konie wierzchowe, użyteczne do polowań, do kuligów, osłuchane z wiwatami… – podjął rotmistrz. – Do dworu – zdecydował.
Szwadron skręcił w aleję, flankowaną szpalerem drzew.

*

- Cóż, panie rotmistrzu, sam pan widzi, co stoi w zagrodach. Weźmiecie, panowie, wedle woli. Jus belli, wy czy tamci … – rozłożył ręce dziedzic, wysoki, smukły, szpakowaty mężczyzna o pięknych szarych oczach, ubrany w bryczesy i krótki kożuszek.
- Chodź, Paweł – rotmistrz skinął na porucznika i ruszyli w głąb stajen. Konie w boksach, pociągowe, cugowe i wierzchowe, nerwowo chrapały, rżały, uderzały kopytami o przegrody. W jednym wizgnął ogier i porucznik stanął, oczarowany. Krecia czerń sierści fryzyjczyka rozjaśniała się głęboką szarością ku podbrzuszu i chrapom, ciemniała przy pęcinach. Ogon sięgał ziemi, grzywa - kolan, oczy płonęły.
- Boże… - szepnął, wyciągając rękę.
- Nie doradzam, panie oficerze! To koń pani, ja go dla niej ujeździłem i tylko ona go dosiada. I choć swoje najlepsze czasy ma już za sobą, nikt, prócz mnie i niej, nie ma odwagi… - Koniuszy, starszy, wysoki, zgrabny, z twarzą pociętą bliznami, uchwycił przegub porucznika.
- O!!! Czyżby prawdziwy chwat chciał się zmierzyć z własnymi ograniczeniami?! Proszę!!! – Na kobiecy głos od drzwi stajen, schrypnięty i wibrujący, odwróciły się głowy stojących w środku. Szła ku nim, wysoka, szczupła, ciemnowłosa, w bryczesach i krótkiej karakułowej kurtce na białej bluzce, odsłaniającej szyję owiniętą sznurem pereł. W rzeźbionej twarzy lśniły oczy jak z ognia i agatu, usta tętniły burgundem. Zbliżyła się, szeroką, mocną dłonią pogładziła chrapy fryza.
– Jak by nie patrzeć, nie ostanie się rekwizycji. A może i lepiej, by zginął w szarży, w walce, niż gdyby go w tym wojennym bajzlu wywlekli maruderzy czy inna jakaś kupa swawolna, z przeznaczeniem do kotła… - westchnęła, kołysząc głową w zadumie. - Chce go pan, poruczniku? – zapytała nagle; w jej oczach zabłysło wyzwanie, wilgotne usta drgnęły w uśmiechu Lilith. – To niech go pan dosiądzie i przejedzie na nim, ot, przez plac, do ogrodzenia i z powrotem – powiedziała. – Siodłaj, Jorg – rzuciła koniuszemu.

*

Fryz pod siodłem prezentował się jeszcze wspanialej, niż w boksie. Lśnił atłasowo, trzymany przy munsztuku szarpał głową, chrapał, tupał. Porucznik, podchodząc do niego poczuł w ustach suchość, a w piersiach trzepot serca. Westchnął, boleśnie przełknął haust powietrza i przejął wodze od koniuszego. Delikatnie sięgnął do chrap konia, poczuł ich zamszową gładkość, przesunął dłonią wzdłuż boku łba do szyi, gdzie pod palcami zapulsowała krew, drgnęły mięsnie. Powoli, przemawiając cicho i niemal pieszczotliwie, gładził szyję, kark, wreszcie zdecydowanie chwycił za łęk, wsunął nogę w strzemię i wskoczył na siodło. Koń przez moment stał zdumiony, po czym wizgnął, rzucił zadem, wygiął grzbiet, ale jeździec utrzymał się, zebrał wodze, ścisnął uda i łydki. Na krawędzi bezpieczeństwa zapanował nad koniem, aż ten strzepnął łbem, prychnął, zaprzestał oporu, poddał się i ruszył przez plac. Porucznik, jadąc ku ogrodzeniu, przez moment czuł między udami żar nagich bioder dziedziczki.
Na wracającego czekali rotmistrz, wachmistrz, koniuszy i dziedzic z żoną.
– Gratuluję panie oficerze. Nikt jeszcze … – zaczął.
– W pańskie ręce, z uszanowaniem dla panów. – Dziedziczka sięgnęła do kieszeni kurtki, wyjęła srebrną, płaską butelkę, odkorkowała, pociągnęła łyk, podała porucznikowi. – Panowie oficerowie i podoficerowie są oczywiście zaproszeni na kolację i nocleg do dworu. Powiedz tam, Jorg, komu trzeba, żeby żołnierze i konie zostali na folwarku zadbani jak należy – rzuciła do koniuszego, skłoniła się leciutko obecnym, wetknęła ręce w kieszenie spodni i ruszyła w kierunku dworu.
… Hulaj, bujaj, dziewczyno,
przytulaj się, przytulaj,
jak młodości nie stanie…
Jej chrapliwy głos ścichł za zabudowaniami.

*
Z najwyższym trudem porucznik dotrwał do końca kolacji, by wprost od stołu pobiec do stajen. Jeszcze nie wierząc w dar losu, stał teraz przed boksem czarnego fryza, przemawiał do niego, obłaskawiał zabranym ze stołu cukrem, głaskał chrapy.
- Ma na imię Irminsul. Nie zna bata ani ostróg. Chodzi na głos, wodze i łydki. Proszę, nie bij go, nie poniewieraj, nie pozwól, by robili to inni, a jak dojdzie do ostateczności, zabij szybko, żeby nie cierpiał. Proszę… - usłyszał za sobą. Odwrócił się.
Nosiła lakierowane pantofle i długie do stóp sobolowe futro, które, gdy podchodziła, rozchyliło się, ukazując wysokie, mocne nogi w jedwabnych pończochach i czarny, koronkowy gorset. – Proszę, obiecaj mi, proszę, Paweł, proszę… – wionęła, zanim oniemił jej usta pocałunkiem. Osunęli się na klepisko. Konie w boksach, czując ich pożądanie, rzucały się i chrapały niecierpliwie.


*

Szarym świtem szwadron był gotowy do wymarszu. Konie rżały i parskały raźno, podzwaniał rynsztunek, żołnierze odbierali zawiniątka z jedzeniem z rąk folwarcznych dziewcząt. Na komendę dosiedli koni, sformowali szyk.
Przed gankiem stał dziedzic, na ganku - młoda jeszcze, powabna ochmistrzyni. Przejeżdżając, zasalutowali; rotmistrz, nie wiadomo, dziedzicowi czy ochmistrzyni, wachmistrz - raczej pokojówce, dyskretnie wyglądającej zza drzwi, prowadzących do dworu. Porucznik czuł łomot serca, w panice wodził oczyma po fasadzie budynku; odetchnął dopiero, gdy w oknie na piętrze zobaczył zarys postaci. Podniósł rękę do daszka, zasalutował w stronę okna, popędził Irminsula. Między udami czuł żar nagich bioder dziedziczki.
Skręcili w aleję, flankowaną szpalerem drzew. Nad siniejącymi rżyskami snuł się opar. W bruzdach na polach i w koleinach na drodze stała marznąca woda, pod kopytami lód trzaskał jak cienkie szkło.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Rekwizycja

#2 Post autor: skaranie boskie » 11 gru 2011, 21:46

Ach te baby!
Nawet niemal pod okiem męża... sznurem za mundurem. ;)

Ładnie poprowadzona opowieść, Ewo.
Spodobało się małpie. Jeszcze nie wie co - koń, ułan, czy biodra dziedziczki.
Ale chyba to ostatnie :)

Pozdrawiam. :kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Jagoda
Posty: 133
Rejestracja: 03 gru 2011, 21:46

Re: Rekwizycja

#3 Post autor: Jagoda » 11 gru 2011, 23:42

.
Ostatnio zmieniony 10 lis 2012, 2:40 przez Jagoda, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Rekwizycja

#4 Post autor: Miladora » 12 gru 2011, 12:07

Dobre, ciekaw opowiadanie i chociaż w zasadzie oczekiwałam bardziej zdecydowanej pointy, czegoś zaskakującego, nie jestem specjalnie rozczarowana, bo klimatem zdołałaś to nadrobić. :)

Parę drobiazgów:
- nie ostanie się rekwizycji. – nie umknie rekwizycji
- Koniuszy, starszy, wysoki, zgrabny, z twarzą pociętą bliznami, - zgrabny potrzebny?
- wy czy tamci … – (R)ozłożył ręce dziedzic, wysoki, smukły, szpakowaty – smukły potrzebny?
- Chodź, Paweł(.) – (R)otmistrz skinął
- drgnęły mięsnie. – mięśnie
- ścisnął uda i łydki. – ścisnął udami boki konia chyba.
- Jej chrapliwy głos – nie pasuje, przedtem był „schrypnięty”. Nie może być „niski”?
- Proszę… - (U)słyszał za sobą.
- Nosiła lakierowane pantofle – miała na sobie…
Jeszcze jedno – używasz określenia „wizg” – „wizgnął ogier” i „po czym wizgnął (koń)”, ale wizg to dźwięk. Nie pasuje. Koń wierzga.

Moim zdaniem to opowiadanie też nadaje się do kontynuacji. ;)

Dobrego, Ewuńka. :vino: :rosa:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Rekwizycja

#5 Post autor: Ewa Włodek » 12 gru 2011, 15:06

ach, Skaranie, ani przez chwilę nie wątpię, że biodra dziedziczki, choć - z drugiej strony:

...bo w sercu u ułana,
gdy weźmiesz je na dłoń,
na pierwszym miejscu - panna,
przed panna - tylko koń...

:beer: :beer: :beer:


och, Jagodo, dłuższe - czyli, naprzykładowo: zgoniony Irminsul - jak na dobrze wychowanego konia przystało - przynosi do stóp dziedziczki wykrwawionego porucznika, rannego w niedalekiej potyczce?
:rosa: :rosa: :rosa:


Miladoro, tych smukłych i zgrabnych chłopów mogłoby, oczywśicie, nie być...
:jez: :jez:
Natomiast wizg - jak najbardziej, dźwięk, i wtakim znaczeniu używam - to jest głos, "okazjonalnie" wydawany przez zaniepokojonego ogiera, lub konia dotkliwie zranionego; nie wiem, jak go opisać, przypomina nieco kwik, nieco rżenie, trochę jakby jedno i drugie równocześnie...Jest bardzo specyficzny...
:vino: :vino: :vino:
:kofe: :kofe: :kofe:

Ślicznie moim Najmilszym Gościom dziękuję, że wpadliście Państwo do mnie na chwilkę, i poczytaliście, i powiedzieliście tyyyyyle fajnych, miłych i konstruktywnych słów... Miło mo bardzo, i cieszę się, cieszę...I całą masę serdeczności z uśmiechami posyłam...
Ewa

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Rekwizycja

#6 Post autor: Miladora » 12 gru 2011, 16:16

Ewa Włodek pisze:to jest głos, "okazjonalnie" wydawany przez zaniepokojonego ogiera
• Konie są zwierzętami cichymi. Głośno porozumiewają się tylko w momencie wzburzenia.
• Rżenie jest intensywnym apelem dla swoich pobratymców. Ogier rży do klaczy, klacz na swoje źrebię, koń żegna rżeniem towarzysza ze stajni.
• Rżenie odbywa się za pomocą nozdrzy.
• Niektóre konie do powitania używają swego rodzaju bezgłośnego rżenia; inne cichego parskania. Tak reagują też na inne znajome konie, zaufanych ludzi lub wózek z owsem.
• Poruszenie sygnalizowane jest mocnym parskaniem, które przy niedwuznacznym oburzeniu wzrasta do głośnego rżenia.
• Ostry kwik jest dobitnym ostrzeżeniem dla natręta.
• Rzadki, lecz imponujący, podobny do głosu drapieżnika jest ryk walczących ogierów.
• Ciche rżenie i zadowolone parskanie sygnalizują odprężenie i stan zadowolenia.
• Ból wyrażany bywa zwykle rzadko - konie cierpią milcząc...

Wizg to przenikliwy, wysoki, przeraźliwy, jakby piszczący dźwięk, a także coś w rodzaju gwizdu. Nie kojarzy się z końmi, gdyż zazwyczaj występuje jako efekt nadmiernego tarcia o metal czegoś ostrego.
Dlatego wyraziłam swoją wątpliwość. ;)

:rosa:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Rekwizycja

#7 Post autor: Ewa Włodek » 12 gru 2011, 18:28

ooo, Miladoro, jak Ty mi dokładnie wyłuszczyłaś kwestię odgłosów, wydawanych przez konie. Dzięki, dzięki cuuuudne...Ja właśnie "wizgiem" (może nie do końca fortunnie) nazwałam to połączenie głośnego rżenia z oburzenia z ostrym kwikiem ostrzeżenia... A na "końskich" odgłosach - to ja się znam tak więcej teoretycznie...Więc chętnie się dowiedziałam czegoś nowego i ciekawego od Ciebie...
:) :) :)

Zaś głos cierpiącego konia - prawie krzyk, przynajmniej tak go pamiętam i tak wówczas odebrałam - słyszałam raz w życiu, jako dziecko: na przeciwko naszego domu sąsiad stawiał willę i na plac budowy zwożono materialy i wywożono ziemię z wykopów również furmankami. I jedna taka wyładowana furmanka zagrzęzła w rozjeżdzonej glinie i chłop starał się "nakłonić" konia do wyjechania batem, a później - jak słyszałam od Mamy i furmanów z sąsiadującej firmy przewozowej - równiez deską z gwoździami. Ja zdarzenia nie widziałam, słyszałam tylko w domu ten dziwny, przejmujący, świdrujący wręcz głos, na który moja Mama zareagowała wyskoczeniem przez okno (parter) z metalową łopatką do węgli w ręce i ponoć odwróciła uwagę chłopa od konia tym, że mu przywaliła tą łopatka przez plecy. A sama nie dostała od niego tylko dlatego, że już na plac nadbiegli dwaj wyżej wspomniani furmani i nakopali chłopu do szmat, piorunem rozładowali furmankę i wyprowadzili zaprzęg na ulicę...Ponoć ten koń był bardzo zmaltretowany...
:rosa: :rosa: :rosa:
:vino: :vino: :vino:

Mnóóóstwo uśmiechów, Miladoro, posyłam...
Ewa

Jagoda
Posty: 133
Rejestracja: 03 gru 2011, 21:46

Re: Rekwizycja

#8 Post autor: Jagoda » 12 gru 2011, 18:31

.
Ostatnio zmieniony 10 lis 2012, 2:39 przez Jagoda, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Rekwizycja

#9 Post autor: Ewa Włodek » 12 gru 2011, 19:46

ooo, racja, Jagodo - z tym horrorem, umiejscowionym w polskich relaliach międzywojennych...Choć tu w zasadzie - już wojennych, wszak akcja - w moim założeniu - to 1939 rok... A ciag dalszy nie dla egzaltowanych pensjonarek: przeszli Polacy, zarekwirowali konie, a niebawem - weszli Niemcy - może nie tyle redgularmna armia, lecz waffen SS i w odwecie wycięli w pień wszystkich, albo prawie wszystkich... Można i tak...
:) :)

Co do imion postaci - Lilith - to nie imię dziedziczki, to biblijna, alibo raczej apokryficzna Lilith - poprzedniczka rajskiej Ewy...Więc - wyuzdanie i przewrotność - trafiłaś w 10! I stąd porównanie uśmiechu do uśmiechu Lilith...A Jorg - nie wiem, jak teraz, ale w tych czasach używano tej formy imienia Jerzy (niem. Georg) na polskich terenach pod wpływami niemieckimi, czyli: Wielkopolska, Śląsk, a i w Krakowie się ponoć zdrarzało za c.k. Austrii i nieco później...
:) :)

i nieee, moje hm, hm - "bohaterki" nie kończą jak Salomea, nie ma takiej opcji!!! ;) ;) ;)

Pięknościowe dzięki za tyyyyle fajnych słów, uśmiechy dołączam...
Ewa

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Rekwizycja

#10 Post autor: Miladora » 14 gru 2011, 0:20

Ewa Włodek pisze:Zaś głos cierpiącego konia - prawie krzyk, przynajmniej tak go pamiętam i tak wówczas odebrałam - słyszałam raz w życiu,
Wierzę. W sytuacjach ekstremalnych zwierzęta wydają czasem zupełnie nieoczekiwane dźwięki.
Ja miałam zdarzenie, gdy słysząc na klatce schodowej głośny krzyk i płacz dziecka wybiegłam z mieszkania i zobaczyłam, jak sąsiad usiłował przygwoździć szczura w załomku schodów końcem kija od miotły.
Nigdy bym nie uwierzyła, że szczur potrafi tak krzyczeć i płakać jednocześnie.
Sąsiadem walnęłam o ścianę, a szczura zabrałam do puszki po kawie, wyniosłam na dwór i wypuściłam.

:rosa: :)
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”