Bajka o spełnianiu marzeń
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Bajka o spełnianiu marzeń
Za górami, za lasami, tam gdzie zwykle mieszkają królewny, żyła sobie w miarę urodziwa i całkiem mądra dziewczyna o imieniu Kate Zu. Mimo elementarnych braków w nauce, udało jej się przejść przez wszystkie klasy aż do ostatniej liceum, co więcej - zdała bez trudu maturę. Odbierając upragniony papierek, cieszyła się jak dziecko, bo też tylko tak potrafiła cieszyć się Kate Zu. Pognała czym prędzej do domu. Na szczęście ojciec na moment przestał pić, mógł więc uważnie wysłuchać jedynaczki. Na widok nieco niższych procentów niż on zwykle spożywał podniósł butelkę wódki wysoko, pod sam sufit i wykrzyknął:
- Zocha! Katula się wyprowadza!
Po niecałej sekundzie do pokoju wbiegła zdyszana niczym maratończyk po wyścigu pulchna kobieta o rzadkich, tłustych włosach. Najmniejszy wysiłek mógł być dla niej tragiczny w skutkach, o czym ojciec Kate Zu dobrze wiedział i wykorzystywał przy najmniejszej okazji.
- O Boże, o Boże! - męczyła się przez kilka minut Zocha, a dokładnie Zosiainda Zu. Usiadła ciężko na kanapie, przygniatając pustą puszkę. - Dziecko... - zwróciła swoją spoconą twarz w stronę córki. - Dziecko...
Zanim wypowiedziała kolejne słowa, upadła cielskiem na podłogę.
- Za bycie półsierotą dają większe stypendium, co, heh? - zaśmiał się ojciec Kate Zu.
*
Ojciec Kate Zu nazywał się Sławomiromirro Zu i nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Ożenił się z tą, która wybrali mu rodzice, bo po wieloletnich przygodach przestał sobie i swoim męskim zmysłom ufać. Zwykle trafiały mu się wyjątkowe zdziry i dziwki ukrywające się w skórze niewiniątek, bardzo mocnej i wyjątkowo odpornej na wszelkie urazy. Tylko raz, może dwa - sam nie pamiętał - spotkał na swojej drodze piękne, inteligentne, dowcipne, bystre, elokwentne, miłe, urocze, zaradne dziewczę. Niestety! Dziewczę to uciekało czym prędzej w popłochu, gdy tylko się dowiadywało o uwielbieniu Sławomiromirra Zu do alkoholu. Nie, nie, Sławomiromirro Zu nie zaczął pić przez kobiety. Pił już niemal od przedszkola, poczynając rzecz jasna od słabszych trunków typu mleko z kropelką wiśniówki, które z czasem zmieniły się na pełnowartościowy alkohol. Już ożeniony pił tyle, ile się dało, by wspomóc oczy podczas nieczęstych na szczęście widzeń z żoną. Zosiainda Zu, od zawsze otyła i słaba, najbezpieczniej czuła się na kanapie u siebie, w pokoju, do którego Sławomiromirro Zu miał wstęp tylko wtedy, gdy niósł talerz z jedzeniem. Ostatecznym wybawieniem od nie tak wymarzonego życia okazała się jedyna córka, kochana Kate Zu. Po raz pierwszy poczuł, że dobrze zrobił, wysyłając dziewczynę na drogie korepetycje.
- Córko, siadaj - powiedział kilka dni po pogrzebie żony. - Czeka nas poważna rozmowa.
- Nie piłeś dziś?
- Ja? Trochę... Prawie nie czuję, heh. - Puknął się w głowę, jak by chciał dać do zrozumienia, że rzeczywiście nic nie czuje. - Główka pracuje na najwyższych obrotach. Twoja też musi pracować, no nie przyszła studentko? Wybrałaś już miasto, kierunek?
- Więc... - Kate Zu nabrała głębokiego oddechu. - Chcę pojechać do Kozińca...
- Porządne miasto. Szlachetne, z tradycją. Wujka stamtąd miałem, dobry chłop. Powiesili go.
- I mają dobry uniwersytet. Jeden z lepszych w okolicy - wtrąciła Kate Zu niepewnie.
- Taki zielony?
- Że budynek zielony? Tak.
- A kierunek? Albo nie mów! Sam zgadnę. - Sławomiromirro Zu zastanawiał się długo, w końcu wykrzyknął. - Zarządzanie Naturą, tak? Kierunek idealny dla młodej dziewczyny.
- Nie, myślałam o czym innym.
- Zoogimnastyka?
- Nie, nie to.
- Barbarzyńcologia?
- Nie, tato...
- Dobra, powiedz sama. Za żadne skarby nie zgadnę.
Kate Zu wzięła kolejny, jeszcze głębszy oddech i powiedziała:
- Chcę zostać uniwersytecką prostytutką.
Sławomiromirro Zu naraz ujrzał oczyma wyobraźni, jak jego kochana córka praktykuje na studentach o jędrnych ciałach i nieustającym pożądaniu w oczach. Odkręcił butelkę wódki, wypił połowę. Namyślił się, spojrzał w jeden bok, potem w drugi, potem na zdjęcie małej Kate Zu bawiącej się w piaskownicy, i wypił drugą połówkę. Wzrok powędrował dalej, na kolejne zdjęcie przedstawiające dopiero co wykąpaną, otuloną w ręcznik dziewczynkę śmiejącą się szczerbato do aparatu. Wziął następną butelkę, znów wypił na dwa razy. Trzeciej nie zdążył nawet dotknąć, gdyż z hałasem padł na podłogę.
- Jako sierota to już na pewno dostanę stypendium! - zawołała Kate Zu i wyszła z domu spełniać marzenia.
- Zocha! Katula się wyprowadza!
Po niecałej sekundzie do pokoju wbiegła zdyszana niczym maratończyk po wyścigu pulchna kobieta o rzadkich, tłustych włosach. Najmniejszy wysiłek mógł być dla niej tragiczny w skutkach, o czym ojciec Kate Zu dobrze wiedział i wykorzystywał przy najmniejszej okazji.
- O Boże, o Boże! - męczyła się przez kilka minut Zocha, a dokładnie Zosiainda Zu. Usiadła ciężko na kanapie, przygniatając pustą puszkę. - Dziecko... - zwróciła swoją spoconą twarz w stronę córki. - Dziecko...
Zanim wypowiedziała kolejne słowa, upadła cielskiem na podłogę.
- Za bycie półsierotą dają większe stypendium, co, heh? - zaśmiał się ojciec Kate Zu.
*
Ojciec Kate Zu nazywał się Sławomiromirro Zu i nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Ożenił się z tą, która wybrali mu rodzice, bo po wieloletnich przygodach przestał sobie i swoim męskim zmysłom ufać. Zwykle trafiały mu się wyjątkowe zdziry i dziwki ukrywające się w skórze niewiniątek, bardzo mocnej i wyjątkowo odpornej na wszelkie urazy. Tylko raz, może dwa - sam nie pamiętał - spotkał na swojej drodze piękne, inteligentne, dowcipne, bystre, elokwentne, miłe, urocze, zaradne dziewczę. Niestety! Dziewczę to uciekało czym prędzej w popłochu, gdy tylko się dowiadywało o uwielbieniu Sławomiromirra Zu do alkoholu. Nie, nie, Sławomiromirro Zu nie zaczął pić przez kobiety. Pił już niemal od przedszkola, poczynając rzecz jasna od słabszych trunków typu mleko z kropelką wiśniówki, które z czasem zmieniły się na pełnowartościowy alkohol. Już ożeniony pił tyle, ile się dało, by wspomóc oczy podczas nieczęstych na szczęście widzeń z żoną. Zosiainda Zu, od zawsze otyła i słaba, najbezpieczniej czuła się na kanapie u siebie, w pokoju, do którego Sławomiromirro Zu miał wstęp tylko wtedy, gdy niósł talerz z jedzeniem. Ostatecznym wybawieniem od nie tak wymarzonego życia okazała się jedyna córka, kochana Kate Zu. Po raz pierwszy poczuł, że dobrze zrobił, wysyłając dziewczynę na drogie korepetycje.
- Córko, siadaj - powiedział kilka dni po pogrzebie żony. - Czeka nas poważna rozmowa.
- Nie piłeś dziś?
- Ja? Trochę... Prawie nie czuję, heh. - Puknął się w głowę, jak by chciał dać do zrozumienia, że rzeczywiście nic nie czuje. - Główka pracuje na najwyższych obrotach. Twoja też musi pracować, no nie przyszła studentko? Wybrałaś już miasto, kierunek?
- Więc... - Kate Zu nabrała głębokiego oddechu. - Chcę pojechać do Kozińca...
- Porządne miasto. Szlachetne, z tradycją. Wujka stamtąd miałem, dobry chłop. Powiesili go.
- I mają dobry uniwersytet. Jeden z lepszych w okolicy - wtrąciła Kate Zu niepewnie.
- Taki zielony?
- Że budynek zielony? Tak.
- A kierunek? Albo nie mów! Sam zgadnę. - Sławomiromirro Zu zastanawiał się długo, w końcu wykrzyknął. - Zarządzanie Naturą, tak? Kierunek idealny dla młodej dziewczyny.
- Nie, myślałam o czym innym.
- Zoogimnastyka?
- Nie, nie to.
- Barbarzyńcologia?
- Nie, tato...
- Dobra, powiedz sama. Za żadne skarby nie zgadnę.
Kate Zu wzięła kolejny, jeszcze głębszy oddech i powiedziała:
- Chcę zostać uniwersytecką prostytutką.
Sławomiromirro Zu naraz ujrzał oczyma wyobraźni, jak jego kochana córka praktykuje na studentach o jędrnych ciałach i nieustającym pożądaniu w oczach. Odkręcił butelkę wódki, wypił połowę. Namyślił się, spojrzał w jeden bok, potem w drugi, potem na zdjęcie małej Kate Zu bawiącej się w piaskownicy, i wypił drugą połówkę. Wzrok powędrował dalej, na kolejne zdjęcie przedstawiające dopiero co wykąpaną, otuloną w ręcznik dziewczynkę śmiejącą się szczerbato do aparatu. Wziął następną butelkę, znów wypił na dwa razy. Trzeciej nie zdążył nawet dotknąć, gdyż z hałasem padł na podłogę.
- Jako sierota to już na pewno dostanę stypendium! - zawołała Kate Zu i wyszła z domu spełniać marzenia.