Bajka o Ciesi i Wicusiu
część pierwsza
*

.
Był sobie paź królowej – przepiękny motylek.
Wędrował po swej łączce – z kwiatuszka na kwiatek.
Łączka była pod lasem – za ogrodem – w tyle;
który tutaj rósł sobie – i kwitł na dodatek.
*
Więc ten to wędrowniczek – o imieniu Wicek
miał przeróżne w wyborze nektarowe smaki.
Rosły bowiem kolorem wabiące wonnice:
budleje, wiciokrzewy, róże czy widlaki.
*
Pod lasem zaś – już bardziej z natury wyrosłe
cieszyły swym kolorem – lebiodki, wawrzyny.
Maliny i jeżyny – wysoko tu wzrosłe
tłumiły te pomniejsze – gorysze czy kminy.
*
Domek miał niedaleko – pomiędzy marchwiami
które tutaj zakwitły w ogrodzie i łące.
Kryć się też miał gdzie – kiedy promieniami
prażyło nazbyt mocno południowe słońce.
*
I tak – podczas wędrówek – poszukując cieni,
kiedy sfrunął pod liści zieloną borówkę;
chroniąc się przed nadmiarem słonecznych promieni;
spotkał tutaj – na ziemi – zapłakaną mrówkę.
*

*
Z nieskładnych wyrazów przeplatanych łkaniem
dowiedział się motylek historii mróweczki.
Która ruszyła w drogę – ciekawa poznaniem
tej czy tamtej wyrosłej na łączce traweczki.
*
I tak wędrując pewna swojej dorosłości
mróweczka – pośród bliskich Ciesią zwana była;
pobłądziła – bo w swojej zbytniej ciekawości
zapomniała o drodze – którą tu przybyła.
*
Na dodatek deszcz padał – zmył zapachy drogi
którymi mrówki swoje ścieżki oznaczają.
Więc cóż jej pozostało – dla Ciesi – niebogi;
jak pośród łez potoku – pomocy szukając.
*
A nasz Wicek – motylek ze szlachectwa znany,
to przecież paź królowej – nie zaś byle chłystek.
Poprosił, by usiadła pomiędzy skrzydłami;
na jego właśnie plecach – co jest oczywiste.
*
Mróweczka się wdrapała – wygodnie rozsiadła;
motylek zaś przemierzał tereny łączyska.
Ciesia się uchwyciła – aby nie wypadła
rozglądając się wokół – szukała mrowiska.
*
Wędrowali tak długo – nastała szarówka;
omijając po drodze wszelkie zagrożenia.
Bo to i sam motylek, jak i Ciesia – mrówka
Mieli tu sporo wrogów – ich mnogie wcielenia.
*
Musieli tuż przed nocą zaniechać szukania
mrowiska – domku Ciesi – więc motylek lotnik
postanowił przeczekać z pomocą do rana.
Wylądował więc zgrabnie tuż obok paprotki.
*
Zaraz też rozpoczęli poszukiwań jadła;
bo oboje zgłodnieli – krążąc zamaszyście.
Nie mieli z tym trudności – nim nocka zapadła
obficie najedzeni – spoczęli pod liściem.
*
Ciepła noc wnet minęła wraz z słońcem porannym;
oboje wypoczęci – nie wadząc nikomu;
po obfitym śniadaniu – rosą popijanym
rozpoczęli od nowa szukać Ciesi domu.
*
Dużo by opowiadać o nowych przygodach;
kiedy to umykali sprzed dzioba ptaszyska
które nań polowało – lecz tu trzeba dodać
że nasz motylek – lotnik – już swą sławę zyskał.
*
Jako znany w swym kręgu lotnik nad lotniki
umiał on tak w powietrzu manewrować lotem;
Że przemyślne figury, nawroty, uniki
nie były dlań nowością – żadnym też kłopotem.
*
Wreszcie Ciesia wyczuła zapach jej znajomy
podwórza swojego – przy domku w mrowisku.
Więc zaraz lądowali – uściski, ukłony
oraz podziękowania dla Wicka od wszystkich.
*
Jakież było zdziwienie z pierwszego wrażenia
gdy Ciesia już schodziła z motylka na ziemię.
Nikt przecież nie przypuszczał, by takie zdarzenia
mógł ktokolwiek tu widzieć – całe mrówcze plemię.
*
A Ciesia – jak to dziecko – znowu popłakała
gdy przyszło się już żegnać z Wicusiem motylem.
Czuła bowiem, że mocno już się przywiązała
do tego przyjaciela – spędzając z nim chwile.
*
Sam Wicek też – nie spojrzał już nawet przez ramię
gdy odlatywał od nich – od nowych przyjaciół.
Nie chciał by Ci widzieli – że to samo znamię
przyjaźni go zasmuca – co to z Ciesią zaczął.
*
Obiecywał więc wszystkim – przy swym pożegnaniu;
że kiedyś znów odwiedzi znajome mrowisko.
Czy tak się stanie – nie wiem. W moim rozeznaniu
możliwym jest to faktem – przyjaźń znaczy wszystko.
*

zdjęcie: widoczki.com
*
Za jakiś czas oboje podrośli dość znacznie.
Wicuś już doświadczony swymi wędrówkami
zmężniał – nabrał rozumu – nadal jadał smacznie
więc i sił mu przybyło – zadziwiał lotami.
*
Postanowił odwiedzić mrowisko znajome.
Długo nie musiał szukać – było całkiem blisko.
Lądując – wnet zobaczył orszaki ruchome
krążące wokół tronu – tworzące kolisko.
*
Na tronie zaś widocznym z daleka na wzgórku
siedziała Ona – Ciesia – Jej pokłony słano.
Wicuś się zmartwił, speszył – bo w swoim mundurku
wyglądał teraz przy Niej - jak giermek ułanów.
*
Nie wiedział więc co począć – tak był tym zmieszany;
już miał wracać z powrotem w kwiatki kolorowe.
Lecz i jego dostrzegli – został rozpoznany
jako wybawca Ciesi – teraz ich królowej.
*
Co tam się działo – rety – opisać nie zdołam
bo by mi słów zabrakło – a i gardło ściska.
Zaraz więc go wniesiono prawie wręcz – do koła
obok tronu Królowej – tak już całkiem z bliska...
*
Ciesia z początku zbladła – płyną łzy radości
taka tym to spotkaniem była poruszona.
Dalej było cudownie – bo już mieli gości
na swoje weselisko – jako mąż i żona.

- koniec części pierwszej -