
MOTTO:
Gdy wiosenny i ciepły
czas zmysłów nastanie
rajstopy na pończochy
zmieńcie.Miłe Panie.
ODA DO POŃCZOCH
Rajstopy - czar westchnień młodzieńczych
gdym je pierwszy raz ujrzał
w czeluściach łazienki,
na podłogę rzucone przy wannie....
Ich wdzięk, ich powab
i ten klin maleńki,
w głowie mam nieustannie.
Bogu dzięki za obrazek, kuszący i piękny,
który pierwsze żądze wyzwolił - oraz bóle ręki.
Tamte miały den cztery, na pudelku widziałem
i cieliste były. Tak je spamiętałem.
Później rajstop przybywało.
Ciągle rajstop było mało.
Były w miejscach bardzo różnych,
razem z moim życiem próżnym.
Te z den cztery - te z trzydzieści,
a wraz nimi ród niewieści
przez me życie łapał oczka -
czasem w głowie, czasem w kroczkach.
W końcu minął czas młodzieńczy
już wypadły z głowy włosy.
i poznałem w moim życiu
coś, co ludzie zwą - pończochy.
Wszak rajstopy to młodzieńczość
oraz wielkie uniesienia.
I totalny w sprawie pończoch
brak, panowie, doświadczenia.
Bo i po cóż klin potrzebny
w miejscach, które już poznałem?
Takich klinów w swoim życiu
mnóstwo przecież nazrywałem.
Dziś już nie o kliny chodzi,
pękające z wielkim trzaskiem...
Dziś o powab pończoch, młodzi,
podtrzymanych w talii paskiem.
Tu nie chodzi o zrywanie
kawałeczków den materii.
A o wolne odpinanie
rolowanie w zmysłów feerii.
Albo takoż zakładanie,
kiedy piękne, zgrabne Panie,
które boskość w sobie mają,
same sobie, powolutku
swe pończoszki zakładają.
Jakiż widok jest piękniejszy
niźli ten, gdy piękna Dama,
odsłaniając lekko piersi
pończoch wwija na kolana.
Kiedy skończy z jedną sprawę,
drugą bierze w swoje ręce…
Zmiana uda… pragnę śmierci!
Albo nie! Chcę jeszcze więcej!
Więc zostawcie te rajstopy.
Te majtkowe i te bez....
Nad klinami ich bez wtopy
więcej już nie rońcie łez.
Bo uwierzcie mi Panowie,
a lat sporo dziś już mam,
że jak znajdę się już w grobie,
To pończochę chcę mieć tam.
...Na głowie...