Śląsk
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- refluks
- Posty: 714
- Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49
Śląsk
Dla rozumiejących inaczej.
Mieszkaniec województwa śląskiego niekoniecznie jest Ślązakiem, a województwo śląskie to nie Śląsk.
Magda Gessler goszcząca w Dąbrowie Górniczej czy Ciągowicach nieprawdę mówiła, że jest na Śląsku.
Kilka miesięcy temu jadąc z Mazur na Śląsk już w Częstochowie byłem w województwie śląskim, ale jeszcze od hu hu i trochę daleko od Śląska.
Urodziłem się w województwie katowickim, teraz zameldowany jestem w województwie śląskim, ale nie jestem Ślązakiem.
Jestem z Zagłębia, dąbrowskiego (uściśliłem dla niezorientowanych) i bez problemu mogę za to zebrać po mordzie na Śląsku, dlatego przebywając tymczasowo w katowickim bloku czekając na windę w towarzystwie tubylców i widząc na ścianie narysowane szubienice, na których dyndało Zagłębie przez nikogo o nic nie pytany profilaktycznie powiedziałem, że na hasioku byłem. Wzbudziłem podejrzliwość i zdecydowałem udać się na siódme piętro po schodach.
Jeszcze mi się nigdy tak po dupie nie lało i z wysiłku i ze strachu.
A słowo hasiok to poznałem jak iks lat temu pracowałem w biurze konstrukcyjnym w Chorzowie. Ni chuja nie rozumiałem narzecza. Sprawdzający mój projekt zapytał: „ Skąd pan ta śruba wzioł? Z Hasioka?” Napisałem Hasioka wielką literą, bo ja wtedy myślałem, że to nazwisko autora katalogu, z którego skorzystanie mnie podejrzewano. I też tam katering na święta bożonarodzeniowe dostarczył lokalne przysmaki. Po skonsumowaniu ich makówek pragnąłem jedynie udać się do toalety i wsadzić se palec w gardło, co zresztą zrobiłem. Do dziś nie jem nic, co ma mak w składzie. Po ich wodzionce i roladzie mało żywota nie dokonałem.
Od tej pory wierny jestem prażonkom, które jem codziennie oprócz niedziel, gdy jem je trzy razy dziennie.
Gdy byłem jeszcze małym dzieckiem, usłyszałem na dworcu w Katowicach słowo kaj.
Przeraziło mnie ono tak bardzo, że kilka lat spędziłem na terapii wspomaganej garncarstwem. Bez efektu a do tego teraz nawet na widok błota dostaję hiperwentylacji.
Ale to na Śląsku widziałem pierwszy raz tramwaj i tam pierwszy raz byłem w teatrze i operze, ze Śląska pochodzi moja pierwsza miłość, i skąd bym nie wracał, to jak już w Gliwicach czy Katowicach jestem, to czuję, że już jestem w domu, chociaż do niego jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i przede mną przekroczenie niezaznaczonej na żadnej mapie granicy Śląsk/Zagłębie.
Mieszkaniec województwa śląskiego niekoniecznie jest Ślązakiem, a województwo śląskie to nie Śląsk.
Magda Gessler goszcząca w Dąbrowie Górniczej czy Ciągowicach nieprawdę mówiła, że jest na Śląsku.
Kilka miesięcy temu jadąc z Mazur na Śląsk już w Częstochowie byłem w województwie śląskim, ale jeszcze od hu hu i trochę daleko od Śląska.
Urodziłem się w województwie katowickim, teraz zameldowany jestem w województwie śląskim, ale nie jestem Ślązakiem.
Jestem z Zagłębia, dąbrowskiego (uściśliłem dla niezorientowanych) i bez problemu mogę za to zebrać po mordzie na Śląsku, dlatego przebywając tymczasowo w katowickim bloku czekając na windę w towarzystwie tubylców i widząc na ścianie narysowane szubienice, na których dyndało Zagłębie przez nikogo o nic nie pytany profilaktycznie powiedziałem, że na hasioku byłem. Wzbudziłem podejrzliwość i zdecydowałem udać się na siódme piętro po schodach.
Jeszcze mi się nigdy tak po dupie nie lało i z wysiłku i ze strachu.
A słowo hasiok to poznałem jak iks lat temu pracowałem w biurze konstrukcyjnym w Chorzowie. Ni chuja nie rozumiałem narzecza. Sprawdzający mój projekt zapytał: „ Skąd pan ta śruba wzioł? Z Hasioka?” Napisałem Hasioka wielką literą, bo ja wtedy myślałem, że to nazwisko autora katalogu, z którego skorzystanie mnie podejrzewano. I też tam katering na święta bożonarodzeniowe dostarczył lokalne przysmaki. Po skonsumowaniu ich makówek pragnąłem jedynie udać się do toalety i wsadzić se palec w gardło, co zresztą zrobiłem. Do dziś nie jem nic, co ma mak w składzie. Po ich wodzionce i roladzie mało żywota nie dokonałem.
Od tej pory wierny jestem prażonkom, które jem codziennie oprócz niedziel, gdy jem je trzy razy dziennie.
Gdy byłem jeszcze małym dzieckiem, usłyszałem na dworcu w Katowicach słowo kaj.
Przeraziło mnie ono tak bardzo, że kilka lat spędziłem na terapii wspomaganej garncarstwem. Bez efektu a do tego teraz nawet na widok błota dostaję hiperwentylacji.
Ale to na Śląsku widziałem pierwszy raz tramwaj i tam pierwszy raz byłem w teatrze i operze, ze Śląska pochodzi moja pierwsza miłość, i skąd bym nie wracał, to jak już w Gliwicach czy Katowicach jestem, to czuję, że już jestem w domu, chociaż do niego jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i przede mną przekroczenie niezaznaczonej na żadnej mapie granicy Śląsk/Zagłębie.