Smutki i radości - część druga.
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Smutki i radości - część druga.
Podróż do Nowego Sącza była sporym wydarzeniem. Pociągiem nie jeździło się dla kaprysu. Większość rówieśników mogła się pochwalić najwyżej znajomością drogi do Limanowej czy Tymbarku. Ja dotąd nawet w Tymbarku nie byłem, za to chodziłem pieszo do Słopnic i na odpust w Pasierbcu. A teraz pociągiem do Sącza! Ileż to atrakcji w podróży, ile widoków za oknem. Jakże podniecić może widok zmieniającego się krajobrazu. Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu możesz zobaczyć umorusaną twarz maszynisty, kiedy lokomotywa wychyla się w twoją stronę, lecz kiedy odchodzi w przeciwną, to się jej tylko po kłębach dymu domyśleć można. Patrząc wstecz, widać czasem panoramę po drugiej stronie torowiska, to znów z innej perspektywy widoki, które już minęliśmy. Wijący się jak zaskroniec gościniec na Jabłońcu, domy i kapliczki, wysoko na horyzoncie prawie - kościół w Kaninie, który z bliska zobaczyłem dopiero później, podróżując z tatą pieszo. Po przeciwnej stronie, coraz w innej perspektywie góry pasma łososińskiego: Dzielec, Sałasz, Jaworz, dalej kamieniołomy w Klęczanach, wreszcie w Marcinkowicach - Dunajec.
Teraz on mnie frapował najbardziej, podglądałem go od strony lewego brzegu, aż wreszcie przejechałem nad nim po żelaznym moście. Szmaragdowe wody z opowiadanych przez matkę i stryja Franciszka bajek, ukazały mi się w całej krasie. Jeśli dodam, że z okien wagonu podziwiać można było na wysokiej skarpie Zamek Królewski - Nowy Sącz staje się dla dziecka miastem zjawiskowym. Matka poinformowała mnie, że Zamek zbudował król Kazimierz Wielki i gościł na nim węgierskich monarchów. Niszczony był w czasie potopu szwedzkiego, podupadł też w czasie pobytu wojsk austriackich. Po konserwacji, w 1938 roku uruchomiono w jego murach Muzeum Ziemi Sądeckiej. Mama nie zdążyła mi tego muzeum pokazać, już w 1945 roku zamek został wysadzony.
Wysiadaliśmy na przystanku Nowy Sącz miasto, skąd na ulicę Długosza bliżej było niż z dworca głównego. Po oddaniu biletów w bramce kontrolnej szło się pod górkę obok wybrukowanej jezdni. Krótki paciorek w kościele „dla młodzieży szkolnej”, jak o nim mama mówiła, i jak najszybciej do poczekalni u lekarza. Mimo iż gwar oraz ruch w mieście interesowały mnie bardzo, dopiero po wizycie szliśmy na miasto. Poznałem piękny rynek z ratuszem pośrodku, kolejne kościoły - farny, wreszcie kolejowy. Tu największe wrażenie zrobiły na mnie kolorowe witraże. Z jednej strony ołtarza pociąg osobowy wjeżdża w tunel, z drugiej parowóz resztę składu z tunelu wyciąga. (Tunelem w Ptaszkowej przejechałem dopiero jako sezonowy likwidator, szacujący szkody powodziowe wyrządzone przez rzekę Białą w okolicach Grybowa). Poznałem też uroki maślanego rynku, gdzie mama spotkała znajomą z panieńskich lat Rusinkę i nagadać się nie mogły. Wreszcie, zaprowadzony do fotoplastykonu, po raz pierwszy zobaczyłem plaże i rosnące na nich palmy. Było później o czym opowiadać w szkole.
W poczekalni u lekarza poznałem Bolka Kosiarskiego ze Starej Wsi, z którym później uczyłem się w liceum w Sowlinach, a po latach spotkałem na pierwszym jubileuszowym zjeździe absolwentów. Jego także skutecznie wyleczył doktor Kuśnierczyk i chociaż głos po operacji miał trochę nosowy, był najlepszym uczniem w klasie,a na wspomnianym spotkaniu deklamował z pamięci Horacego. Wspominam go miło, podobnie jak najlepszego ucznia z podstawówki - Staszka Musiała z Dzielca. Ja miałem same bardzo dobre oceny tylko na świadectwie z trzeciej kasy, Stasiu - zawsze. Odszedł do małego seminarium w Nowym Sączu już po szóstej klasie. Studiował w Krakowie, Warszawie, Rzymie i Monachium, później jako myśliciel - jezuita doradzał Janowi Pawłowi II w procesach pojednania chrześcijaństwa z judaizmem. Przez tę część hierarchów w Polsce, która najgłębiej ma zakodowane, że to Żydzi ukrzyżowali Chrystusa, był mocno krytykowany. A teraz jego imię nosi jedna z prestiżowych nagród.
Do lekarza jeździło się wcześnie rano, wrócić można zaś było pociągiem popołudniowym albo dopiero wieczornym. Gdy było więcej czasu, oglądaliśmy wystawy, wstępowali tu i tam, czasem nawet do matki chrzestnej, cioci Jagusi. Niekiedy zaś szliśmy pieszo do Zawady, odwiedzić babcię i dziadka. Przy ich domu rosła wysoka topola, którą widać było z daleka.
Jeździliśmy też w czerwcu na Piotra i w lipcu na Anny. Zwykle, jeśli na dziadkowe imieniny jechała mama z siostrą Wisią, później także z małym Edziem, to na Anny mnie tato zabierał. Na całą niedzielę. Jakaż to była frajda, ile radości. I ciekawostek bez liku. A to kręte schody na strych pełen tajemnic, a to studnia na korbę z wiadrem na łańcuchu, dziadkowe ule w sadzie, wiśnie i czereśnie, czerwone porzeczki i agrest, maliny za stodołą, a bób na zagonie z ziemniakami. Spacerom ojca z dziadkiem po polu i ogrodzie nie było końca, a ich gospodarskie i pszczelarskie dysputy bywały niezmiernie frapujące. Nie brakowało też rówieśników do zabawy, po południu do Sułkowskich przychodziły dzieci sióstr dziadkowych albo mnie ciotki zabierały na spacer do Bałuszyńskich i Knapików. Z rewizytą przyjeżdżali do nas, czasem w kilka osób, na łososiński odpust w Matki Boskiej Zielnej. Ale to już jest temat do osobnego wspominanie.
Tarnów, 6 maja 2012 roku.
Zamek - widok od starego mostu heleńskiego. (Wikipedia).
Teraz on mnie frapował najbardziej, podglądałem go od strony lewego brzegu, aż wreszcie przejechałem nad nim po żelaznym moście. Szmaragdowe wody z opowiadanych przez matkę i stryja Franciszka bajek, ukazały mi się w całej krasie. Jeśli dodam, że z okien wagonu podziwiać można było na wysokiej skarpie Zamek Królewski - Nowy Sącz staje się dla dziecka miastem zjawiskowym. Matka poinformowała mnie, że Zamek zbudował król Kazimierz Wielki i gościł na nim węgierskich monarchów. Niszczony był w czasie potopu szwedzkiego, podupadł też w czasie pobytu wojsk austriackich. Po konserwacji, w 1938 roku uruchomiono w jego murach Muzeum Ziemi Sądeckiej. Mama nie zdążyła mi tego muzeum pokazać, już w 1945 roku zamek został wysadzony.
Wysiadaliśmy na przystanku Nowy Sącz miasto, skąd na ulicę Długosza bliżej było niż z dworca głównego. Po oddaniu biletów w bramce kontrolnej szło się pod górkę obok wybrukowanej jezdni. Krótki paciorek w kościele „dla młodzieży szkolnej”, jak o nim mama mówiła, i jak najszybciej do poczekalni u lekarza. Mimo iż gwar oraz ruch w mieście interesowały mnie bardzo, dopiero po wizycie szliśmy na miasto. Poznałem piękny rynek z ratuszem pośrodku, kolejne kościoły - farny, wreszcie kolejowy. Tu największe wrażenie zrobiły na mnie kolorowe witraże. Z jednej strony ołtarza pociąg osobowy wjeżdża w tunel, z drugiej parowóz resztę składu z tunelu wyciąga. (Tunelem w Ptaszkowej przejechałem dopiero jako sezonowy likwidator, szacujący szkody powodziowe wyrządzone przez rzekę Białą w okolicach Grybowa). Poznałem też uroki maślanego rynku, gdzie mama spotkała znajomą z panieńskich lat Rusinkę i nagadać się nie mogły. Wreszcie, zaprowadzony do fotoplastykonu, po raz pierwszy zobaczyłem plaże i rosnące na nich palmy. Było później o czym opowiadać w szkole.
W poczekalni u lekarza poznałem Bolka Kosiarskiego ze Starej Wsi, z którym później uczyłem się w liceum w Sowlinach, a po latach spotkałem na pierwszym jubileuszowym zjeździe absolwentów. Jego także skutecznie wyleczył doktor Kuśnierczyk i chociaż głos po operacji miał trochę nosowy, był najlepszym uczniem w klasie,a na wspomnianym spotkaniu deklamował z pamięci Horacego. Wspominam go miło, podobnie jak najlepszego ucznia z podstawówki - Staszka Musiała z Dzielca. Ja miałem same bardzo dobre oceny tylko na świadectwie z trzeciej kasy, Stasiu - zawsze. Odszedł do małego seminarium w Nowym Sączu już po szóstej klasie. Studiował w Krakowie, Warszawie, Rzymie i Monachium, później jako myśliciel - jezuita doradzał Janowi Pawłowi II w procesach pojednania chrześcijaństwa z judaizmem. Przez tę część hierarchów w Polsce, która najgłębiej ma zakodowane, że to Żydzi ukrzyżowali Chrystusa, był mocno krytykowany. A teraz jego imię nosi jedna z prestiżowych nagród.
Do lekarza jeździło się wcześnie rano, wrócić można zaś było pociągiem popołudniowym albo dopiero wieczornym. Gdy było więcej czasu, oglądaliśmy wystawy, wstępowali tu i tam, czasem nawet do matki chrzestnej, cioci Jagusi. Niekiedy zaś szliśmy pieszo do Zawady, odwiedzić babcię i dziadka. Przy ich domu rosła wysoka topola, którą widać było z daleka.
Jeździliśmy też w czerwcu na Piotra i w lipcu na Anny. Zwykle, jeśli na dziadkowe imieniny jechała mama z siostrą Wisią, później także z małym Edziem, to na Anny mnie tato zabierał. Na całą niedzielę. Jakaż to była frajda, ile radości. I ciekawostek bez liku. A to kręte schody na strych pełen tajemnic, a to studnia na korbę z wiadrem na łańcuchu, dziadkowe ule w sadzie, wiśnie i czereśnie, czerwone porzeczki i agrest, maliny za stodołą, a bób na zagonie z ziemniakami. Spacerom ojca z dziadkiem po polu i ogrodzie nie było końca, a ich gospodarskie i pszczelarskie dysputy bywały niezmiernie frapujące. Nie brakowało też rówieśników do zabawy, po południu do Sułkowskich przychodziły dzieci sióstr dziadkowych albo mnie ciotki zabierały na spacer do Bałuszyńskich i Knapików. Z rewizytą przyjeżdżali do nas, czasem w kilka osób, na łososiński odpust w Matki Boskiej Zielnej. Ale to już jest temat do osobnego wspominanie.
Tarnów, 6 maja 2012 roku.
Zamek - widok od starego mostu heleńskiego. (Wikipedia).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 08 maja 2012, 9:53 przez stary krab, łącznie zmieniany 9 razy.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Smutki i radości - część druga.
Z przyjemnością czytam Twoje wspominki, Krabuniu. 
I zachęcam do kontynuacji.
Niedużo uwag:
- Podróż do Nowego Sącza była wydarzeniem. - dopełniłabym "była sporym wydarzeniem".
- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwujesz jak lokomotywa wychyla się, że umorusaną twarz maszynisty możesz zobaczyć, to znów odchodzi w przeciwną, że się jej tylko po kłębach dymu domyśleć można. - przeszłabym na inną narrację:
- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwować można było, jak lokomotywa wychyla się w taki sposób, że daje się zobaczyć umorusaną twarz maszynisty, raz ukazującą się, a raz znikającą w kłębach parowozowego dymu.
- Patrząc wstecz(,) widać czasem panoramę
- Po przeciwnej stronie, co raz w innej perspektywie - coraz w innej
- przez matkę i stryja Franciszka bajek(,) ukazały mi się w całej krasie.
- Wreszcie(,) zaprowadzony do fotoplastykonu(,) po raz pierwszy zobaczyłem plaże - oddzieliłabym przecinkami
- Jago także skutecznie - jego
- był najlepszym uczniem (w szkole)(,) a na wspomnianym spotkaniu - uzupełniłabym ze względu na powt. poniżej
- podobnie jak najlepszego ucznia z podstawówki
- że to żydzi ukrzyżowali Chrystusa - Żydzi
- maliny za stodołą(,) a bób na zagonie
- nie było końca, a ich gospodarskie i pszczelarskie dysputy były zawsze - bywały zawsze
- dzieci sióstr dziadkowych, albo mnie ciotki - bez przecinka, bo to nie jest wtrącenie
Zaletą takich opowiadań jest to, że zaczyna się przypominać własne dzieciństwo.
Może kiedyś też spróbuję je opisać.
Dobrego, Krabuniu

I zachęcam do kontynuacji.
Niedużo uwag:

- Podróż do Nowego Sącza była wydarzeniem. - dopełniłabym "była sporym wydarzeniem".
- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwujesz jak lokomotywa wychyla się, że umorusaną twarz maszynisty możesz zobaczyć, to znów odchodzi w przeciwną, że się jej tylko po kłębach dymu domyśleć można. - przeszłabym na inną narrację:
- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwować można było, jak lokomotywa wychyla się w taki sposób, że daje się zobaczyć umorusaną twarz maszynisty, raz ukazującą się, a raz znikającą w kłębach parowozowego dymu.
- Patrząc wstecz(,) widać czasem panoramę
- Po przeciwnej stronie, co raz w innej perspektywie - coraz w innej
- przez matkę i stryja Franciszka bajek(,) ukazały mi się w całej krasie.
- Wreszcie(,) zaprowadzony do fotoplastykonu(,) po raz pierwszy zobaczyłem plaże - oddzieliłabym przecinkami
- Jago także skutecznie - jego
- był najlepszym uczniem (w szkole)(,) a na wspomnianym spotkaniu - uzupełniłabym ze względu na powt. poniżej
- podobnie jak najlepszego ucznia z podstawówki
- że to żydzi ukrzyżowali Chrystusa - Żydzi
- maliny za stodołą(,) a bób na zagonie
- nie było końca, a ich gospodarskie i pszczelarskie dysputy były zawsze - bywały zawsze
- dzieci sióstr dziadkowych, albo mnie ciotki - bez przecinka, bo to nie jest wtrącenie
Zaletą takich opowiadań jest to, że zaczyna się przypominać własne dzieciństwo.

Może kiedyś też spróbuję je opisać.
Dobrego, Krabuniu

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Smutki i radości - część druga.
Wybrałem jeszcze inną wersję zapisu:Miladora pisze:- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwujesz jak lokomotywa wychyla się, że umorusaną twarz maszynisty możesz zobaczyć, to znów odchodzi w przeciwną, że się jej tylko po kłębach dymu domyśleć można. - przeszłabym na inną narrację:
- Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu obserwować można było, jak lokomotywa wychyla się w taki sposób, że daje się zobaczyć umorusaną twarz maszynisty, raz ukazującą się, a raz znikającą w kłębach parowozowego dymu.
Kod: Zaznacz cały
Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu możesz zobaczyć umorusaną twarz maszynisty, kiedy lokomotywa wychyla się w twoją stronę, lecz kiedy odchodzi w przeciwną, to się jej tylko po kłębach dymu domyśleć można.

Nie wiem Miloda jak Ci dziękować. Oczywiście serdecznie i bardzo. Ale to jeszcze za mało. A z tymi przecinkami... Zaczynam ich teraz skąpić nawet tam, gdzie obowiązkowo być powinny.

Na marginesie:
Zmieniłem żyda na Żyda, ale nie jestem do końca przekonany. Wielką literą piszemy, gdy chodzi o narodowość. Jeśli o wyznanie, to małą. Uczniowie Jezusa, sami będąc Żydami i żydami, nie dostrzegali chyba takich niuansów. Faryzeusze zaś mogli siebie uważać za "prawdziwych żydów", Jezusa zaś najprawdopodobniej za sekciarza.
A Polacy? Najczęściej jest im obojętne (nie uogulniam rzecz jasna) z jakiej racji nienawidzą, na wszelki wypadek nienawidzą i za narodowość i za wyznanie.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Smutki i radości - część druga.
Mnie chodzi o to, że to inny sposób narracji - jedyne takie zdanie w drugiej osobie, co nie brzmi zbyt spójnie z pozostałymi.stary krab pisze:Z okna pędzącego po wysokim nasypie pociągu możesz zobaczyć umorusaną twarz

Nie do końca, Krabuniu.stary krab pisze:Zmieniłem żyda na Żyda, ale nie jestem do końca przekonany. Wielką literą piszemy, gdy chodzi o narodowość. Jeśli o wyznanie, to małą.

Wyznanie żydowskie to co innego niż "żydzi". Mała litera stosowana jest u nas w określeniach typu pejoratywnego: Ty żydzie. Tak niektórzy mówią, chcąc podkreślić pewne ujemne cechy, jak chytrość, oszukiwanie, zdzieranie skóry z kogoś, fałsz itp.
Pochodzi to z czasów, gdy Żyd kojarzył się z handlem, kramarstwem, szynkarstwem.
Co do mnie - nigdy nie podobało mi się takie przypisywanie cech jakiemuś narodowi, chociaż niestety przeżyłam przykre doświadczenia, gdy ktoś właśnie proweniencji żydowskiej oszukiwał i okradał przez wiele lat mnie i moją rodzinę.
Natomiast Jezus został ukrzyżowany przez swoich współbratymców - Żydów.
Gdyby był Polakiem, nie napisałbyś, że przez polaków, prawda?
Chociaż też może się kojarzyć z wyznaniem, skoro Polska to nadal w większości kraj katolicki.
Zresztą sam wiesz, jak mało potrzeba do ukrzyżowania.

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Smutki i radości - część druga.
Postaram się wyeliminować tę drugą osobę, choć pisząc, uważałem to za urozmaicenie tekstu. Myślę że zdanie w formie bezosobowej będzie poprawniejsze w tym miejscu.Miladora pisze:Mnie chodzi o to, że to inny sposób narracji - jedyne takie zdanie w drugiej osobie, co nie brzmi zbyt spójnie z pozostałymi.
Miladora pisze:stary krab pisze:Zmieniłem żyda na Żyda, ale nie jestem do końca przekonany. Wielką literą piszemy, gdy chodzi o narodowość. Jeśli o wyznanie, to małą.
Nie ma sensu w tym miejscu tematu rozwijać. Napisałem dużą literą, choć pamiętam jeszcze ze szkoły: Żyd - Polak; żyd - katolik.Nie do końca, Krabuniu.
Gdyby był Polakiem, nie napisałbyś, że przez polaków, prawda?
Stereotypy zaś przyziemne utrzymywały, iż Cyganem/cyganem jest ten, kto cygani (czyli kłamie), Żydem/żydem zaś ten, kto nie zdejmuje czapki przed figurą.

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Smutki i radości - część druga.
No to w takim razie tu leży pies pogrzebany.stary krab pisze:choć pamiętam jeszcze ze szkoły: Żyd - Polak; żyd - katolik.

Niestety, nie tylko w specyfice tamtych czasów, ale też w pewnej ignorancji i nietolerancji uczących Cię ludzi, Krabuniu.
Z pewnością dzisiaj już się tego w tym rozumieniu nie używa.
A na pewno nie w kontekście ukrzyżowania.
Ale zawsze jest dobrze móc porozmawiać na temat różnych wątpliwości.

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Smutki i radości - część druga.
Rzecz jasna. Miło jest z Tobą korespondować.Miladora pisze:Ale zawsze jest dobrze móc porozmawiać na temat różnych wątpliwości.

Kończę poprawki, zgrywam teksty na ósmym piętrze z tym, co szykuję do wydruku. Może całość zamieszczę jako blog?

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Smutki i radości - część druga.
Wkleiłam Ci, Krabuniu, tę pocztówkę z Zamkiem i usunęłam link na nią. 
Jeżeli nie masz mi tego za złe.
Tak lepiej widać, a kliknięcie powiększa obraz.

Jeżeli nie masz mi tego za złe.
Tak lepiej widać, a kliknięcie powiększa obraz.

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Smutki i radości - część druga.
Świetnie!Miladora pisze:Wkleiłam Ci, Krabuniu, tę pocztówkę z Zamkiem, a kliknięcie powiększa obraz.
Stokrotne dzięki Miladora.



-
- Posty: 133
- Rejestracja: 03 gru 2011, 21:46
Re: Smutki i radości - część druga.
.
Ostatnio zmieniony 10 lis 2012, 2:12 przez Jagoda, łącznie zmieniany 1 raz.