Na mnie działa odmóżdżająco gapienie się jak dwudziestu dwóch bałwanów lata za kawałkiem skóry po przystrzyżonej trawce. Jeszcze bardziej dziwi mnie to, jak wielka kasa stoi za całą tą szopką, jakby nie było na świecie bardziej rozsądnych celów i priorytetów. Pomijam już niezaprzeczalną prawdę, że całe przedsięwzięcie w ogólnym rachunku zysków i strat przyniesie raczej te ostatnie... A do tego jeszcze zastanawiam się, jak to możliwe, że dorośli, wydawałoby się - rozumni skądinąd ludzie - robią z siebie pośmiewisko, latając po mieście w kolorowych perukach, z gębami pomazanymi farbkami jak siuksowie przed bitwą, na wpół nadzy, wypełnieni po brzegi browcem i innymi napitkami "procentowymi". Szturmują stadami supermarkety, koczują na parkingach, stolica przeżywa istny najazd Hunów... Cały ten futbolowy folklor jest dla mnie... niezrozumiały.
Hehe. A największy absurd, to fakt, że wszystkie hasła związane z patriotyzmem, obśmiane jako idee polityczne, wyszydzone, uznane za przejaw katolandu, ciemnogrodu, szowinizmu i zaścianka, triumfują swoje dziewięćdziesiąt minut na stadionie i nagle okazuje się, że w pewnych okolicznościach nie są wiochą. Zwłaszcza, gdy można innym dokopać.
A teraz mnie zlinczujcie za niepoprawność polityczną...


Glo.