czytajcie biblię

dobra teraz na serio muszę już iść
dobranoc, wierzącym i nie wierzącym

Hm... wciąż się nad tym zastanawiamy od... tysiącleci.skaranie boskie pisze:Jak powszechnie wiadomo, a wiadomo, bo głosi się to zewsząd urbi et orbi, że niejaki Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Rzeczony człowiek przyjął tę tezę bez szemrania, bo zapomniał już własnej historii.
Ja jednak ośmielę się odwrócić te role i stwierdzę, że to człowiek stworzył onego Boga, ewidentnie na swój obraz i na swoje podobieństwo.
Czy znajdą się chętni do pogwarek na ten temat?
Czy może zbyt obrazoburczy?
Może przy?
A pomyśl tak: Bóg w swojej wszechmocy może "regulować" to co możemy poznawać i dopóki nie ma ochoty na jednoznaczne ujawnienie swojego istnienia - nie mamy możliwości (empirycznej) dojścia do tej wiedzy.Gloinnen pisze:Kilka przemyśleń na bieżąco.
1. Dowód na istnienie/nieistnienie Boga.
My tu dyskutujemy o WIERZE. Wiara istnieje bez dowodów, bo gdyby je posiadała, przestałaby być wiarą, a stała gałęzią nauki. Istotą wiary jest to, że przyjmuje ona za pewnik coś, co jest nieudowodnione w namacalny bądź racjonalny sposób, czego nie weźmiemy za pewnik metodą spekulacji rozumowych, czy testów organoleptycznych.
2. Kto kogo stworzył? Wydaje mi się, że człowiek (ogólnie) jest na tyle pyszny, żeby uważać:
- że jest podobny do Boga w jakimkolwiek aspekcie,
- że poznał boskie plany i zamiary co do siebie,
- że wie, JAKI jest Bóg, a stąd - potrafi stworzyć analogie bóstwo/człowieczeństwo.
Byłabym więc ostrożna w formułowaniu jakichkolwiek arbitralnych i bezdyskusyjnych wniosków - aksjomatów, gdyż zarówno bigoteria, jak i antyklerykalizm są dla mnie dwiema stronami tego samego medalu - FANATYZMU i ZAŚLEPIENIA.
I jedni i drudzy mają myślenie ograniczone przez teorię/dogmat/tezę, którą chcą za wszelką cenę udowodnić (czytaj: narzucić), nie wnikając tak naprawdę w to, co jest faktycznie istotą tego wszystkiego.
Chodzi (moim zdaniem) o zaspokojenie wyższych potrzeb człowieka:
- potrzeba wiedzy o świecie (o tym, czego nie umiemy jeszcze ogarnąć przy pomocy nauk),
- potrzeba akceptacji,
- potrzeba bezpieczeństwa,
- potrzeba miłości,
- potrzeba samorealizacji.
- potrzeba ładu i harmonii.
Już Sartre (ateista) stwierdził, że człowiek, pozbawiony punktu odniesienia (w wierze, religii) jest skazany na nieustanne cierpienie, poczucie pustki, życie w lęku, inercji, chaosie.
Mamy takie czasy, gdzie religia ma silną konkurencję w postaci konsumpcjonizmu chociażby, poza tym - modna jest ezoteryka, feng shui i mnóstwo innych ogłupiaczy.
Idea Boga jest więc pochodną naszych potrzeb.
Natomiast zawsze można postawić sobie pytanie - skąd one się w nas wzięły? Dlaczego - jak zwierzątkom - nie wystarczą nam - papu, sen i ciepła norka?
Bo skoro pewne potrzeby mamy, i żadną miarą nie potrafimy ich, jako ludzie, zaspokoić własnymi staraniami - to coś jest na rzeczy... Złudne jest przeświadczenie ludzkiej omnipotencji, gdzieś w którym momencie zawsze przychodzi taki punkt zwrotny, gdy trzeba powiedzieć - "nie wiadomo"...
Patrzę teraz na to nie przez klapki nienawiści do kleru, który bezwstydnie żeruje na ludzkich potrzebach wyższego rzędu, bo to też jest nie na temat. Próbuję dociec właśnie istoty zagadnienia - kto kogo stworzył?
Mówi się, że źródłem wszelkiego aktu twórczego jest potrzeba. Bogu człowiek nie mógł być potrzebny do życia w sposób witalny (jako pokarm na przykład), więc bardziej jako odpowiedź na potrzeby wyższego rzędu (Bóg chciał być kochany?, akceptowany, chciał się samorealizować?) W taki sam sposób Bóg mógłby być potrzebny ludziom (a na to wygląda) - więc może tutaj tkwi podobieństwo? Dociekanie jednak gdzie jest prawdziwy początek, to zadawanie de facto pytania, co było pierwsze - jajo czy kura...
Typowa logika katolicka.Coffee Creeper pisze:Ależ wolna wola - jak najbardziej (...) jednak wszystko kontroluje właściciel
Co chcesz przez to powiedzieć?skaranie boskie pisze:Typowa logika katolicka.Coffee Creeper pisze:Ależ wolna wola - jak najbardziej (...) jednak wszystko kontroluje właściciel
Jednak na religii próbowali mnie przekonać, że mam dobrą wolę w sprawie słuchania przykazań. Dobra wola - uwarunkowana tylko tym, że trzeba, bo jak nie to piekło!
Gówno prawda - szczypało.
Właściwie nic.Coffee Creeper pisze:Co chcesz przez to powiedzieć?