Fragment "Nowotworu Boga".
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Fragment "Nowotworu Boga".
Fragment mojej debiutanckiej (nie do końca udanej, niektórzy twierdzą, że grafomańskiej, ale mam do niej ogromny sentyment) książki pt. "Nowotwór Boga" wydanej przez elektroniczne, lokalne wydawnictwo MiastoMaGłos.
Całość tutaj:
http://miastomaglos.pl/owmmg/nowotwor_boga.pdf
...................
"Podszedł raz jeszcze do księgi. Spojrzał na jej tytuł i ścisnęło mu przełyk tak mocno, jakby ktoś zacisnął na nim pętlę z grubego sznura. Napis głosił: "Ewangelia Szatana".
- Człowiek powiedziałby: Wybacz, pokojówka ma wolne - głos dziecka doszedł go zza pleców, po czym natychmiast wybuchł szyderczym śmiechem.
Duchowny odwrócił się gwałtownie. Stał przed nim młody chłopiec z niewinnie wyglądającą twarzą, ale jakimś dziwnym jadem w oczach. Jego koszula z krótkim rękawem, w biało niebieską kratę, podobnie jak krótkie, bawełniane spodenki i wysoko podciągnięte skarpetki, była nieskazitelnie czysta, wyprasowana, jakby dopiero, co założona na niedzielną mszę.
- K...Kim jesteś chłopcze? - jąkając się z trwogą, nie mógł pojąc sytuacji.
- Cóż, powiedzmy, że chwilowo sprawuję władzę nad tym ziemskim padołem - to mówiąc ponownie zaśmiał się tak donośnie, że aż nienaturalnie, jak na małe dziecko.
- Co ty bredzisz? Gdzie są twoi rodzice?
- Rodzice? - uśmiech nie znikał mu z twarzy, ukazując rząd bielutkich zębów - Rodzice? Są wszędzie, choć niewielu ich zostało.
- Nie rozumiem. Jak to niewielu? To ilu ty ich masz? I kim do licha jesteś chłopcze?
- Nie nazywaj mnie chłopcem! I nie podnoś na mnie głosu! Trochę szacunku dla Szatana!
- Szatana??? - duchowny czuł, że zaraz zemdleje. Nie mógł sobie uzmysłowić, co się dzieje. Nie pojmował ani trochę sytuacji. I normalnie wziąłby gnojka i zlał mu tyłek na kolanie. Ale to nie była normalna sytuacja. I chłopiec też nie był normalny. Był jakiś... Zły!
- Widzę, że nie nadążasz mój drogi gwałcicielu. Tak. Wiem, jakie są twoje grzechy i wiem po coś tu przyszedł. Chciałeś się wyspowiadać, tak?
- Nie jesteś prawdziwy! Nie, nie jesteś tutaj! Na Boga, zaklinam cię...
- Na Boga? Jakby ci to powiedzieć... - kpina nie opuszczała chłopca - Bóg ma wolne, nie ma go tu. Właściwie to już dawno go tu nie było. Więc w zaistniałej sytuacji, skoro Jedyny odszedł w zapomnienie, może mi się wyspowiadasz? Teraz ja tu jestem Jedyny!
- Odejdź precz siło nieczysta!
- Więc zamknij się i słuchaj! - w tej chwili chłopiec podniósł rękę i jedna z mocno nadpalonych książeczek wzbiła się w powietrze i z dużą siłą, raniąc wargi duchownego, wbiła mu się w usta i zakneblowała je.
-Jestem Szatanem, czy tego chcesz czy nie! Czy ja istnieję naprawdę? Nie mniej realnie, niż wszelkie Zło, z którego zostałem zrodzony! Zło, które za pomocą ludzi rozpanoszyło się
po świecie. Tak właśnie powstałem. Nie ma żadnego nieba z aniołkami, które grają na lirach i srają ze śmiechu! - zbliżył się jeszcze bliżej duchownego, tak, że teraz jego oczy były blisko rozszerzonych do granic możliwości oczu ofiary.
- Powstałem z uczynków ludzi, którzy dostali od Boga dar życia i pojmowania. Dar tworzenia i wolnej woli, która miała zaprowadzić ich tam, gdzie zechcą. I zaprowadziła. Prosto w me objęcia! Bóg stworzył was, pokochał dzieci, którym dał całego siebie. Stał się wami! Tak bardzo uwierzył w to, że jesteście godni życia i wystarczająco rozumni, że nie czekał, jak rozwinie się wasza historia. Zszedł między was i w was wstąpił.
To mówiąc Szatan przysunął się jeszcze bardziej do duchownego.
- Rozumiesz? Bóg był w was, cały czas. Nie było go w niebie, gdzieście go wypatrywali. Nie było go w wodzie święconej, ani w krzyżach, ani w świątyniach. Był wszędzie, gdzie byli ludzie! Zaklęty w waszych umysłach i sercach. Był wami i w was samych!!!
Odszedł, jakby chciał zaczerpnąć powietrza. W tym czasie ksiądz modlił się, już sam nie wiedział, do kogo. Odmawiał w myślach pospieszną modlitwę, której uczono w szkołach, na lekcjach religii. Łzy przerażenia zlewały się po policzkach i mieszały z krwią cieknącą z rozciętych warg. Błagał Jedynego, aby ten koszmar się skończył, aby to nie było prawdą.
- Przykro mi potępieńcze. Jestem realny. Jak ta dziewczynka, która kona tam niedaleko, ofiara twego pożądania - to mówiąc wskazał ręką drzwi.
- Ale nie przejmuj się. Tobie też niedużo pozostało. A wracając do Boga i ludzi... Widzisz facet... robiliście swoje na tysiące różnych sposobów. Wojny domowe i światowe, prześladowania, morderstwa w ulicach. Wyzyskiwanie i wycieranie sobie mordy religią, która dla was była tylko narzędziem mającym na celu gromadzić banknoty i oddanych. Ludzie umierali, a wy mieliście to za nic, głosząc swoje brednie z ambony. Zamiast ratować świat, byliście zapatrzeni w siebie! Wszyscy! Bez wyjątku! Każdy dbał o swoje, nie zwracając uwagi na postępujący rozkład cywilizacji. Ja w was, za pomocą waszych uczynków i złych myśli rosłem w siłę. Nazywaliście to pokusą, choć nie było żadnej! Was nie trzeba kusić! Sami uwielbiacie czynić zło, w imię własnych korzyści. Nazywacie to pokusą, żeby mieć czyste sumienie! Szatan to, Szatan tamto, a Bóg cię uzdrowi, tylko uwierz i zapłać podatek! - splunął nieelegancko pod stopy duszącego się własnym płaczem księdza.
- Mieliście wszystko, czego zapragnęlibyście! A że pragnęliście jedynie mamony i władzy, panowania nad światem, to już wasza sprawa. W końcu doszło do tego, że już nie potrafiliście żyć bez codziennej zagłady. Wybuchła wasza Święta Wojna w imię pokoju, tfu! - kolejna porcja wypluwanej śliny zabrudziła szaty duchownego.
- Ja jestem zadowolony, mam swój świat i was na własność. Choć nienawidzę waszej hipokryzji! Powiesz pewnie: Szatan nie ma uczuć. Jest złem. Nie może kochać i nienawidzić. Ale nie zapominaj, że jestem z was zrodzony. Tak, dziwnie to brzmi. Ludzki Szatan. A jednak. Potęgując zło i sprowadzając je na ziemię, sprowadziliście mnie. Zaprosiliście mnie tutaj, zabijając Boga. On pod postacią tysięcy wciąż dobrych ludzi, nawoływał byście się opamiętali! Ale umarł marnie! Między gruzami, między ulicami, w wojnach i kłótniach, sporach i konfliktach i tylko tam teraz możecie go odnaleźć! Tam jest
wasz Bóg! Zabity!
Szatan zbliżył się do księdza i wyjął mu książeczkę z ust. Ksiądz łapczywie nabrał oddechu, płacząc jak dziecko.
- Jakieś pytania zasmarkańcu?
- Czy ty kłamiesz? - zapytał z trudem, drżącym głosem ksiądz.
- Tak, oczywiście. Gdy chcę, kłamię.
- Więc może teraz pleciesz bzdury...
- Może, ha ha. Upajam się waszymi cechami, które mi nadaliście. Pochodzę od was. Daliście mi kłamstwo i wiele innych cech, a ja uczę się z tego korzystać. Sam zdecyduj, w co chcesz wierzyć.
Szatan podszedł do księgi z ołtarza.
- Widzisz to? Ewangelia Szatana. Wiesz, co znaczy słowo ewangelia? W pierwotnym, starożytnym znaczeniu?
- Dobra nowina.
-Tak. Dobra nowina. Nagroda dawana osobie przynoszącej dobrą nowinę. A wy przynieśliście mi najlepsza nowinę, jaką mogłem sobie wyobrazić.
- Jaką? - ksiądz miał zamiar rozmawiać jak najdłużej, jakby czas miał przynieść wybawienie.
- Że nadszedł czas. Ludzkość jest już gotowa na przyjęcie mnie do siebie. Oto jestem. A to nagroda dla was, moja Ewangelia - to mówiąc rozłożył ręce, jakby chciał ogarnąć nimi całe otoczenie.
- Puść mnie, błagam, będę ci służył.... - ksiądz nie widział już rozwiązania. Pozostało pertraktować.
- Oj, służyłeś mi już bardzo długo, wierz mi. Wszystkie złe występki, które były twoim dziełem, jak i każdy inny ludzki grzech był kolejnym darem dla mnie, by wreszcie nazbierało się ich tyle, by otworzyć mi wrota.
- Proszę...
- Twoja misja tutaj dobiegła końca. Mam pełno takich jak ty, błąkających się po tej ziemi, a będę miał tylu ilu sobie zamarzę. Jedną z nich spotkałeś przed chwilą - Szatan zaśmiał się w niebogłosy.
-Tak, to też był człowiek, choć po stokroć bardziej dobry niż ty. Ale nawet tacy ludzie są ofiarami zła, choćby go nigdy nie wyrządzili. Bo tkwią między całą resztą. A Cała Reszta to tacy jak ty. Obojętni na krzywdę, chyba, że sami ją roztaczają, uprawiający wielkie pola niewolników, podnoszący rękę na bliźniego.
- Boże, dopomóż...
- Boże dopomóż, Boże dopomóż - Szatan ze znudzeniem przedrzeźniał swoja ofiarę - A może właśnie znów zabiłeś część Boga, gwałcąc tę dziewczynkę?
- Nie zabiłem jej!
- Jasne, wybacz, tylko zgwałciłeś. A jej życie toczy się dalej, bez zmian w życiorysie.
- Żałuję... przysięgam żałuję!!! - ksiądz poczuł jak ciepły mocz spływa mu po nogach.
- Nooo! - krzyknął Szatan podekscytowany - A więc przechodzimy do meritum... Spowiedź! Widzę, że chcesz teraz wyznać swoje winy!
Do tej pory unieruchomiony jakąś siłą ksiądz, poczuł jak jego ciało się rozluźnia.
- Dość smutku. Powiedz, co masz na sumieniu, a ja cię rozgrzeszę.
- Kłamiesz...-odpowiedział zrezygnowany ksiądz.
- Być może. Ale tylko spowiedź jest wybawieniem. A widzisz tu inną osobę, niż mnie? Komu się wyspowiadasz, gdy nie ma już kumpla po fachu, który przyjmie twoje brudy, w zamian za wypranie swoich?
- Spowiedź pod przymusem jest nieważna - ksiądz jakby nabrał raz jeszcze pewności siebie.
- Kurwa, obudź się nędzniku!!! Gadasz z Diabłem, czy jak mnie tam nazywacie! Czy ty myślisz, że masz tu jakieś prawa?
- A jeśli odmówię? - ksiądz nie odpuszczał, jak jakiś chytry lis.
W tym momencie Szatan rozdziawił usta w najszerszym uśmiechu, jaki był możliwy dla młodego chłopca, a biel jego zębów, niemal nienaturalnie zabłysła.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odpowiedział z nieukrywaną satysfakcją.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł kilka kroków. Ksiądz zdziwił się raz jeszcze, nie wiedząc, co teraz się ma stać. Szatan stał nieruchomo. I nagle z trzech kątów kościoła wyszło do niego troje Aniołów z wielkimi, czarnymi skrzydłami zadartymi w górę. Byli nadzy. Mieli straszliwie spalone ciała, przez resztki skóry wyglądały sczerniałe kości.
Oczodoły puste, jakby ktoś wydłubał z nich oczy. Ale... ich przyrodzenia... Ogromne, sterczące penisy, jakby jedyna nie okaleczona część ciała.
.............."
Całość tutaj:
http://miastomaglos.pl/owmmg/nowotwor_boga.pdf
...................
"Podszedł raz jeszcze do księgi. Spojrzał na jej tytuł i ścisnęło mu przełyk tak mocno, jakby ktoś zacisnął na nim pętlę z grubego sznura. Napis głosił: "Ewangelia Szatana".
- Człowiek powiedziałby: Wybacz, pokojówka ma wolne - głos dziecka doszedł go zza pleców, po czym natychmiast wybuchł szyderczym śmiechem.
Duchowny odwrócił się gwałtownie. Stał przed nim młody chłopiec z niewinnie wyglądającą twarzą, ale jakimś dziwnym jadem w oczach. Jego koszula z krótkim rękawem, w biało niebieską kratę, podobnie jak krótkie, bawełniane spodenki i wysoko podciągnięte skarpetki, była nieskazitelnie czysta, wyprasowana, jakby dopiero, co założona na niedzielną mszę.
- K...Kim jesteś chłopcze? - jąkając się z trwogą, nie mógł pojąc sytuacji.
- Cóż, powiedzmy, że chwilowo sprawuję władzę nad tym ziemskim padołem - to mówiąc ponownie zaśmiał się tak donośnie, że aż nienaturalnie, jak na małe dziecko.
- Co ty bredzisz? Gdzie są twoi rodzice?
- Rodzice? - uśmiech nie znikał mu z twarzy, ukazując rząd bielutkich zębów - Rodzice? Są wszędzie, choć niewielu ich zostało.
- Nie rozumiem. Jak to niewielu? To ilu ty ich masz? I kim do licha jesteś chłopcze?
- Nie nazywaj mnie chłopcem! I nie podnoś na mnie głosu! Trochę szacunku dla Szatana!
- Szatana??? - duchowny czuł, że zaraz zemdleje. Nie mógł sobie uzmysłowić, co się dzieje. Nie pojmował ani trochę sytuacji. I normalnie wziąłby gnojka i zlał mu tyłek na kolanie. Ale to nie była normalna sytuacja. I chłopiec też nie był normalny. Był jakiś... Zły!
- Widzę, że nie nadążasz mój drogi gwałcicielu. Tak. Wiem, jakie są twoje grzechy i wiem po coś tu przyszedł. Chciałeś się wyspowiadać, tak?
- Nie jesteś prawdziwy! Nie, nie jesteś tutaj! Na Boga, zaklinam cię...
- Na Boga? Jakby ci to powiedzieć... - kpina nie opuszczała chłopca - Bóg ma wolne, nie ma go tu. Właściwie to już dawno go tu nie było. Więc w zaistniałej sytuacji, skoro Jedyny odszedł w zapomnienie, może mi się wyspowiadasz? Teraz ja tu jestem Jedyny!
- Odejdź precz siło nieczysta!
- Więc zamknij się i słuchaj! - w tej chwili chłopiec podniósł rękę i jedna z mocno nadpalonych książeczek wzbiła się w powietrze i z dużą siłą, raniąc wargi duchownego, wbiła mu się w usta i zakneblowała je.
-Jestem Szatanem, czy tego chcesz czy nie! Czy ja istnieję naprawdę? Nie mniej realnie, niż wszelkie Zło, z którego zostałem zrodzony! Zło, które za pomocą ludzi rozpanoszyło się
po świecie. Tak właśnie powstałem. Nie ma żadnego nieba z aniołkami, które grają na lirach i srają ze śmiechu! - zbliżył się jeszcze bliżej duchownego, tak, że teraz jego oczy były blisko rozszerzonych do granic możliwości oczu ofiary.
- Powstałem z uczynków ludzi, którzy dostali od Boga dar życia i pojmowania. Dar tworzenia i wolnej woli, która miała zaprowadzić ich tam, gdzie zechcą. I zaprowadziła. Prosto w me objęcia! Bóg stworzył was, pokochał dzieci, którym dał całego siebie. Stał się wami! Tak bardzo uwierzył w to, że jesteście godni życia i wystarczająco rozumni, że nie czekał, jak rozwinie się wasza historia. Zszedł między was i w was wstąpił.
To mówiąc Szatan przysunął się jeszcze bardziej do duchownego.
- Rozumiesz? Bóg był w was, cały czas. Nie było go w niebie, gdzieście go wypatrywali. Nie było go w wodzie święconej, ani w krzyżach, ani w świątyniach. Był wszędzie, gdzie byli ludzie! Zaklęty w waszych umysłach i sercach. Był wami i w was samych!!!
Odszedł, jakby chciał zaczerpnąć powietrza. W tym czasie ksiądz modlił się, już sam nie wiedział, do kogo. Odmawiał w myślach pospieszną modlitwę, której uczono w szkołach, na lekcjach religii. Łzy przerażenia zlewały się po policzkach i mieszały z krwią cieknącą z rozciętych warg. Błagał Jedynego, aby ten koszmar się skończył, aby to nie było prawdą.
- Przykro mi potępieńcze. Jestem realny. Jak ta dziewczynka, która kona tam niedaleko, ofiara twego pożądania - to mówiąc wskazał ręką drzwi.
- Ale nie przejmuj się. Tobie też niedużo pozostało. A wracając do Boga i ludzi... Widzisz facet... robiliście swoje na tysiące różnych sposobów. Wojny domowe i światowe, prześladowania, morderstwa w ulicach. Wyzyskiwanie i wycieranie sobie mordy religią, która dla was była tylko narzędziem mającym na celu gromadzić banknoty i oddanych. Ludzie umierali, a wy mieliście to za nic, głosząc swoje brednie z ambony. Zamiast ratować świat, byliście zapatrzeni w siebie! Wszyscy! Bez wyjątku! Każdy dbał o swoje, nie zwracając uwagi na postępujący rozkład cywilizacji. Ja w was, za pomocą waszych uczynków i złych myśli rosłem w siłę. Nazywaliście to pokusą, choć nie było żadnej! Was nie trzeba kusić! Sami uwielbiacie czynić zło, w imię własnych korzyści. Nazywacie to pokusą, żeby mieć czyste sumienie! Szatan to, Szatan tamto, a Bóg cię uzdrowi, tylko uwierz i zapłać podatek! - splunął nieelegancko pod stopy duszącego się własnym płaczem księdza.
- Mieliście wszystko, czego zapragnęlibyście! A że pragnęliście jedynie mamony i władzy, panowania nad światem, to już wasza sprawa. W końcu doszło do tego, że już nie potrafiliście żyć bez codziennej zagłady. Wybuchła wasza Święta Wojna w imię pokoju, tfu! - kolejna porcja wypluwanej śliny zabrudziła szaty duchownego.
- Ja jestem zadowolony, mam swój świat i was na własność. Choć nienawidzę waszej hipokryzji! Powiesz pewnie: Szatan nie ma uczuć. Jest złem. Nie może kochać i nienawidzić. Ale nie zapominaj, że jestem z was zrodzony. Tak, dziwnie to brzmi. Ludzki Szatan. A jednak. Potęgując zło i sprowadzając je na ziemię, sprowadziliście mnie. Zaprosiliście mnie tutaj, zabijając Boga. On pod postacią tysięcy wciąż dobrych ludzi, nawoływał byście się opamiętali! Ale umarł marnie! Między gruzami, między ulicami, w wojnach i kłótniach, sporach i konfliktach i tylko tam teraz możecie go odnaleźć! Tam jest
wasz Bóg! Zabity!
Szatan zbliżył się do księdza i wyjął mu książeczkę z ust. Ksiądz łapczywie nabrał oddechu, płacząc jak dziecko.
- Jakieś pytania zasmarkańcu?
- Czy ty kłamiesz? - zapytał z trudem, drżącym głosem ksiądz.
- Tak, oczywiście. Gdy chcę, kłamię.
- Więc może teraz pleciesz bzdury...
- Może, ha ha. Upajam się waszymi cechami, które mi nadaliście. Pochodzę od was. Daliście mi kłamstwo i wiele innych cech, a ja uczę się z tego korzystać. Sam zdecyduj, w co chcesz wierzyć.
Szatan podszedł do księgi z ołtarza.
- Widzisz to? Ewangelia Szatana. Wiesz, co znaczy słowo ewangelia? W pierwotnym, starożytnym znaczeniu?
- Dobra nowina.
-Tak. Dobra nowina. Nagroda dawana osobie przynoszącej dobrą nowinę. A wy przynieśliście mi najlepsza nowinę, jaką mogłem sobie wyobrazić.
- Jaką? - ksiądz miał zamiar rozmawiać jak najdłużej, jakby czas miał przynieść wybawienie.
- Że nadszedł czas. Ludzkość jest już gotowa na przyjęcie mnie do siebie. Oto jestem. A to nagroda dla was, moja Ewangelia - to mówiąc rozłożył ręce, jakby chciał ogarnąć nimi całe otoczenie.
- Puść mnie, błagam, będę ci służył.... - ksiądz nie widział już rozwiązania. Pozostało pertraktować.
- Oj, służyłeś mi już bardzo długo, wierz mi. Wszystkie złe występki, które były twoim dziełem, jak i każdy inny ludzki grzech był kolejnym darem dla mnie, by wreszcie nazbierało się ich tyle, by otworzyć mi wrota.
- Proszę...
- Twoja misja tutaj dobiegła końca. Mam pełno takich jak ty, błąkających się po tej ziemi, a będę miał tylu ilu sobie zamarzę. Jedną z nich spotkałeś przed chwilą - Szatan zaśmiał się w niebogłosy.
-Tak, to też był człowiek, choć po stokroć bardziej dobry niż ty. Ale nawet tacy ludzie są ofiarami zła, choćby go nigdy nie wyrządzili. Bo tkwią między całą resztą. A Cała Reszta to tacy jak ty. Obojętni na krzywdę, chyba, że sami ją roztaczają, uprawiający wielkie pola niewolników, podnoszący rękę na bliźniego.
- Boże, dopomóż...
- Boże dopomóż, Boże dopomóż - Szatan ze znudzeniem przedrzeźniał swoja ofiarę - A może właśnie znów zabiłeś część Boga, gwałcąc tę dziewczynkę?
- Nie zabiłem jej!
- Jasne, wybacz, tylko zgwałciłeś. A jej życie toczy się dalej, bez zmian w życiorysie.
- Żałuję... przysięgam żałuję!!! - ksiądz poczuł jak ciepły mocz spływa mu po nogach.
- Nooo! - krzyknął Szatan podekscytowany - A więc przechodzimy do meritum... Spowiedź! Widzę, że chcesz teraz wyznać swoje winy!
Do tej pory unieruchomiony jakąś siłą ksiądz, poczuł jak jego ciało się rozluźnia.
- Dość smutku. Powiedz, co masz na sumieniu, a ja cię rozgrzeszę.
- Kłamiesz...-odpowiedział zrezygnowany ksiądz.
- Być może. Ale tylko spowiedź jest wybawieniem. A widzisz tu inną osobę, niż mnie? Komu się wyspowiadasz, gdy nie ma już kumpla po fachu, który przyjmie twoje brudy, w zamian za wypranie swoich?
- Spowiedź pod przymusem jest nieważna - ksiądz jakby nabrał raz jeszcze pewności siebie.
- Kurwa, obudź się nędzniku!!! Gadasz z Diabłem, czy jak mnie tam nazywacie! Czy ty myślisz, że masz tu jakieś prawa?
- A jeśli odmówię? - ksiądz nie odpuszczał, jak jakiś chytry lis.
W tym momencie Szatan rozdziawił usta w najszerszym uśmiechu, jaki był możliwy dla młodego chłopca, a biel jego zębów, niemal nienaturalnie zabłysła.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odpowiedział z nieukrywaną satysfakcją.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł kilka kroków. Ksiądz zdziwił się raz jeszcze, nie wiedząc, co teraz się ma stać. Szatan stał nieruchomo. I nagle z trzech kątów kościoła wyszło do niego troje Aniołów z wielkimi, czarnymi skrzydłami zadartymi w górę. Byli nadzy. Mieli straszliwie spalone ciała, przez resztki skóry wyglądały sczerniałe kości.
Oczodoły puste, jakby ktoś wydłubał z nich oczy. Ale... ich przyrodzenia... Ogromne, sterczące penisy, jakby jedyna nie okaleczona część ciała.
.............."
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Przeczytałam fragment, a także rzuciłam okiem na resztę.
Dosyć krwawa wizja końca świata.
Zastanawia mnie, dlaczego to właśnie szatan ma być tym od zaporwadzania sprawiedliwości?
Jeśli wierzyć w zło, to także i w dobro. One nie istnieją osobno. Chociaż, gdzie kończą się granice dobra, a zaczynją zła? Czy wiesz to?
Momentami ciężko nadążyć, za tym, kto wypowiada kwestię, akcja bardzo dynamiczna, ale może to tylko moje zdanie. Niech sie wypowiedzą specjaliści.
Pozdrawiam
Dosyć krwawa wizja końca świata.
Zastanawia mnie, dlaczego to właśnie szatan ma być tym od zaporwadzania sprawiedliwości?
Jeśli wierzyć w zło, to także i w dobro. One nie istnieją osobno. Chociaż, gdzie kończą się granice dobra, a zaczynją zła? Czy wiesz to?
Momentami ciężko nadążyć, za tym, kto wypowiada kwestię, akcja bardzo dynamiczna, ale może to tylko moje zdanie. Niech sie wypowiedzą specjaliści.
Pozdrawiam
-
- Posty: 367
- Rejestracja: 03 lip 2012, 23:34
- Lokalizacja: Kraków/Gdańsk
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Oczywiście nie zgadzam się z oceną Kościoła - jest dużo złych księży, ale jeszcze więcej dobrych. Zło jest krzykliwe i dużo go we współczesnym świecie, ale dobro wciąż sobie istnieje, tylko mniej widoczne - z natury jest ciche. I dlaczego "Bóg w nas" miałby się kłócić z "Bogiem ponad nami"? Jeśli tylko uznasz (a tak wynika z logiki Twojego tekstu), że nie chodzi o różnych bogów, w każdym człowieku innego, tylko o jednego i tego samego we wszystkich - to On automatycznie jest i "między" i "ponad". Dla mnie logiczna jest chrześcijańska Trójca: "Bóg ponad nami - Bóg z nami - Bóg w nas". "Niebo" oczywiście nie jest w chrześcijaństwie traktowane dosłownie, Bóg nie siedzi na chmurach.
Z koncepcją Diabła mogłabym się kłócić, ale nie wydaje mi się ona jakoś szczególnie niespójna w obrębie Twojego uniwersum. Za to Bóg wydaje mi się bardzo "niedopracowany".
Widzenie struktury rzeczywistości chyba zbliżone do "Mistrza i Małgorzaty" - największe zło pochodzi od ludzi, Bóg jest dobry, ale bezsilny, a Diabeł stanowi naturalną część Wszechświata i jako taki nie jest do końca zły.
Z chęcią poczytam sobie resztę
Pozdrawiam,
Emelly
Z koncepcją Diabła mogłabym się kłócić, ale nie wydaje mi się ona jakoś szczególnie niespójna w obrębie Twojego uniwersum. Za to Bóg wydaje mi się bardzo "niedopracowany".
Widzenie struktury rzeczywistości chyba zbliżone do "Mistrza i Małgorzaty" - największe zło pochodzi od ludzi, Bóg jest dobry, ale bezsilny, a Diabeł stanowi naturalną część Wszechświata i jako taki nie jest do końca zły.
Z chęcią poczytam sobie resztę

Pozdrawiam,
Emelly
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Jeśli chodzi o wasze wątpliwości, to jest to mój pogląd i pewnie się nie zgadzamy z sobą, ale jednak tak właśnie,a nie inaczej myślałem.
Myślałem - nie myślę - bo to było na etapie mojego agnostycyzmu, a teraz już jestem zdecydowanym ateistą.
Dziś bym tego nie napisał, bo dziś bóg to dla mnie brednie dla potrzebujących pana trzymającego za pysk(wybaczcie - ale mam prawo tak myśleć), ale wtedy tak właśnie postrzegałem dobro i zło.
Myślałem - nie myślę - bo to było na etapie mojego agnostycyzmu, a teraz już jestem zdecydowanym ateistą.
Dziś bym tego nie napisał, bo dziś bóg to dla mnie brednie dla potrzebujących pana trzymającego za pysk(wybaczcie - ale mam prawo tak myśleć), ale wtedy tak właśnie postrzegałem dobro i zło.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
-
- Posty: 367
- Rejestracja: 03 lip 2012, 23:34
- Lokalizacja: Kraków/Gdańsk
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Sede - masz prawo! W pierwszym poście komentowałam błędy w konstrukcji uniwersum książkowego, a nie Twój światopogląd
. Wydało mi się nielogiczne - jak może być Bóg w nas, jeden i ten sam we wszystkich, nie będący jednocześnie "ponad" - przecież w takim razie widzi i ogarnia tych wszystkich ludzi jednocześnie, więc automatycznie jest jakby "ponad".
Myślę skądinąd (ale to nawet bardziej teraz niż przy pisaniu poprzedniego postu), że skoro napisałeś taką książkę, to chyba nie po to, żeby ludzie mówili Tobie tylko: "Ale ładna konstrukcja zdań!" Odniosłam silne wrażenie (nie będę się upierać, jeśli mi powiesz, że błędne), że chciałeś przekazać coś konkretnego na temat realnego świata, podzielić się "metafizycznymi" przemyśleniami. Zaliczyłam Twoją powieść do tzw. literatury zaangażowanej. To chyba naturalne, że dyskusja dryfuje w stronę kwestii światopoglądowych, skoro stanowią one oś - nie wiem, czy całej książki, ale na pewno tego fragmentu.
A co do:
A teraz ad rem: Gorąco polecam książki napisane np. przez C. S. Lewisa. Pokazują, jak wysoki poziom intelektualny potrafią reprezentować chrześcijanie. Albo książeczki o. Badeniego - pokazują, że wiara to nie tylko zbiór zasad i przekonań, to przede wszystkim doświadczenie spotkania z żywą Osobą. Doświadczenie częste i różnorodne u chrześcijan. Myślisz, że potrzeba Boga to chory wymysł? To dlaczego tylu ludzi od wieków Boga potrzebuje? Zdecydowana większość ludzi odczuwa potrzebę jedzenia - bo jedzenie istnieje i jest potrzebne. Odczuwa potrzebę seksu - bo seks istnieje i jest potrzebny. Odczuwa potrzebę Boga - bo Bóg istnieje i jest potrzebny.
Sede, nie obrażaj się na dyskusję - sam wywołałeś wilka z lasu, wrzucając tu ten tekst i dalej, obrażając mnie.

Myślę skądinąd (ale to nawet bardziej teraz niż przy pisaniu poprzedniego postu), że skoro napisałeś taką książkę, to chyba nie po to, żeby ludzie mówili Tobie tylko: "Ale ładna konstrukcja zdań!" Odniosłam silne wrażenie (nie będę się upierać, jeśli mi powiesz, że błędne), że chciałeś przekazać coś konkretnego na temat realnego świata, podzielić się "metafizycznymi" przemyśleniami. Zaliczyłam Twoją powieść do tzw. literatury zaangażowanej. To chyba naturalne, że dyskusja dryfuje w stronę kwestii światopoglądowych, skoro stanowią one oś - nie wiem, czy całej książki, ale na pewno tego fragmentu.
A co do:
Brrr. Aż chciałoby się powiedzieć: "Uważam wszystkich ateistów, w tym Ciebie, za [wstawić dowolne wyzwisko] - wybacz, ale mam prawo tak myśleć". Oczywiście, że masz prawo myśleć co chcesz, w tym także to, że wszyscy wierzący to kretyni marzący o tym, żeby ich ktoś trzymał za pysk. Tylko po co? Czy nie lepiej założyć uczciwość intelektualną ludzi o przeciwnym światopoglądzie? W tym momencie okazujesz mi pogardę. Ja nie zakładam Twojej nieuczciwości intelektualnej, myślę, że jesteś człowiekiem uczciwie dążącym do prawdy. Oczywiście uważam, że mylisz się w swoich poglądach, ale nie wpływa to na moją ocenę Ciebie jako człowieka.Dziś bym tego nie napisał, bo dziś bóg to dla mnie brednie dla potrzebujących pana trzymającego za pysk(wybaczcie - ale mam prawo tak myśleć)
A teraz ad rem: Gorąco polecam książki napisane np. przez C. S. Lewisa. Pokazują, jak wysoki poziom intelektualny potrafią reprezentować chrześcijanie. Albo książeczki o. Badeniego - pokazują, że wiara to nie tylko zbiór zasad i przekonań, to przede wszystkim doświadczenie spotkania z żywą Osobą. Doświadczenie częste i różnorodne u chrześcijan. Myślisz, że potrzeba Boga to chory wymysł? To dlaczego tylu ludzi od wieków Boga potrzebuje? Zdecydowana większość ludzi odczuwa potrzebę jedzenia - bo jedzenie istnieje i jest potrzebne. Odczuwa potrzebę seksu - bo seks istnieje i jest potrzebny. Odczuwa potrzebę Boga - bo Bóg istnieje i jest potrzebny.
Sede, nie obrażaj się na dyskusję - sam wywołałeś wilka z lasu, wrzucając tu ten tekst i dalej, obrażając mnie.
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
"Sede - masz prawo! W pierwszym poście komentowałam błędy w konstrukcji uniwersum książkowego, a nie Twój światopogląd
. Wydało mi się nielogiczne - jak może być Bóg w nas, jeden i ten sam we wszystkich, nie będący jednocześnie "ponad" - przecież w takim razie widzi i ogarnia tych wszystkich ludzi jednocześnie, więc automatycznie jest jakby "ponad".
Właśnie o to chodzi - w tej książce Bóg był tak naiwny, że po stworzeniu "doskonałego" człowieka, wyrzekł się boskości niejako, rozdzielając siebie między ludzi.
Po prostu zaczął istnieć w nich no i właśnie przestał "nadzorować" to co się dzieje. Dał im wolną rękę, nie sprawując władzy, nie podglądając itp.
"że chciałeś przekazać coś konkretnego na temat realnego świata, podzielić się "metafizycznymi" przemyśleniami. Zaliczyłam Twoją powieść do tzw. literatury zaangażowanej" - dokładnie tak jest.
"Brrr. Aż chciałoby się powiedzieć: "Uważam wszystkich ateistów, w tym Ciebie, za [wstawić dowolne wyzwisko] - wybacz, ale mam prawo tak myśleć". - no tak, wybacz, tutaj znów wychodzi ze mnie prostak, ja się chyba nigdy nie nauczę pokory (bez ironii, mam z sobą pewne problemy).
Wybacz, przepraszam.
Nie będę wypierał się, że rzeczywiście, przesadzam z tym najeżdżaniem na katolików w taki wulgarny sposób.
Cholera, wybacz, nie mam usprawiedliwienia (poza drążącą mnie depresją...Nie. To też nie usprawiedliwienie)
Aż dziwne, że nie poruszyłaś tu tematu grafomanii w książce , ona aż kipi(podobno - częściowo się zgadzam)od grafomanii przez duże G.
Ale to biorę na karb łaski, nie czepialstwa
Mam świadomość tego, jakim koszmarnym stylem napisałem to, ale wrzuciłem, bo mam do tego sentyment jakiś.
Ufff, nie wiem, postaram się raz jeszcze(który to już z kolei) panować nad emocjami, by nikogo nie urazić.
Szczerze przepraszam raz jeszcze.
I wielkie dzięki, że - jako jedna z nielicznych zresztą - poświęciłaś tej książce czas.

Właśnie o to chodzi - w tej książce Bóg był tak naiwny, że po stworzeniu "doskonałego" człowieka, wyrzekł się boskości niejako, rozdzielając siebie między ludzi.
Po prostu zaczął istnieć w nich no i właśnie przestał "nadzorować" to co się dzieje. Dał im wolną rękę, nie sprawując władzy, nie podglądając itp.
"że chciałeś przekazać coś konkretnego na temat realnego świata, podzielić się "metafizycznymi" przemyśleniami. Zaliczyłam Twoją powieść do tzw. literatury zaangażowanej" - dokładnie tak jest.
"Brrr. Aż chciałoby się powiedzieć: "Uważam wszystkich ateistów, w tym Ciebie, za [wstawić dowolne wyzwisko] - wybacz, ale mam prawo tak myśleć". - no tak, wybacz, tutaj znów wychodzi ze mnie prostak, ja się chyba nigdy nie nauczę pokory (bez ironii, mam z sobą pewne problemy).
Wybacz, przepraszam.
Nie będę wypierał się, że rzeczywiście, przesadzam z tym najeżdżaniem na katolików w taki wulgarny sposób.
Cholera, wybacz, nie mam usprawiedliwienia (poza drążącą mnie depresją...Nie. To też nie usprawiedliwienie)
Aż dziwne, że nie poruszyłaś tu tematu grafomanii w książce , ona aż kipi(podobno - częściowo się zgadzam)od grafomanii przez duże G.
Ale to biorę na karb łaski, nie czepialstwa

Mam świadomość tego, jakim koszmarnym stylem napisałem to, ale wrzuciłem, bo mam do tego sentyment jakiś.
Ufff, nie wiem, postaram się raz jeszcze(który to już z kolei) panować nad emocjami, by nikogo nie urazić.
Szczerze przepraszam raz jeszcze.
I wielkie dzięki, że - jako jedna z nielicznych zresztą - poświęciłaś tej książce czas.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
-
- Posty: 367
- Rejestracja: 03 lip 2012, 23:34
- Lokalizacja: Kraków/Gdańsk
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Nie ma sprawy, wszystko ok!




- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Na początek drobna korekta.
Po pierwsze:
- K... kim jesteś
po drugie i trzecie:
(spytał) jąkając się z trwogą. Nie mógł...
Sporo słów już padło w komentarzach powyżej.
Dlatego - chcąc, nie chcąc - nimi będę się posiłkował.
Zanim jednak przejdę do meritum, muszę przyznać, że napisane sprawnie, tematyka - na pewno - zajmująca i nieobca nikomu, czytam z lekkim napięciem i - co ważne - ze zrozumieniem, czego mi Autor nie utrudnia.
Istnienie zła to temat równie stary jak świat i równie jak on obszerny.
Prawdopodobnie powiedziano i napisano o nim już wszystko, mimo to wciąż fascynuje, wciąż przeraża swoim ogromem.
Ja spotkałem ich w życiu wielu. Wszyscy, bez wyjątku kwalifikowali się do tej pierwszej kategorii. Nie wierzę, żebym trafiał tak wyjątkowo, bo to jakby wygrać główną nagrodę w grze liczbowej. A jakoś nigdy nie wygrałem.
I dlaczego owa mityczna kraina szczęśliwości wzięła nazwę od miejsca, w którym chmury właśnie się gromadzą? To proste. Tworząc baśń, trzeba było nadać jej pozory realności. Stworzono, przyjazne, słoneczne i wyściełane miękkimi chmurkami niebo, dla kontrastu zaś gorące, wulkaniczne piekło. Jasne, że nikt nie chce trafić w tę płomienistą czeluść.
Słuchaj nas i płać dziesięcinę, pogłówne, podymne, oraz datek na tacę, a my załatwimy ci miejsce w górze na wygodnej chmurce. Ale biada ci, jeśli zapomnisz oddać "co boskie Bogu". Będziesz się smażył w ogniu przez całą wieczność. Niedorzeczne. Przecież ogień z wnętrza ziemi nawet przez sekundę nie pozostawi człowieka przy życiu, ciało natomiast, w mgnieniu oka, rozpuści w płynnej magmie. Ale wiara czyni cuda, co widać wyżej.
Dość już jednak polemiki z Komentującymi.
Pora się odnieść do utworu.
Moim zdaniem jest bardzo interesujący. Autor odnalazł swoją drogę w ukierunkowaniu zła i dobra. Tutaj - a opieram się na opublikowanym fragmencie - widać wyraźnie kanalizację zła (cechy, jakby ludziom z natury przyrodzonej) w osobę zła spersonifikowanego, Szatana. To odwrócenie stereotypowego sposobu myślenia, od wieków narzucanego ludziom przez tzw. rządców dusz. Bardzo ciekawy i niespotykany zabieg. Według mnie jesteś dość nowatorski w podejściu do zagadnienia. I to właśnie mi się w opowiadaniu podoba.
Jasne, że temat - rzeka i dyskutować by można do usr***, bez konkretnych wniosków, a to z uwagi na niemożliwość empirycznej weryfikacji niczyjego światopoglądu. Z poglądami bowiem, jest, jak z zegarkami. Każdy wskazuje coś innego, ale każdy wierzy tylko swojemu.
Reasumując - uważam, że stanąłeś na wysokości postawionego sobie zadania. Brawo.
No i na pohybel każdemu złu!

Trzy błędy w jednym zdaniu.|Sede Vacante pisze:- K...Kim jesteś chłopcze? - jąkając się z trwogą, nie mógł pojąc sytuacji.
Po pierwsze:
- K... kim jesteś
po drugie i trzecie:
(spytał) jąkając się z trwogą. Nie mógł...
Sporo słów już padło w komentarzach powyżej.
Dlatego - chcąc, nie chcąc - nimi będę się posiłkował.
Zanim jednak przejdę do meritum, muszę przyznać, że napisane sprawnie, tematyka - na pewno - zajmująca i nieobca nikomu, czytam z lekkim napięciem i - co ważne - ze zrozumieniem, czego mi Autor nie utrudnia.
Istnienie zła to temat równie stary jak świat i równie jak on obszerny.
Prawdopodobnie powiedziano i napisano o nim już wszystko, mimo to wciąż fascynuje, wciąż przeraża swoim ogromem.
To truizm, Emelly.emelly pisze: jest dużo złych księży, ale jeszcze więcej dobrych
Ja spotkałem ich w życiu wielu. Wszyscy, bez wyjątku kwalifikowali się do tej pierwszej kategorii. Nie wierzę, żebym trafiał tak wyjątkowo, bo to jakby wygrać główną nagrodę w grze liczbowej. A jakoś nigdy nie wygrałem.
Dlaczego więc każdy chrześcijanin wskazuje na niebo właśnie tam, w chmurach?emelly pisze: "Niebo" oczywiście nie jest w chrześcijaństwie traktowane dosłownie, Bóg nie siedzi na chmurach.
I dlaczego owa mityczna kraina szczęśliwości wzięła nazwę od miejsca, w którym chmury właśnie się gromadzą? To proste. Tworząc baśń, trzeba było nadać jej pozory realności. Stworzono, przyjazne, słoneczne i wyściełane miękkimi chmurkami niebo, dla kontrastu zaś gorące, wulkaniczne piekło. Jasne, że nikt nie chce trafić w tę płomienistą czeluść.
Słuchaj nas i płać dziesięcinę, pogłówne, podymne, oraz datek na tacę, a my załatwimy ci miejsce w górze na wygodnej chmurce. Ale biada ci, jeśli zapomnisz oddać "co boskie Bogu". Będziesz się smażył w ogniu przez całą wieczność. Niedorzeczne. Przecież ogień z wnętrza ziemi nawet przez sekundę nie pozostawi człowieka przy życiu, ciało natomiast, w mgnieniu oka, rozpuści w płynnej magmie. Ale wiara czyni cuda, co widać wyżej.
Dość już jednak polemiki z Komentującymi.
Pora się odnieść do utworu.
Moim zdaniem jest bardzo interesujący. Autor odnalazł swoją drogę w ukierunkowaniu zła i dobra. Tutaj - a opieram się na opublikowanym fragmencie - widać wyraźnie kanalizację zła (cechy, jakby ludziom z natury przyrodzonej) w osobę zła spersonifikowanego, Szatana. To odwrócenie stereotypowego sposobu myślenia, od wieków narzucanego ludziom przez tzw. rządców dusz. Bardzo ciekawy i niespotykany zabieg. Według mnie jesteś dość nowatorski w podejściu do zagadnienia. I to właśnie mi się w opowiadaniu podoba.
Jasne, że temat - rzeka i dyskutować by można do usr***, bez konkretnych wniosków, a to z uwagi na niemożliwość empirycznej weryfikacji niczyjego światopoglądu. Z poglądami bowiem, jest, jak z zegarkami. Każdy wskazuje coś innego, ale każdy wierzy tylko swojemu.
Reasumując - uważam, że stanąłeś na wysokości postawionego sobie zadania. Brawo.
No i na pohybel każdemu złu!



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Myślę, że dyskusja światopoglądowa, jako niezmiennie wskazana, mogłaby zaistnieć w dziale "moim skromnym zdaniem". Żeby ułatwić jej rozpoczęcie, za chwilę otworzę tam nowy temat, do którego serdecznie zapraszam.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Re: Fragment "Nowotworu Boga".
Skarańku - to cała książka.
Ale oceniający ją ludzie nie pozostawili na mnie suchej nitki.
Teraz ty piszesz tak, jak piszesz, pewnie te fragment był lepszy jakiś
Ciekaw jestem co byś powiedział o całości, ale nie będę namawiał do czytania, bo raz, że to wymaga czasu,a dwa, że naprawdę, nie miałem chyba jednej nawet pozytywnej opinii.
Ale też pogodziłem się z tym, to już dla mnie przeszłość, wspomnienie.
Dzięki wielkie za czytanie, a co do tematu, wrócę do niego(ten założony przez ciebie, już widziałem) w najbliższym czasie, tyle, że teraz prosto po pracy, muszę się przespać
Ale oceniający ją ludzie nie pozostawili na mnie suchej nitki.
Teraz ty piszesz tak, jak piszesz, pewnie te fragment był lepszy jakiś

Ciekaw jestem co byś powiedział o całości, ale nie będę namawiał do czytania, bo raz, że to wymaga czasu,a dwa, że naprawdę, nie miałem chyba jednej nawet pozytywnej opinii.
Ale też pogodziłem się z tym, to już dla mnie przeszłość, wspomnienie.
Dzięki wielkie za czytanie, a co do tematu, wrócę do niego(ten założony przez ciebie, już widziałem) w najbliższym czasie, tyle, że teraz prosto po pracy, muszę się przespać

"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"