Fragment "Nowotworu Boga".
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Fragment "Nowotworu Boga".
Fragment mojej debiutanckiej (nie do końca udanej, niektórzy twierdzą, że grafomańskiej, ale mam do niej ogromny sentyment) książki pt. "Nowotwór Boga" wydanej przez elektroniczne, lokalne wydawnictwo MiastoMaGłos.
Całość tutaj:
http://miastomaglos.pl/owmmg/nowotwor_boga.pdf
...................
"Podszedł raz jeszcze do księgi. Spojrzał na jej tytuł i ścisnęło mu przełyk tak mocno, jakby ktoś zacisnął na nim pętlę z grubego sznura. Napis głosił: "Ewangelia Szatana".
- Człowiek powiedziałby: Wybacz, pokojówka ma wolne - głos dziecka doszedł go zza pleców, po czym natychmiast wybuchł szyderczym śmiechem.
Duchowny odwrócił się gwałtownie. Stał przed nim młody chłopiec z niewinnie wyglądającą twarzą, ale jakimś dziwnym jadem w oczach. Jego koszula z krótkim rękawem, w biało niebieską kratę, podobnie jak krótkie, bawełniane spodenki i wysoko podciągnięte skarpetki, była nieskazitelnie czysta, wyprasowana, jakby dopiero, co założona na niedzielną mszę.
- K...Kim jesteś chłopcze? - jąkając się z trwogą, nie mógł pojąc sytuacji.
- Cóż, powiedzmy, że chwilowo sprawuję władzę nad tym ziemskim padołem - to mówiąc ponownie zaśmiał się tak donośnie, że aż nienaturalnie, jak na małe dziecko.
- Co ty bredzisz? Gdzie są twoi rodzice?
- Rodzice? - uśmiech nie znikał mu z twarzy, ukazując rząd bielutkich zębów - Rodzice? Są wszędzie, choć niewielu ich zostało.
- Nie rozumiem. Jak to niewielu? To ilu ty ich masz? I kim do licha jesteś chłopcze?
- Nie nazywaj mnie chłopcem! I nie podnoś na mnie głosu! Trochę szacunku dla Szatana!
- Szatana??? - duchowny czuł, że zaraz zemdleje. Nie mógł sobie uzmysłowić, co się dzieje. Nie pojmował ani trochę sytuacji. I normalnie wziąłby gnojka i zlał mu tyłek na kolanie. Ale to nie była normalna sytuacja. I chłopiec też nie był normalny. Był jakiś... Zły!
- Widzę, że nie nadążasz mój drogi gwałcicielu. Tak. Wiem, jakie są twoje grzechy i wiem po coś tu przyszedł. Chciałeś się wyspowiadać, tak?
- Nie jesteś prawdziwy! Nie, nie jesteś tutaj! Na Boga, zaklinam cię...
- Na Boga? Jakby ci to powiedzieć... - kpina nie opuszczała chłopca - Bóg ma wolne, nie ma go tu. Właściwie to już dawno go tu nie było. Więc w zaistniałej sytuacji, skoro Jedyny odszedł w zapomnienie, może mi się wyspowiadasz? Teraz ja tu jestem Jedyny!
- Odejdź precz siło nieczysta!
- Więc zamknij się i słuchaj! - w tej chwili chłopiec podniósł rękę i jedna z mocno nadpalonych książeczek wzbiła się w powietrze i z dużą siłą, raniąc wargi duchownego, wbiła mu się w usta i zakneblowała je.
-Jestem Szatanem, czy tego chcesz czy nie! Czy ja istnieję naprawdę? Nie mniej realnie, niż wszelkie Zło, z którego zostałem zrodzony! Zło, które za pomocą ludzi rozpanoszyło się
po świecie. Tak właśnie powstałem. Nie ma żadnego nieba z aniołkami, które grają na lirach i srają ze śmiechu! - zbliżył się jeszcze bliżej duchownego, tak, że teraz jego oczy były blisko rozszerzonych do granic możliwości oczu ofiary.
- Powstałem z uczynków ludzi, którzy dostali od Boga dar życia i pojmowania. Dar tworzenia i wolnej woli, która miała zaprowadzić ich tam, gdzie zechcą. I zaprowadziła. Prosto w me objęcia! Bóg stworzył was, pokochał dzieci, którym dał całego siebie. Stał się wami! Tak bardzo uwierzył w to, że jesteście godni życia i wystarczająco rozumni, że nie czekał, jak rozwinie się wasza historia. Zszedł między was i w was wstąpił.
To mówiąc Szatan przysunął się jeszcze bardziej do duchownego.
- Rozumiesz? Bóg był w was, cały czas. Nie było go w niebie, gdzieście go wypatrywali. Nie było go w wodzie święconej, ani w krzyżach, ani w świątyniach. Był wszędzie, gdzie byli ludzie! Zaklęty w waszych umysłach i sercach. Był wami i w was samych!!!
Odszedł, jakby chciał zaczerpnąć powietrza. W tym czasie ksiądz modlił się, już sam nie wiedział, do kogo. Odmawiał w myślach pospieszną modlitwę, której uczono w szkołach, na lekcjach religii. Łzy przerażenia zlewały się po policzkach i mieszały z krwią cieknącą z rozciętych warg. Błagał Jedynego, aby ten koszmar się skończył, aby to nie było prawdą.
- Przykro mi potępieńcze. Jestem realny. Jak ta dziewczynka, która kona tam niedaleko, ofiara twego pożądania - to mówiąc wskazał ręką drzwi.
- Ale nie przejmuj się. Tobie też niedużo pozostało. A wracając do Boga i ludzi... Widzisz facet... robiliście swoje na tysiące różnych sposobów. Wojny domowe i światowe, prześladowania, morderstwa w ulicach. Wyzyskiwanie i wycieranie sobie mordy religią, która dla was była tylko narzędziem mającym na celu gromadzić banknoty i oddanych. Ludzie umierali, a wy mieliście to za nic, głosząc swoje brednie z ambony. Zamiast ratować świat, byliście zapatrzeni w siebie! Wszyscy! Bez wyjątku! Każdy dbał o swoje, nie zwracając uwagi na postępujący rozkład cywilizacji. Ja w was, za pomocą waszych uczynków i złych myśli rosłem w siłę. Nazywaliście to pokusą, choć nie było żadnej! Was nie trzeba kusić! Sami uwielbiacie czynić zło, w imię własnych korzyści. Nazywacie to pokusą, żeby mieć czyste sumienie! Szatan to, Szatan tamto, a Bóg cię uzdrowi, tylko uwierz i zapłać podatek! - splunął nieelegancko pod stopy duszącego się własnym płaczem księdza.
- Mieliście wszystko, czego zapragnęlibyście! A że pragnęliście jedynie mamony i władzy, panowania nad światem, to już wasza sprawa. W końcu doszło do tego, że już nie potrafiliście żyć bez codziennej zagłady. Wybuchła wasza Święta Wojna w imię pokoju, tfu! - kolejna porcja wypluwanej śliny zabrudziła szaty duchownego.
- Ja jestem zadowolony, mam swój świat i was na własność. Choć nienawidzę waszej hipokryzji! Powiesz pewnie: Szatan nie ma uczuć. Jest złem. Nie może kochać i nienawidzić. Ale nie zapominaj, że jestem z was zrodzony. Tak, dziwnie to brzmi. Ludzki Szatan. A jednak. Potęgując zło i sprowadzając je na ziemię, sprowadziliście mnie. Zaprosiliście mnie tutaj, zabijając Boga. On pod postacią tysięcy wciąż dobrych ludzi, nawoływał byście się opamiętali! Ale umarł marnie! Między gruzami, między ulicami, w wojnach i kłótniach, sporach i konfliktach i tylko tam teraz możecie go odnaleźć! Tam jest
wasz Bóg! Zabity!
Szatan zbliżył się do księdza i wyjął mu książeczkę z ust. Ksiądz łapczywie nabrał oddechu, płacząc jak dziecko.
- Jakieś pytania zasmarkańcu?
- Czy ty kłamiesz? - zapytał z trudem, drżącym głosem ksiądz.
- Tak, oczywiście. Gdy chcę, kłamię.
- Więc może teraz pleciesz bzdury...
- Może, ha ha. Upajam się waszymi cechami, które mi nadaliście. Pochodzę od was. Daliście mi kłamstwo i wiele innych cech, a ja uczę się z tego korzystać. Sam zdecyduj, w co chcesz wierzyć.
Szatan podszedł do księgi z ołtarza.
- Widzisz to? Ewangelia Szatana. Wiesz, co znaczy słowo ewangelia? W pierwotnym, starożytnym znaczeniu?
- Dobra nowina.
-Tak. Dobra nowina. Nagroda dawana osobie przynoszącej dobrą nowinę. A wy przynieśliście mi najlepsza nowinę, jaką mogłem sobie wyobrazić.
- Jaką? - ksiądz miał zamiar rozmawiać jak najdłużej, jakby czas miał przynieść wybawienie.
- Że nadszedł czas. Ludzkość jest już gotowa na przyjęcie mnie do siebie. Oto jestem. A to nagroda dla was, moja Ewangelia - to mówiąc rozłożył ręce, jakby chciał ogarnąć nimi całe otoczenie.
- Puść mnie, błagam, będę ci służył.... - ksiądz nie widział już rozwiązania. Pozostało pertraktować.
- Oj, służyłeś mi już bardzo długo, wierz mi. Wszystkie złe występki, które były twoim dziełem, jak i każdy inny ludzki grzech był kolejnym darem dla mnie, by wreszcie nazbierało się ich tyle, by otworzyć mi wrota.
- Proszę...
- Twoja misja tutaj dobiegła końca. Mam pełno takich jak ty, błąkających się po tej ziemi, a będę miał tylu ilu sobie zamarzę. Jedną z nich spotkałeś przed chwilą - Szatan zaśmiał się w niebogłosy.
-Tak, to też był człowiek, choć po stokroć bardziej dobry niż ty. Ale nawet tacy ludzie są ofiarami zła, choćby go nigdy nie wyrządzili. Bo tkwią między całą resztą. A Cała Reszta to tacy jak ty. Obojętni na krzywdę, chyba, że sami ją roztaczają, uprawiający wielkie pola niewolników, podnoszący rękę na bliźniego.
- Boże, dopomóż...
- Boże dopomóż, Boże dopomóż - Szatan ze znudzeniem przedrzeźniał swoja ofiarę - A może właśnie znów zabiłeś część Boga, gwałcąc tę dziewczynkę?
- Nie zabiłem jej!
- Jasne, wybacz, tylko zgwałciłeś. A jej życie toczy się dalej, bez zmian w życiorysie.
- Żałuję... przysięgam żałuję!!! - ksiądz poczuł jak ciepły mocz spływa mu po nogach.
- Nooo! - krzyknął Szatan podekscytowany - A więc przechodzimy do meritum... Spowiedź! Widzę, że chcesz teraz wyznać swoje winy!
Do tej pory unieruchomiony jakąś siłą ksiądz, poczuł jak jego ciało się rozluźnia.
- Dość smutku. Powiedz, co masz na sumieniu, a ja cię rozgrzeszę.
- Kłamiesz...-odpowiedział zrezygnowany ksiądz.
- Być może. Ale tylko spowiedź jest wybawieniem. A widzisz tu inną osobę, niż mnie? Komu się wyspowiadasz, gdy nie ma już kumpla po fachu, który przyjmie twoje brudy, w zamian za wypranie swoich?
- Spowiedź pod przymusem jest nieważna - ksiądz jakby nabrał raz jeszcze pewności siebie.
- Kurwa, obudź się nędzniku!!! Gadasz z Diabłem, czy jak mnie tam nazywacie! Czy ty myślisz, że masz tu jakieś prawa?
- A jeśli odmówię? - ksiądz nie odpuszczał, jak jakiś chytry lis.
W tym momencie Szatan rozdziawił usta w najszerszym uśmiechu, jaki był możliwy dla młodego chłopca, a biel jego zębów, niemal nienaturalnie zabłysła.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odpowiedział z nieukrywaną satysfakcją.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł kilka kroków. Ksiądz zdziwił się raz jeszcze, nie wiedząc, co teraz się ma stać. Szatan stał nieruchomo. I nagle z trzech kątów kościoła wyszło do niego troje Aniołów z wielkimi, czarnymi skrzydłami zadartymi w górę. Byli nadzy. Mieli straszliwie spalone ciała, przez resztki skóry wyglądały sczerniałe kości.
Oczodoły puste, jakby ktoś wydłubał z nich oczy. Ale... ich przyrodzenia... Ogromne, sterczące penisy, jakby jedyna nie okaleczona część ciała.
.............."
Całość tutaj:
http://miastomaglos.pl/owmmg/nowotwor_boga.pdf
...................
"Podszedł raz jeszcze do księgi. Spojrzał na jej tytuł i ścisnęło mu przełyk tak mocno, jakby ktoś zacisnął na nim pętlę z grubego sznura. Napis głosił: "Ewangelia Szatana".
- Człowiek powiedziałby: Wybacz, pokojówka ma wolne - głos dziecka doszedł go zza pleców, po czym natychmiast wybuchł szyderczym śmiechem.
Duchowny odwrócił się gwałtownie. Stał przed nim młody chłopiec z niewinnie wyglądającą twarzą, ale jakimś dziwnym jadem w oczach. Jego koszula z krótkim rękawem, w biało niebieską kratę, podobnie jak krótkie, bawełniane spodenki i wysoko podciągnięte skarpetki, była nieskazitelnie czysta, wyprasowana, jakby dopiero, co założona na niedzielną mszę.
- K...Kim jesteś chłopcze? - jąkając się z trwogą, nie mógł pojąc sytuacji.
- Cóż, powiedzmy, że chwilowo sprawuję władzę nad tym ziemskim padołem - to mówiąc ponownie zaśmiał się tak donośnie, że aż nienaturalnie, jak na małe dziecko.
- Co ty bredzisz? Gdzie są twoi rodzice?
- Rodzice? - uśmiech nie znikał mu z twarzy, ukazując rząd bielutkich zębów - Rodzice? Są wszędzie, choć niewielu ich zostało.
- Nie rozumiem. Jak to niewielu? To ilu ty ich masz? I kim do licha jesteś chłopcze?
- Nie nazywaj mnie chłopcem! I nie podnoś na mnie głosu! Trochę szacunku dla Szatana!
- Szatana??? - duchowny czuł, że zaraz zemdleje. Nie mógł sobie uzmysłowić, co się dzieje. Nie pojmował ani trochę sytuacji. I normalnie wziąłby gnojka i zlał mu tyłek na kolanie. Ale to nie była normalna sytuacja. I chłopiec też nie był normalny. Był jakiś... Zły!
- Widzę, że nie nadążasz mój drogi gwałcicielu. Tak. Wiem, jakie są twoje grzechy i wiem po coś tu przyszedł. Chciałeś się wyspowiadać, tak?
- Nie jesteś prawdziwy! Nie, nie jesteś tutaj! Na Boga, zaklinam cię...
- Na Boga? Jakby ci to powiedzieć... - kpina nie opuszczała chłopca - Bóg ma wolne, nie ma go tu. Właściwie to już dawno go tu nie było. Więc w zaistniałej sytuacji, skoro Jedyny odszedł w zapomnienie, może mi się wyspowiadasz? Teraz ja tu jestem Jedyny!
- Odejdź precz siło nieczysta!
- Więc zamknij się i słuchaj! - w tej chwili chłopiec podniósł rękę i jedna z mocno nadpalonych książeczek wzbiła się w powietrze i z dużą siłą, raniąc wargi duchownego, wbiła mu się w usta i zakneblowała je.
-Jestem Szatanem, czy tego chcesz czy nie! Czy ja istnieję naprawdę? Nie mniej realnie, niż wszelkie Zło, z którego zostałem zrodzony! Zło, które za pomocą ludzi rozpanoszyło się
po świecie. Tak właśnie powstałem. Nie ma żadnego nieba z aniołkami, które grają na lirach i srają ze śmiechu! - zbliżył się jeszcze bliżej duchownego, tak, że teraz jego oczy były blisko rozszerzonych do granic możliwości oczu ofiary.
- Powstałem z uczynków ludzi, którzy dostali od Boga dar życia i pojmowania. Dar tworzenia i wolnej woli, która miała zaprowadzić ich tam, gdzie zechcą. I zaprowadziła. Prosto w me objęcia! Bóg stworzył was, pokochał dzieci, którym dał całego siebie. Stał się wami! Tak bardzo uwierzył w to, że jesteście godni życia i wystarczająco rozumni, że nie czekał, jak rozwinie się wasza historia. Zszedł między was i w was wstąpił.
To mówiąc Szatan przysunął się jeszcze bardziej do duchownego.
- Rozumiesz? Bóg był w was, cały czas. Nie było go w niebie, gdzieście go wypatrywali. Nie było go w wodzie święconej, ani w krzyżach, ani w świątyniach. Był wszędzie, gdzie byli ludzie! Zaklęty w waszych umysłach i sercach. Był wami i w was samych!!!
Odszedł, jakby chciał zaczerpnąć powietrza. W tym czasie ksiądz modlił się, już sam nie wiedział, do kogo. Odmawiał w myślach pospieszną modlitwę, której uczono w szkołach, na lekcjach religii. Łzy przerażenia zlewały się po policzkach i mieszały z krwią cieknącą z rozciętych warg. Błagał Jedynego, aby ten koszmar się skończył, aby to nie było prawdą.
- Przykro mi potępieńcze. Jestem realny. Jak ta dziewczynka, która kona tam niedaleko, ofiara twego pożądania - to mówiąc wskazał ręką drzwi.
- Ale nie przejmuj się. Tobie też niedużo pozostało. A wracając do Boga i ludzi... Widzisz facet... robiliście swoje na tysiące różnych sposobów. Wojny domowe i światowe, prześladowania, morderstwa w ulicach. Wyzyskiwanie i wycieranie sobie mordy religią, która dla was była tylko narzędziem mającym na celu gromadzić banknoty i oddanych. Ludzie umierali, a wy mieliście to za nic, głosząc swoje brednie z ambony. Zamiast ratować świat, byliście zapatrzeni w siebie! Wszyscy! Bez wyjątku! Każdy dbał o swoje, nie zwracając uwagi na postępujący rozkład cywilizacji. Ja w was, za pomocą waszych uczynków i złych myśli rosłem w siłę. Nazywaliście to pokusą, choć nie było żadnej! Was nie trzeba kusić! Sami uwielbiacie czynić zło, w imię własnych korzyści. Nazywacie to pokusą, żeby mieć czyste sumienie! Szatan to, Szatan tamto, a Bóg cię uzdrowi, tylko uwierz i zapłać podatek! - splunął nieelegancko pod stopy duszącego się własnym płaczem księdza.
- Mieliście wszystko, czego zapragnęlibyście! A że pragnęliście jedynie mamony i władzy, panowania nad światem, to już wasza sprawa. W końcu doszło do tego, że już nie potrafiliście żyć bez codziennej zagłady. Wybuchła wasza Święta Wojna w imię pokoju, tfu! - kolejna porcja wypluwanej śliny zabrudziła szaty duchownego.
- Ja jestem zadowolony, mam swój świat i was na własność. Choć nienawidzę waszej hipokryzji! Powiesz pewnie: Szatan nie ma uczuć. Jest złem. Nie może kochać i nienawidzić. Ale nie zapominaj, że jestem z was zrodzony. Tak, dziwnie to brzmi. Ludzki Szatan. A jednak. Potęgując zło i sprowadzając je na ziemię, sprowadziliście mnie. Zaprosiliście mnie tutaj, zabijając Boga. On pod postacią tysięcy wciąż dobrych ludzi, nawoływał byście się opamiętali! Ale umarł marnie! Między gruzami, między ulicami, w wojnach i kłótniach, sporach i konfliktach i tylko tam teraz możecie go odnaleźć! Tam jest
wasz Bóg! Zabity!
Szatan zbliżył się do księdza i wyjął mu książeczkę z ust. Ksiądz łapczywie nabrał oddechu, płacząc jak dziecko.
- Jakieś pytania zasmarkańcu?
- Czy ty kłamiesz? - zapytał z trudem, drżącym głosem ksiądz.
- Tak, oczywiście. Gdy chcę, kłamię.
- Więc może teraz pleciesz bzdury...
- Może, ha ha. Upajam się waszymi cechami, które mi nadaliście. Pochodzę od was. Daliście mi kłamstwo i wiele innych cech, a ja uczę się z tego korzystać. Sam zdecyduj, w co chcesz wierzyć.
Szatan podszedł do księgi z ołtarza.
- Widzisz to? Ewangelia Szatana. Wiesz, co znaczy słowo ewangelia? W pierwotnym, starożytnym znaczeniu?
- Dobra nowina.
-Tak. Dobra nowina. Nagroda dawana osobie przynoszącej dobrą nowinę. A wy przynieśliście mi najlepsza nowinę, jaką mogłem sobie wyobrazić.
- Jaką? - ksiądz miał zamiar rozmawiać jak najdłużej, jakby czas miał przynieść wybawienie.
- Że nadszedł czas. Ludzkość jest już gotowa na przyjęcie mnie do siebie. Oto jestem. A to nagroda dla was, moja Ewangelia - to mówiąc rozłożył ręce, jakby chciał ogarnąć nimi całe otoczenie.
- Puść mnie, błagam, będę ci służył.... - ksiądz nie widział już rozwiązania. Pozostało pertraktować.
- Oj, służyłeś mi już bardzo długo, wierz mi. Wszystkie złe występki, które były twoim dziełem, jak i każdy inny ludzki grzech był kolejnym darem dla mnie, by wreszcie nazbierało się ich tyle, by otworzyć mi wrota.
- Proszę...
- Twoja misja tutaj dobiegła końca. Mam pełno takich jak ty, błąkających się po tej ziemi, a będę miał tylu ilu sobie zamarzę. Jedną z nich spotkałeś przed chwilą - Szatan zaśmiał się w niebogłosy.
-Tak, to też był człowiek, choć po stokroć bardziej dobry niż ty. Ale nawet tacy ludzie są ofiarami zła, choćby go nigdy nie wyrządzili. Bo tkwią między całą resztą. A Cała Reszta to tacy jak ty. Obojętni na krzywdę, chyba, że sami ją roztaczają, uprawiający wielkie pola niewolników, podnoszący rękę na bliźniego.
- Boże, dopomóż...
- Boże dopomóż, Boże dopomóż - Szatan ze znudzeniem przedrzeźniał swoja ofiarę - A może właśnie znów zabiłeś część Boga, gwałcąc tę dziewczynkę?
- Nie zabiłem jej!
- Jasne, wybacz, tylko zgwałciłeś. A jej życie toczy się dalej, bez zmian w życiorysie.
- Żałuję... przysięgam żałuję!!! - ksiądz poczuł jak ciepły mocz spływa mu po nogach.
- Nooo! - krzyknął Szatan podekscytowany - A więc przechodzimy do meritum... Spowiedź! Widzę, że chcesz teraz wyznać swoje winy!
Do tej pory unieruchomiony jakąś siłą ksiądz, poczuł jak jego ciało się rozluźnia.
- Dość smutku. Powiedz, co masz na sumieniu, a ja cię rozgrzeszę.
- Kłamiesz...-odpowiedział zrezygnowany ksiądz.
- Być może. Ale tylko spowiedź jest wybawieniem. A widzisz tu inną osobę, niż mnie? Komu się wyspowiadasz, gdy nie ma już kumpla po fachu, który przyjmie twoje brudy, w zamian za wypranie swoich?
- Spowiedź pod przymusem jest nieważna - ksiądz jakby nabrał raz jeszcze pewności siebie.
- Kurwa, obudź się nędzniku!!! Gadasz z Diabłem, czy jak mnie tam nazywacie! Czy ty myślisz, że masz tu jakieś prawa?
- A jeśli odmówię? - ksiądz nie odpuszczał, jak jakiś chytry lis.
W tym momencie Szatan rozdziawił usta w najszerszym uśmiechu, jaki był możliwy dla młodego chłopca, a biel jego zębów, niemal nienaturalnie zabłysła.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odpowiedział z nieukrywaną satysfakcją.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł kilka kroków. Ksiądz zdziwił się raz jeszcze, nie wiedząc, co teraz się ma stać. Szatan stał nieruchomo. I nagle z trzech kątów kościoła wyszło do niego troje Aniołów z wielkimi, czarnymi skrzydłami zadartymi w górę. Byli nadzy. Mieli straszliwie spalone ciała, przez resztki skóry wyglądały sczerniałe kości.
Oczodoły puste, jakby ktoś wydłubał z nich oczy. Ale... ich przyrodzenia... Ogromne, sterczące penisy, jakby jedyna nie okaleczona część ciała.
.............."
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"