Wysokie obcasy
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Wysokie obcasy
Ala i Lala znów pochlipywały, tradycyjnie skryte w ciemności za drzwiami do piwnicy. I, jak zwykle, powodem była Wiktoria. Wróciła w środku nocy, wstawiona i wkurzona, bo konkurencja odbiła jej fatyganta. A rano przypomniała sobie niefart, a także – te nieszczęsne buty, przygotowane na dzisiejszy bal debiutantek w rezydencji władcy. Pantofle, na które się uparła, były o dobre dwa numery za ciasne na jej ogromniastą stopę, ale nie było sposobu wyperswadowania jej tego zakupu. Zapragnęła właśnie ich i musiała mieć, jak wszystko. Konic i kropka! A że w krótkim czasie nawarstwiły się u niej frustracje z powodu aż dwu niepowodzeń – musiała odreagować. Jak najczęściej – na bliźniaczkach.
Pech Ali i Lali zaczął się, gdy ich ojciec zginął na safari. Matka, młoda wdowa z pokaźnym majątkiem, bardzo dobrą pozycją społeczną i dwiema małymi córeczkami poczuła się bardzo dowartościowana, gdy jeszcze podczas obowiązującej żałoby zaczął jej okazywać względy sprawiający solidne wrażenie wdowiec z "podlotkowatą" córką. Kandydat był tak konsekwentny i skuteczny, że niebawem został małżonkiem. Niestety, młode stadło niezbyt długo cieszyło się szczęściem małżeńskim, gdyż panią zabrała szczególnie uporczywa choroba, zaś pan został spadkobiercą jej majątku i pozycji. I doraźnym opiekunem bliźniaczek.
Od śmierci matki dla Ali i Lali nastały ciężkie czasy. Ojczym, zajęty wyciąganiem korzyści ze spadku, nie interesował się dziewczynkami. Za to jego córka okazywała im szczególne względy. Na każdym kroku sekowała je i czyniła wszystko, by ich nielekkie, sieroce życie uczynić możliwie najcięższym. Dziewczynki cierpiały, nie lubiły przyrodniej siostry i bały się jej, więc starały się schodzić jej z drogi, co nie zawsze było możliwe. Dziś miały pecha. Teraz siedziały po ciemku jak myszy pod miotłą i prosiły los, żeby nikt sobie o nich nie przypomniał do wieczora.
- No, i czego znów ryczycie jak beksy, zamiast wreszcie coś zrobić z tym Kopciuchem? – Schrypnięty, nieznany im głos płynął gdzieś z dołu, jakby z głębi piwnicy. Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło. W półmroku, rozświetlonym ogarkiem, zobaczyły błyszczące miedzią oczy, przynależne do i białej, puszystej kuli, czyli Kacpra we własnej, kociej osobie. Kacper był właściwie kotem Wiktorii, która kiedyś zapragnęła i takiej zabawki. Niestety dla Wiktorii, Kacper nie miał natury maskotki, był prawdziwym watażką i nie zaakceptował roli wciąż poniewieranego pluszaka. Zwyczajnie omijał Wiktorię łukiem tak wielkim, że nie była go w stanie dosięgnąć nawet ciśniętym butem, i z czasem doprowadził do tego, że przestała się nim interesować. Nie miał zaś nic przeciwko temu, żeby interesowały się nim bliźniaczki, które dbały o jego potrzeby, czyli pełne miseczki, futrzane myszki i karesy. Teraz siedział na najniższym stopniu piwnicznych schodów, oblizywał biały pyszczek różowym języczkiem, i patrzył na Alę i Lalę.
- No, co tak zamilkłyście? – Zapytał. Dziewczynki przytuliły się do siebie, jako, że nigdy nie widziały mówiącego kota.
- Kacper, skąd ty umiesz mówić? - odważyła się wyszeptać Lala.
- Wszystkie zwierzęta umieją mówić, tylko zwykle nie chce nam się z wami gadać – odpowiedział. – Ale teraz uważam, że sytuacja wymaga rozmowy.
- Jjjjakto? – Wydukała Ala.
- A tak-to, że temu paskudnemu Kopciuchowi należy się wreszcie nauczka. Już czas, żeby jej pokazać, że nie wszystko jej wolno. Dość już mam jej fanaberii – stwierdził kategorycznie kot.
- To niemożliwe. Ona jest niezniszczalna – pokręciła głową Lala.
- Nikt nie jest niezniszczaaalny – Kacper ziewnął, pokazując ostre kły. – Pomyślcie tylko, co by jej najbardziej dokuczyło?
- Chyba, jak by nie dostała tego, czego chce – zaryzykowała Ala. – Oj, to by była awantura na cały dom i okolice… – zasumowała się.
- Taaa... – Kacper wstał, przeciągnął się i usiadł z powrotem – Tylko, że nam nie o to chodzi. My potrzebujemy czegoś, co by zachwiało jej pozycją. Jak myślicie, co mam na myśli?
- No, chyba to, żeby jej ojciec przestał patrzeć w nią jak w obraz, tylko spojrzał jak na zwykłego człowieka – zaryzykowała Lala.
- O, to, to! – Kacper ułożył się w pozycji sfinksa. – Weźcie, taki bal debiutantek! Jej ojciec wiąże z nim ogromne nadzieje! Liczy, że jak Kopciuch zostanie przedstawiony władcy, to zaraz zainteresuje się nim książę, albo przynajmniej ktoś z wyższej arystokracji czy burżuazji, i wtedy już kariera dla obojga – murowana! Więc trzeba by to – zmącić. Wtedy – oboje spokornieją, miejmy nadzieję…
- Tylko, co my możemy?- Zapytała Ala.
- Słyszałem, że uparła się kupić na ten bal debiutantek za ciasne buty. Więc będzie w nich szła jak pokraka. Do tego, jak by dyskretnie podpiłować obcasy, to one się podczas inauguracyjnego tańca – złamią, ona upadnie, podetnie komuś nogi, zrobi się zamieszanie, a jej ojciec – zirytuje się na nią. Wrócą do domu, i może sobie przemyślą, że los bywa kapryśmy, że dziś brylujemy i jesteśmy ważni, ale byle drobiazg – i wszystko mija, jak sen – Kacper przeciągnął się, po czym znów usiadł na stopniu. – No, zajmijcie się tymi butami, zanim oni pojadą na ten bal – prychnął.
Rezydencja władcy tonęła w światłach, a przed frontowe schody raz za razem podjeżdżały rozmaite paradne pojazdy. Wysiadający z nich rodzice prowadzili wystrojone córki, dla których ten wieczór miał być pierwszym wieczorem ich dorosłego życia. Na takich balach młodzi ludzie wchodzili w świat, nawiązywali kontakty, zawierali znajomości, nieraz fundamentalne dla ich dalszych losów.
- Przestań podrygiwać! – Warknął ojciec do uwieszonej u jego ramienia Wiktorii. – Wstyd mi przynosisz!
- To te buty… - wysapała.
- Trzeba było kupić na miarę! - Zgrzytnął, ale nic więcej nie dodał, bo przyszła ich kolej na powitanie przez władcę z małżonką, więc ukrasił oblicze promiennym uśmiechem, nie zwracając uwagi na kulejącą obok Wiktorię, która dygnęła niemrawo, gdyż ból ściśniętych w ciasnych butach stóp niemal wycisnął jej z oczu łzy. Szła z coraz większym trudem, by dołączyć do innych debiutantek, czekających na pierwsze takty muzyki.
- Czy zaszczyci mnie pani tańcem? – Wiktorię tak pioruńsko bolały stopy, że ledwie zwróciła uwagę na młodzieńca, podającego jej ramię. Dygnęła krzywo, uśmiechnęła się kwaśno i pokuśtykała na parkiet, gdzie pary ustawiały się do inauguracyjnego kontredansa. Muzyka popłynęła, partner Wiktorii otoczył ją ramieniem, zawirowali raz i drugi, gdy nagle pod Wiktorią zatrzęsła się mozaika, a w głowie zakręciły się wszystkie światła kandelabrów, oświetlających salę. Nawet nie zauważyła, kiedy sunęła po parkiecie pupą w skąpej bieliźnie, bo podczas upadku suknia zadarła się jej aż do pasa. Leżąc na ziemi zobaczyła jeszcze dwie kotłujące się obok pary, którym – upadłszy – podcięła nogi. Kątem oka dostrzegła dłoń, która próbowała ją podnieść, ale nie skorzystała. Zdecydowanym ruchem zdarła buty z obolałych stóp, wstała energicznie, obciągnęła zadartą suknię i wściekła, ze łzami w oczach i kulą w gardle ruszyła do wyjścia z pałacu. Na schodach cisnęła ze złością swoje nieszczęsne, ciasne buty ze złamanymi obcasami.
Ala i Lala weszły do salonu tak, jak stały, w domowych sukienkach i z koszyczkiem pełnym Kacpra. Grzecznie dygnęły przed wytworną panią, która przywitała je uśmiechem.
- Jestem ciocią waszej mamy – powiedziała miłym, ciepłym głosem. – Przepraszam was, że tak długo trwało załatwianie waszych spraw. Od teraz jesteście pod moją opieką i zabiorę was do siebie. A kiedyś, jak zechcecie – zawsze możecie tu wrócić. Może wtedy się okaże, że przecież z Wiktorią można się jakoś porozumieć. No i co wy na to? – zaptała.
- Miu…- odpowiedział Kacper z koszyka.
Pech Ali i Lali zaczął się, gdy ich ojciec zginął na safari. Matka, młoda wdowa z pokaźnym majątkiem, bardzo dobrą pozycją społeczną i dwiema małymi córeczkami poczuła się bardzo dowartościowana, gdy jeszcze podczas obowiązującej żałoby zaczął jej okazywać względy sprawiający solidne wrażenie wdowiec z "podlotkowatą" córką. Kandydat był tak konsekwentny i skuteczny, że niebawem został małżonkiem. Niestety, młode stadło niezbyt długo cieszyło się szczęściem małżeńskim, gdyż panią zabrała szczególnie uporczywa choroba, zaś pan został spadkobiercą jej majątku i pozycji. I doraźnym opiekunem bliźniaczek.
Od śmierci matki dla Ali i Lali nastały ciężkie czasy. Ojczym, zajęty wyciąganiem korzyści ze spadku, nie interesował się dziewczynkami. Za to jego córka okazywała im szczególne względy. Na każdym kroku sekowała je i czyniła wszystko, by ich nielekkie, sieroce życie uczynić możliwie najcięższym. Dziewczynki cierpiały, nie lubiły przyrodniej siostry i bały się jej, więc starały się schodzić jej z drogi, co nie zawsze było możliwe. Dziś miały pecha. Teraz siedziały po ciemku jak myszy pod miotłą i prosiły los, żeby nikt sobie o nich nie przypomniał do wieczora.
- No, i czego znów ryczycie jak beksy, zamiast wreszcie coś zrobić z tym Kopciuchem? – Schrypnięty, nieznany im głos płynął gdzieś z dołu, jakby z głębi piwnicy. Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło. W półmroku, rozświetlonym ogarkiem, zobaczyły błyszczące miedzią oczy, przynależne do i białej, puszystej kuli, czyli Kacpra we własnej, kociej osobie. Kacper był właściwie kotem Wiktorii, która kiedyś zapragnęła i takiej zabawki. Niestety dla Wiktorii, Kacper nie miał natury maskotki, był prawdziwym watażką i nie zaakceptował roli wciąż poniewieranego pluszaka. Zwyczajnie omijał Wiktorię łukiem tak wielkim, że nie była go w stanie dosięgnąć nawet ciśniętym butem, i z czasem doprowadził do tego, że przestała się nim interesować. Nie miał zaś nic przeciwko temu, żeby interesowały się nim bliźniaczki, które dbały o jego potrzeby, czyli pełne miseczki, futrzane myszki i karesy. Teraz siedział na najniższym stopniu piwnicznych schodów, oblizywał biały pyszczek różowym języczkiem, i patrzył na Alę i Lalę.
- No, co tak zamilkłyście? – Zapytał. Dziewczynki przytuliły się do siebie, jako, że nigdy nie widziały mówiącego kota.
- Kacper, skąd ty umiesz mówić? - odważyła się wyszeptać Lala.
- Wszystkie zwierzęta umieją mówić, tylko zwykle nie chce nam się z wami gadać – odpowiedział. – Ale teraz uważam, że sytuacja wymaga rozmowy.
- Jjjjakto? – Wydukała Ala.
- A tak-to, że temu paskudnemu Kopciuchowi należy się wreszcie nauczka. Już czas, żeby jej pokazać, że nie wszystko jej wolno. Dość już mam jej fanaberii – stwierdził kategorycznie kot.
- To niemożliwe. Ona jest niezniszczalna – pokręciła głową Lala.
- Nikt nie jest niezniszczaaalny – Kacper ziewnął, pokazując ostre kły. – Pomyślcie tylko, co by jej najbardziej dokuczyło?
- Chyba, jak by nie dostała tego, czego chce – zaryzykowała Ala. – Oj, to by była awantura na cały dom i okolice… – zasumowała się.
- Taaa... – Kacper wstał, przeciągnął się i usiadł z powrotem – Tylko, że nam nie o to chodzi. My potrzebujemy czegoś, co by zachwiało jej pozycją. Jak myślicie, co mam na myśli?
- No, chyba to, żeby jej ojciec przestał patrzeć w nią jak w obraz, tylko spojrzał jak na zwykłego człowieka – zaryzykowała Lala.
- O, to, to! – Kacper ułożył się w pozycji sfinksa. – Weźcie, taki bal debiutantek! Jej ojciec wiąże z nim ogromne nadzieje! Liczy, że jak Kopciuch zostanie przedstawiony władcy, to zaraz zainteresuje się nim książę, albo przynajmniej ktoś z wyższej arystokracji czy burżuazji, i wtedy już kariera dla obojga – murowana! Więc trzeba by to – zmącić. Wtedy – oboje spokornieją, miejmy nadzieję…
- Tylko, co my możemy?- Zapytała Ala.
- Słyszałem, że uparła się kupić na ten bal debiutantek za ciasne buty. Więc będzie w nich szła jak pokraka. Do tego, jak by dyskretnie podpiłować obcasy, to one się podczas inauguracyjnego tańca – złamią, ona upadnie, podetnie komuś nogi, zrobi się zamieszanie, a jej ojciec – zirytuje się na nią. Wrócą do domu, i może sobie przemyślą, że los bywa kapryśmy, że dziś brylujemy i jesteśmy ważni, ale byle drobiazg – i wszystko mija, jak sen – Kacper przeciągnął się, po czym znów usiadł na stopniu. – No, zajmijcie się tymi butami, zanim oni pojadą na ten bal – prychnął.
Rezydencja władcy tonęła w światłach, a przed frontowe schody raz za razem podjeżdżały rozmaite paradne pojazdy. Wysiadający z nich rodzice prowadzili wystrojone córki, dla których ten wieczór miał być pierwszym wieczorem ich dorosłego życia. Na takich balach młodzi ludzie wchodzili w świat, nawiązywali kontakty, zawierali znajomości, nieraz fundamentalne dla ich dalszych losów.
- Przestań podrygiwać! – Warknął ojciec do uwieszonej u jego ramienia Wiktorii. – Wstyd mi przynosisz!
- To te buty… - wysapała.
- Trzeba było kupić na miarę! - Zgrzytnął, ale nic więcej nie dodał, bo przyszła ich kolej na powitanie przez władcę z małżonką, więc ukrasił oblicze promiennym uśmiechem, nie zwracając uwagi na kulejącą obok Wiktorię, która dygnęła niemrawo, gdyż ból ściśniętych w ciasnych butach stóp niemal wycisnął jej z oczu łzy. Szła z coraz większym trudem, by dołączyć do innych debiutantek, czekających na pierwsze takty muzyki.
- Czy zaszczyci mnie pani tańcem? – Wiktorię tak pioruńsko bolały stopy, że ledwie zwróciła uwagę na młodzieńca, podającego jej ramię. Dygnęła krzywo, uśmiechnęła się kwaśno i pokuśtykała na parkiet, gdzie pary ustawiały się do inauguracyjnego kontredansa. Muzyka popłynęła, partner Wiktorii otoczył ją ramieniem, zawirowali raz i drugi, gdy nagle pod Wiktorią zatrzęsła się mozaika, a w głowie zakręciły się wszystkie światła kandelabrów, oświetlających salę. Nawet nie zauważyła, kiedy sunęła po parkiecie pupą w skąpej bieliźnie, bo podczas upadku suknia zadarła się jej aż do pasa. Leżąc na ziemi zobaczyła jeszcze dwie kotłujące się obok pary, którym – upadłszy – podcięła nogi. Kątem oka dostrzegła dłoń, która próbowała ją podnieść, ale nie skorzystała. Zdecydowanym ruchem zdarła buty z obolałych stóp, wstała energicznie, obciągnęła zadartą suknię i wściekła, ze łzami w oczach i kulą w gardle ruszyła do wyjścia z pałacu. Na schodach cisnęła ze złością swoje nieszczęsne, ciasne buty ze złamanymi obcasami.
Ala i Lala weszły do salonu tak, jak stały, w domowych sukienkach i z koszyczkiem pełnym Kacpra. Grzecznie dygnęły przed wytworną panią, która przywitała je uśmiechem.
- Jestem ciocią waszej mamy – powiedziała miłym, ciepłym głosem. – Przepraszam was, że tak długo trwało załatwianie waszych spraw. Od teraz jesteście pod moją opieką i zabiorę was do siebie. A kiedyś, jak zechcecie – zawsze możecie tu wrócić. Może wtedy się okaże, że przecież z Wiktorią można się jakoś porozumieć. No i co wy na to? – zaptała.
- Miu…- odpowiedział Kacper z koszyka.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Wysokie obcasy
Najpierw sobie wypisalam, coby bylo mi latwiej. (Wyszlo jakos od tylu, ale to chyba bez znaczenia?).

Witaj Ewcia.
Czytam Twoje "opowiadanie" którys juz raz. I sama nie wiem co mam myslec. Chyba... nie podoba mi sie. Tzn, podoba mi sie Kacper, ale pomysl jest stary, jak dwumiesieczny kotlet. Natomiast jako bajka dla nieco starszych dzieci - ok.
Blizniaczki to takie dwie cieple kluchy, Kacper to znów zwierzecy hero.
Nie.
No i moral. Jesli byloby to dla dzieci - nie ma sprawy. Ale doroslym walisz w inteligencje - albo jak to tam zwal.
Tym razem nie. Pomimo lekkosci pisania i przyjemnosci czytania Ciebie.
Milego, J.

A nie: miau?Ewa Włodek pisze:- Miu…- odpowiedział Kacper z koszyka.
A nie: siostra?Ewa Włodek pisze:- Jestem ciocią waszej mamy – powiedziała miłym, ciepłym głosem.
W pierwszej chwili nie wiedzialam, co czytam.Ewa Włodek pisze:Ala i Lala weszły do salonu tak, jak stały, w domowych sukienkach i z koszyczkiem pełnym Kacpra.
Czy zaszczyci mnie pani tancem?Ewa Włodek pisze:- Czy pani zaszczyci mnie tańcem?
Zgrzytnal, ale nic wiecej nie dodal.Ewa Włodek pisze:Zgrzytnął, ale nic więcej nie powiedział,
A to jest swietne!Ewa Włodek pisze:- Wszystkie zwierzęta umieją mówić, tylko zwykle nie chce nam się z wami gadać – odpowiedział. – Ale teraz uważam, że sytuacja wymaga rozmowy.

Zobaczyly blyszczace miedzia oczy/slepia nalezace do bialej, puszystej kuli - np. Bo tak brzmi, jakby to byly dwie niezalezne od siebie "rzeczy".Ewa Włodek pisze:zobaczyły błyszczące miedzią oczy i białą, puszystą kulę
Piwnice maja dna?Ewa Włodek pisze:jakby z dna piwnicy
Nastoletnia? Mysle, ze wiem, co chcialas zawrzec w tym slowie, ale mnie sie wydaje jakies kulawe.Ewa Włodek pisze:z podlotkowatą córką.
Wiadomo.Ewa Włodek pisze:Konic i kropka!
Witaj Ewcia.

Czytam Twoje "opowiadanie" którys juz raz. I sama nie wiem co mam myslec. Chyba... nie podoba mi sie. Tzn, podoba mi sie Kacper, ale pomysl jest stary, jak dwumiesieczny kotlet. Natomiast jako bajka dla nieco starszych dzieci - ok.
Blizniaczki to takie dwie cieple kluchy, Kacper to znów zwierzecy hero.
Nie.
No i moral. Jesli byloby to dla dzieci - nie ma sprawy. Ale doroslym walisz w inteligencje - albo jak to tam zwal.
Tym razem nie. Pomimo lekkosci pisania i przyjemnosci czytania Ciebie.
Milego, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Wysokie obcasy
Witaj, Józefino
cieszę się wielce, że Cię czytam u siebie. A czy Ty - że zapytam nieśmiele - zwróciłaś uwagę, co ze trzy razy mówi Kacper do bliźniaczek? Mówi: "Kopciuch" - określając Wiktorię. Z czym się to Szanownej Pani kojarzy? Hmmm? Wydaje mi się, że to akurat cosik dla takich dzieci w slusznym wieku. Bo to jest - antybajka przecież, więc wszystko musi być inaczej, niż w tej "jedynie słusznej": żadnej złej macochy, za to zły "Kopciuszek", biedne, małe uciśnione siostry, kot - pomocny zamiast złośliwy, no, i taniec "Kopciucha" na balu - istny falstart, i ten pantofeleki na schodach - nie jeden, a dwa, i to za cisne na "Kopiciucha". Ufff...
A że Ci się nie podba - ano, kwestia gustu przecież, wszak nigdy nie jest tak, zeby się wszystko podobalo wszyskim, bo to by nawet nienaturalne było...
Dziękuję Ci ślicznie za uwagi - cenne i potrzebne. Wezmę "na rozum" i do serca - jak zwykle...
Moc uśmiechów posyłam...
Ewa
cieszę się wielce, że Cię czytam u siebie. A czy Ty - że zapytam nieśmiele - zwróciłaś uwagę, co ze trzy razy mówi Kacper do bliźniaczek? Mówi: "Kopciuch" - określając Wiktorię. Z czym się to Szanownej Pani kojarzy? Hmmm? Wydaje mi się, że to akurat cosik dla takich dzieci w slusznym wieku. Bo to jest - antybajka przecież, więc wszystko musi być inaczej, niż w tej "jedynie słusznej": żadnej złej macochy, za to zły "Kopciuszek", biedne, małe uciśnione siostry, kot - pomocny zamiast złośliwy, no, i taniec "Kopciucha" na balu - istny falstart, i ten pantofeleki na schodach - nie jeden, a dwa, i to za cisne na "Kopiciucha". Ufff...
A że Ci się nie podba - ano, kwestia gustu przecież, wszak nigdy nie jest tak, zeby się wszystko podobalo wszyskim, bo to by nawet nienaturalne było...



to, co" "Podlotkowatą" damy w "cudzem słowie" i będzie?411 pisze: Ewa Włodek pisze:
z podlotkowatą córką.
Nastoletnia? Mysle, ze wiem, co chcialas zawrzec w tym slowie, ale mnie sie wydaje jakies kulawe.
skoro lochy czasem - miewają, to i piwnicom może się zdarzyć, , ale - jak tak, to z głębi?411 pisze: Ewa Włodek pisze:
jakby z dna piwnicy
Piwnice maja dna?
kupuję411 pisze: Ewa Włodek pisze:
zobaczyły błyszczące miedzią oczy i białą, puszystą kulę
Zobaczyly blyszczace miedzia oczy/slepia nalezace do bialej, puszystej kuli - np. Bo tak brzmi, jakby to byly dwie niezalezne od siebie "rzeczy".
nie rzekł?411 pisze: Ewa Włodek pisze:
Zgrzytnął, ale nic więcej nie powiedział,
Zgrzytnal, ale nic wiecej nie dodal.
kupuję411 pisze: Ewa Włodek pisze:
- Czy pani zaszczyci mnie tańcem?
Czy zaszczyci mnie pani tancem?
może być i tak, i tak...411 pisze: Ewa Włodek pisze:
- Jestem ciocią waszej mamy – powiedziała miłym, ciepłym głosem.
A nie: siostra?
koty "brzmią" różnie - może być i "miau", może być "miu", a nawet - "miii"...411 pisze: Ewa Włodek pisze:
- Miu…- odpowiedział Kacper z koszyka.
A nie: miau?
Dziękuję Ci ślicznie za uwagi - cenne i potrzebne. Wezmę "na rozum" i do serca - jak zwykle...
Moc uśmiechów posyłam...



Ewa
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Wysokie obcasy
Ewciu,
zwrócilam, oczywiscie, ze zwrócilam uwage. Tylko jak dla mnie to zwierciadlo tak mocno wykrzywilas, ze wszystko znowu wskoczylo na swoje miejsce. Ale to rzecz smaku.
I mnie jest przeogromnie przykro, ze tym razem "niekoniecznie"...

MIlego wszelkiego, J.

zwrócilam, oczywiscie, ze zwrócilam uwage. Tylko jak dla mnie to zwierciadlo tak mocno wykrzywilas, ze wszystko znowu wskoczylo na swoje miejsce. Ale to rzecz smaku.
I mnie jest przeogromnie przykro, ze tym razem "niekoniecznie"...

Nie. Nie rzekl, a wlasnie dodal. W koncu wczesniej "zgrzytal", a to niewiele ma wspólnego z artykulowaniem dzwieków uznanych ogólnie za zrozumiala mowe ludzka.Ewa Włodek pisze:Zgrzytnal, ale nic wiecej nie dodal.
nie rzekł?

MIlego wszelkiego, J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Wysokie obcasy
mówisz, że przesadziłam? No, nie jest to wykluczone...411 pisze: zwrócilam, oczywiscie, ze zwrócilam uwage. Tylko jak dla mnie to zwierciadlo tak mocno wykrzywilas, ze wszystko znowu wskoczylo na swoje miejsce. Ale to rzecz smaku.
ale przecież czasem powinno być "niekoniecznie", tak dla równowagi, żebym nie zaczęła uprawiać kultu własnej jednostki, albo co?411 pisze: I mnie jest przeogromnie przykro, ze tym razem "niekoniecznie"...

Summa summarum - wszystko jest w porzadku, Józefino...



- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wysokie obcasy
Odbieram to -widzę zresztą, że zgodnie z założeniem - jako antybajkę. Antybaśń raczej.
Muszę się jednak czepić, ponieważ i taki gatunek literacki wymaga staranności w pisaniu.
Wybacz, Ewo, ale chcąc być konsekwentny, muszę i Tobie zwrócić uwagę na ewidentne wpadki. Pominę te, które wychwyciła 411.
Często tym czymś jest nieładnie nazwany odchód. Tym razem to tylko ciemność, więc może należy napisać, że tkwiły w ciemności? Mogły też siedzieć po ciemku, nigdy jednak tkwić, chyba, że sprecyzujesz w czym ciemnym.
Mam jeszcze jedno poważne pytanie.
Dlaczego wszystkie dialogi zapisałaś kursywą?
Czy to jakiś nowy wymóg, o którym nie słyszałem, czy też trend jakiś może?
Absolutnie nie widzę uzasadnienia.
Pomimo tych niedostatków, przeczytałem z przyjemnością i uśmiechem. Rzeczywiście - jak pisze 411 - to tekst dla odrobinę starszych dzieci, ale to przy antybaśniach normalne. Te najmłodsze jeszcze nie byłby w stanie załapać treści i znaczeń.
Przechodząc do konkluzji - zdecyduj się na kilka poprawek i możemy przenosić do UTWORÓW DLA DZIECI.

Muszę się jednak czepić, ponieważ i taki gatunek literacki wymaga staranności w pisaniu.
Wybacz, Ewo, ale chcąc być konsekwentny, muszę i Tobie zwrócić uwagę na ewidentne wpadki. Pominę te, które wychwyciła 411.
Tkwić można w czymś.Ewa Włodek pisze:Teraz tkwiły po ciemku
Często tym czymś jest nieładnie nazwany odchód. Tym razem to tylko ciemność, więc może należy napisać, że tkwiły w ciemności? Mogły też siedzieć po ciemku, nigdy jednak tkwić, chyba, że sprecyzujesz w czym ciemnym.
Pierwszy przecinek zda się zbędnym.Ewa Włodek pisze:przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później
Moim zdaniem ten głos jest im nieznany. Rozdzielić byś mogła, gdyby nie był im znany.Ewa Włodek pisze:Schrypnięty, nie znany im
Mam jeszcze jedno poważne pytanie.
Dlaczego wszystkie dialogi zapisałaś kursywą?
Czy to jakiś nowy wymóg, o którym nie słyszałem, czy też trend jakiś może?
Absolutnie nie widzę uzasadnienia.
Pomimo tych niedostatków, przeczytałem z przyjemnością i uśmiechem. Rzeczywiście - jak pisze 411 - to tekst dla odrobinę starszych dzieci, ale to przy antybaśniach normalne. Te najmłodsze jeszcze nie byłby w stanie załapać treści i znaczeń.
Przechodząc do konkluzji - zdecyduj się na kilka poprawek i możemy przenosić do UTWORÓW DLA DZIECI.




Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Wysokie obcasy
Moim zdaniem wydzielenie wtrącenia za pomocą przecinków, jest prawidłowe. Sprawdzałam w dwóch słownikach zasadę oddzielania członów wtrąconych od reszty zdania.Ewa Włodek pisze:Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
Wystraszone dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie.
Wystraszone, dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie.
Obie formy poprawne, z tym że jest różnica w znaczeniach. Drugie zdanie wprowadza zależność przyczynowo-skutkową, w pierwszym "wystraszone" jest jedynie określeniem dziewczynek (epitetem).
Ciekawa jestem zdania Miladory.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wysokie obcasy
Pisząc uwagę, widziałem w tym zdaniu słowo "wystraszone" w roli określenia podmiotu. Pojedynczego, a więc bez wyliczanki. Czytałem o wystraszonych dziewczynkach, które się przytuliły. Zupełnie jak pewna pani, która zsiadła z konia spocona, ale potem wyschła.
Po zastanowieniu, zaczynam się przychylać do wersji przyczynowo-skutkowej, szyk wyrazów zdaje się bowiem taką wskazywać. Bardzo jestem więc ciekaw, co nam na ten temat powie Mila.
Oczywiście - jeśli się mylę - już z góry przepraszam Autorkę.

Po zastanowieniu, zaczynam się przychylać do wersji przyczynowo-skutkowej, szyk wyrazów zdaje się bowiem taką wskazywać. Bardzo jestem więc ciekaw, co nam na ten temat powie Mila.
Oczywiście - jeśli się mylę - już z góry przepraszam Autorkę.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Wysokie obcasy
Skaranie - a co tu jest do wybaczania, albo niewybaczania? Wpadki - są wpadkami, koniec i kropka! Godzi się je wytknąć i należy poprawić - co też zrobiłam rzetelnie (chyba). Poza tym wszyscy wiedzą, że ja się nigdy nie obrażam na słuszne i konstruktywne uwagi, i staram się zawsze z nich korzystać. I za wszystkie - jestem wdzięczna, jako że nikt n ie jest doskonały, a własne błędy - najtrudniej dostrzec. To tak, jak z tymi rodzicielami, dla których ich dziatwa - to ideały chodzące, choćby tej dziatwie była do ideału tak daleko, jak stąd na Marsa!skaranie boskie pisze: Wybacz, Ewo, ale chcąc być konsekwentny, muszę i Tobie zwrócić uwagę na ewidentne wpadki.


Dialogi też poprawiłam na kurent...



tez jestem tego zdania, Glo, ale możemy znaleźć salomonowe wyjście:Gloinnen pisze:Ewa Włodek pisze:
Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
Moim zdaniem wydzielenie wtrącenia za pomocą przecinków, jest prawidłowe. Sprawdzałam w dwóch słownikach zasadę oddzielania członów wtrąconych od reszty zdania.
"Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie - wystraszone - ale później zdecydowały się zapalić światło."
A na Milę i Jej zdanie - poczekamy...





Dziękuję Wam, Kochani, za lekturkę mojego "Kopciucha", za damy mu czas i za uwagi - zawsze w cenie...
serdeczności Wam posyłam liczne...
Ewa
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Wysokie obcasy
Wywołano mnie do tablicy? 
- Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
- Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
Moim zdaniem w tym przypadku zależy od autora, czy chce to "wystraszenie" wyeksponować.
Może być też tak, jak Ewa proponuje:
"Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie - wystraszone - ale później zdecydowały się zapalić światło." - przy okazji, kropkę daje się po cudzysłowie. I można by podwójnego "się" uniknąć.
Gdybym miała wybrać, zdecydowałabym się na wersję eksponującą, gdyż druga część zdania mówi o upływie pewnego czasu, więc dobrze, gdy ten czas wydłuża się przecinkami lub dywizami.
A na temat opowiadania następnym razem, bo nie miałam jeszcze czasu na dokładne przeczytanie.


- Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie, wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
- Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie wystraszone, ale później zdecydowały się zapalić światło.
Moim zdaniem w tym przypadku zależy od autora, czy chce to "wystraszenie" wyeksponować.
Może być też tak, jak Ewa proponuje:
"Dziewczynki najpierw przytuliły się do siebie - wystraszone - ale później zdecydowały się zapalić światło." - przy okazji, kropkę daje się po cudzysłowie. I można by podwójnego "się" uniknąć.
Gdybym miała wybrać, zdecydowałabym się na wersję eksponującą, gdyż druga część zdania mówi o upływie pewnego czasu, więc dobrze, gdy ten czas wydłuża się przecinkami lub dywizami.
A na temat opowiadania następnym razem, bo nie miałam jeszcze czasu na dokładne przeczytanie.


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)