Przecież w tekście nie ma o tym ani słowa. Ja odebrałem to raczej, jako chwilę "luzu" w domu. Ta wzmianka o dziadku mnie tak ukierunkowała.
Jest spokój, smarkacz śpi nakarmiony. Matka stanęła przy uchylonym oknie.
Tak, k*** , przy uchylonym, bo zwariowana babcia nahaicowała w piecu, aż ściany trzeszczą, żeby się czasem maleństwo nie przeziębiło. A przecież ono tak samo jak my odczuwa zimno i gorąco. Teraz dopiero, po udrękach porodówki, w spokojnym, ciepłym (choćby do przesady) domu, można się przyjrzeć szczegółom (piąstki), uśmiechnąć do nowego życia, poczuć się naprawdę matką... Czas zapomnieć o mydelniczce, o leniwych pielęgniarkach, bólu cycków i dupy. Czas na radość.
Chyba o tym jest to krótkie opowiadanko...
Bardzo dobre opowiadanko Alicjo.


