Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Ryszard Sziler
- Posty: 168
- Rejestracja: 04 cze 2013, 9:00
Z Księgi Wiatru - STÓŁ
- Tragedią jest tylko przeciwstawianie się swojemu losowi. Nic więcej – powiedziała babka.
- Nie ! – krzyknął Tadeuszek.
Maj był właśnie nabrzmiały zapachami i odcieniami kolorów. I w tym właśnie momencie czasu w niewielkiej gliniance, w kałuży właściwie, utopił się Jaś, szkolny kolega Tadeuszka. Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła. Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć; po drugie , nawet teraz; po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym. – Jakże tak?
- Tak ma być – stwierdziła babka.
- Dlaczego ?- nastawał Tadeuszek.
- Bo tak ma być – powtórzyła babka.
Tadeuszek pomyślał o tym wszystkim, co może dziać się jeszcze w maju, tak wyczekiwanym po zbyt długiej zimie i o wakacjach , które już teraz na pewno ominą Jasia i znowu krzyknął :
- Po co? To nie jest sprawiedliwe!
Babka przystanęła i zamiotła spódnicą, aż posypały się kwiaty piaskowego maku.
- Boję się – wyszeptał Tadeuszek.
- A niby czego?- spytała babka.
- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
W Tadeuszku jednak na długo zakorzenił się lęk przed możliwością niebycia Tadeuszkiem .A czym można byłoby być, gdyby się nim nie było?
- Boże mój, jak ty mnie dziecko męczysz – stęknęła babka. Popatrz lepiej wieczorem na gwiazdy, tam może wczoraj rozbłysnął twój kolega.
- To, potem, będzie się gwiazdą? – dociekał Tadeuszek.
- No, a czemu nie? – skinęła głową babka – Zawsze tak jest, jeśli człowiek jest tylko wystarczająco dobry, by sobie na to zasłużyć... Chociażby po to, by wyznaczać drogę do domu tym wszystkim pijakom – warknęła.
A dzień wcześniej dziadek upił się do nieprzytomności prawie, pogwarzając sobie z leśniczym o tym, czy są tu w pobliżu jenoty, czy tez ich nie ma. (– Jenot – Co to w ogóle jest? – pytała babka.)
- A źli ? – męczył Tadeuszek – A źli babciu?
- Źli, a czy ja wiem – zastanawiała się babka. – No którzy to niby są tacy źli?
Tadeuszek milczał chwilę.
- Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
- Aha – parsknęła babka – Ale ty jesteś oczywiście dobry.
- No ja...- zaczął Tadeuszek i długo potem nie odezwał się słowem.
- Więc sam widzisz jak to jest – roześmiała się babka.
I takie to było wprowadzenie Tadeuszka w astronomię.
- Chodźżeż. No chodź –pociągnęła go wreszcie – Ani gwiazd w dzień, ani tym bardziej siebie teraz nie odnajdziesz. Zresztą jesteś jeszcze skowronkiem. Jak ten. Słyszysz go? Więc nim jesteś i dziękuj za to Bogu. No chodź.
A szli właśnie z zamówieniem wykonania stołu do stolarza Mateusza. Jedynego tutaj zresztą stolarza, który dopiero co złożył trumnę dla Jasia.
- Ale jakże ty babciu tak teraz możesz myśleć o stole – powiedział z rozpaczą prawie chłopiec.
- Ojżeż ty kochanie moje - I babka zmierzwiła Tadeuszkowi fryzurę, którą bardzo długo wcześniej układała.
*
(poprawione)
- Tragedią jest tylko przeciwstawianie się swojemu losowi. Nic więcej – powiedziała babka.
- Nie! – krzyknął Tadeuszek.
Maj był właśnie nabrzmiały zapachami i odcieniami kolorów. I w tym właśnie momencie czasu w niewielkiej gliniance, w kałuży właściwie, utopił się Jaś, szkolny kolega Tadeuszka. Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła. Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć, po drugie, nawet teraz, po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym.
- Jakże tak?
- Tak ma być – stwierdziła babka.
- Dlaczego? - nastawał Tadeuszek.
- Bo tak ma być – powtórzyła babka.
Tadeuszek pomyślał o tym wszystkim, co może dziać się jeszcze w maju, tak wyczekiwanym po zbyt długiej zimie i o wakacjach, które już teraz na pewno ominą Jasia i znowu krzyknął: - po co!? To nie jest sprawiedliwe!
Babka przystanęła i zamiotła spódnicą, aż posypały się kwiaty piaskowego maku.
- Boję się – wyszeptał Tadeuszek.
- A niby czego? - spytała babka.
- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
W Tadeuszku jednak na długo zakorzenił się lęk przed możliwością niebycia Tadeuszkiem. A czym można byłoby być, gdyby się nim nie było?
- Boże mój, jak ty mnie dziecko męczysz – stęknęła babka. - Popatrz lepiej wieczorem na gwiazdy, tam może wczoraj rozbłysnął twój kolega.
- To potem będzie się gwiazdą? – dociekał Tadeuszek.
- No, a czemu nie? – skinęła głową babka. – Zawsze tak jest, jeśli człowiek jest tylko wystarczająco dobry, by sobie na to zasłużyć... Chociażby po to, by wyznaczać drogę do domu tym wszystkim pijakom – warknęła.
A dzień wcześniej dziadek upił się do nieprzytomności prawie, pogwarzając sobie z leśniczym o tym, czy są tu w pobliżu jenoty, czy tez ich nie ma. (Jenot. Co to w ogóle jest? – pytała babka.)
- A źli? – męczył Tadeuszek – a źli babciu?
- Źli, a czy ja wiem... – zastanawiała się babka. – No, którzy to niby są tacy źli?
Tadeuszek milczał chwilę. - Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
- Aha – parsknęła babka. – Ale ty jesteś oczywiście dobry.
- No ja... - zaczął Tadeuszek i długo potem nie odezwał się słowem.
- Więc sam widzisz, jak to jest – roześmiała się babka.
I takie to było wprowadzenie Tadeuszka w astronomię.
- Chodźżeż. No chodź – pociągnęła go wreszcie. – Ani gwiazd w dzień, ani tym bardziej siebie teraz nie odnajdziesz. Zresztą, jesteś jeszcze skowronkiem. Jak ten. Słyszysz go? Więc nim jesteś i dziękuj za to Bogu. No chodź.
A szli właśnie z zamówieniem wykonania stołu do stolarza Mateusza. Jedynego tutaj zresztą stolarza, który dopiero co złożył trumnę dla Jasia.
- Ale jakże ty babciu tak teraz możesz myśleć o stole? – zapytał, z rozpaczą prawie, chłopiec.
- Ojżeż ty, kochanie moje - babka zmierzwiła Tadeuszkowi fryzurę, którą bardzo długo wcześniej układała.
- Nie ! – krzyknął Tadeuszek.
Maj był właśnie nabrzmiały zapachami i odcieniami kolorów. I w tym właśnie momencie czasu w niewielkiej gliniance, w kałuży właściwie, utopił się Jaś, szkolny kolega Tadeuszka. Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła. Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć; po drugie , nawet teraz; po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym. – Jakże tak?
- Tak ma być – stwierdziła babka.
- Dlaczego ?- nastawał Tadeuszek.
- Bo tak ma być – powtórzyła babka.
Tadeuszek pomyślał o tym wszystkim, co może dziać się jeszcze w maju, tak wyczekiwanym po zbyt długiej zimie i o wakacjach , które już teraz na pewno ominą Jasia i znowu krzyknął :
- Po co? To nie jest sprawiedliwe!
Babka przystanęła i zamiotła spódnicą, aż posypały się kwiaty piaskowego maku.
- Boję się – wyszeptał Tadeuszek.
- A niby czego?- spytała babka.
- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
W Tadeuszku jednak na długo zakorzenił się lęk przed możliwością niebycia Tadeuszkiem .A czym można byłoby być, gdyby się nim nie było?
- Boże mój, jak ty mnie dziecko męczysz – stęknęła babka. Popatrz lepiej wieczorem na gwiazdy, tam może wczoraj rozbłysnął twój kolega.
- To, potem, będzie się gwiazdą? – dociekał Tadeuszek.
- No, a czemu nie? – skinęła głową babka – Zawsze tak jest, jeśli człowiek jest tylko wystarczająco dobry, by sobie na to zasłużyć... Chociażby po to, by wyznaczać drogę do domu tym wszystkim pijakom – warknęła.
A dzień wcześniej dziadek upił się do nieprzytomności prawie, pogwarzając sobie z leśniczym o tym, czy są tu w pobliżu jenoty, czy tez ich nie ma. (– Jenot – Co to w ogóle jest? – pytała babka.)
- A źli ? – męczył Tadeuszek – A źli babciu?
- Źli, a czy ja wiem – zastanawiała się babka. – No którzy to niby są tacy źli?
Tadeuszek milczał chwilę.
- Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
- Aha – parsknęła babka – Ale ty jesteś oczywiście dobry.
- No ja...- zaczął Tadeuszek i długo potem nie odezwał się słowem.
- Więc sam widzisz jak to jest – roześmiała się babka.
I takie to było wprowadzenie Tadeuszka w astronomię.
- Chodźżeż. No chodź –pociągnęła go wreszcie – Ani gwiazd w dzień, ani tym bardziej siebie teraz nie odnajdziesz. Zresztą jesteś jeszcze skowronkiem. Jak ten. Słyszysz go? Więc nim jesteś i dziękuj za to Bogu. No chodź.
A szli właśnie z zamówieniem wykonania stołu do stolarza Mateusza. Jedynego tutaj zresztą stolarza, który dopiero co złożył trumnę dla Jasia.
- Ale jakże ty babciu tak teraz możesz myśleć o stole – powiedział z rozpaczą prawie chłopiec.
- Ojżeż ty kochanie moje - I babka zmierzwiła Tadeuszkowi fryzurę, którą bardzo długo wcześniej układała.
*
(poprawione)
- Tragedią jest tylko przeciwstawianie się swojemu losowi. Nic więcej – powiedziała babka.
- Nie! – krzyknął Tadeuszek.
Maj był właśnie nabrzmiały zapachami i odcieniami kolorów. I w tym właśnie momencie czasu w niewielkiej gliniance, w kałuży właściwie, utopił się Jaś, szkolny kolega Tadeuszka. Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła. Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć, po drugie, nawet teraz, po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym.
- Jakże tak?
- Tak ma być – stwierdziła babka.
- Dlaczego? - nastawał Tadeuszek.
- Bo tak ma być – powtórzyła babka.
Tadeuszek pomyślał o tym wszystkim, co może dziać się jeszcze w maju, tak wyczekiwanym po zbyt długiej zimie i o wakacjach, które już teraz na pewno ominą Jasia i znowu krzyknął: - po co!? To nie jest sprawiedliwe!
Babka przystanęła i zamiotła spódnicą, aż posypały się kwiaty piaskowego maku.
- Boję się – wyszeptał Tadeuszek.
- A niby czego? - spytała babka.
- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
W Tadeuszku jednak na długo zakorzenił się lęk przed możliwością niebycia Tadeuszkiem. A czym można byłoby być, gdyby się nim nie było?
- Boże mój, jak ty mnie dziecko męczysz – stęknęła babka. - Popatrz lepiej wieczorem na gwiazdy, tam może wczoraj rozbłysnął twój kolega.
- To potem będzie się gwiazdą? – dociekał Tadeuszek.
- No, a czemu nie? – skinęła głową babka. – Zawsze tak jest, jeśli człowiek jest tylko wystarczająco dobry, by sobie na to zasłużyć... Chociażby po to, by wyznaczać drogę do domu tym wszystkim pijakom – warknęła.
A dzień wcześniej dziadek upił się do nieprzytomności prawie, pogwarzając sobie z leśniczym o tym, czy są tu w pobliżu jenoty, czy tez ich nie ma. (Jenot. Co to w ogóle jest? – pytała babka.)
- A źli? – męczył Tadeuszek – a źli babciu?
- Źli, a czy ja wiem... – zastanawiała się babka. – No, którzy to niby są tacy źli?
Tadeuszek milczał chwilę. - Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
- Aha – parsknęła babka. – Ale ty jesteś oczywiście dobry.
- No ja... - zaczął Tadeuszek i długo potem nie odezwał się słowem.
- Więc sam widzisz, jak to jest – roześmiała się babka.
I takie to było wprowadzenie Tadeuszka w astronomię.
- Chodźżeż. No chodź – pociągnęła go wreszcie. – Ani gwiazd w dzień, ani tym bardziej siebie teraz nie odnajdziesz. Zresztą, jesteś jeszcze skowronkiem. Jak ten. Słyszysz go? Więc nim jesteś i dziękuj za to Bogu. No chodź.
A szli właśnie z zamówieniem wykonania stołu do stolarza Mateusza. Jedynego tutaj zresztą stolarza, który dopiero co złożył trumnę dla Jasia.
- Ale jakże ty babciu tak teraz możesz myśleć o stole? – zapytał, z rozpaczą prawie, chłopiec.
- Ojżeż ty, kochanie moje - babka zmierzwiła Tadeuszkowi fryzurę, którą bardzo długo wcześniej układała.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Witaj Ryszardzie. 
Poczytalam, usmiechnelam pod nosem i zmarszczylam za chwile okrutnie.
Poczytalam - ciekawe, interesujace, aczkolwiek ZNOWU nie ten dzial. Ale to jest do zrobienia, "przerzucimy" do miniatur.
Usmiechnelam, bo:
Entery, przecinki, myslniki - wszystko zyje wlasnym zyciem. Az wizualnie czlek cierpi. A mysle, ze Wacpan nie z tych zaczynajacych prozaiczna przygode? No wlasnie.
Drugie zmarszczenie dotyczy braku klamry. Moim zdaniem - podkreslam.
To, ze nie ma wlasciwie poczatku - ok. Ale to, ze nie ma konca, uwazam za niedopuszczalne!

A poza tym milo sie czytalo. I sympatycznie.
Klaniam sie, J.

Poczytalam, usmiechnelam pod nosem i zmarszczylam za chwile okrutnie.
Poczytalam - ciekawe, interesujace, aczkolwiek ZNOWU nie ten dzial. Ale to jest do zrobienia, "przerzucimy" do miniatur.
Usmiechnelam, bo:
Ryszard Sziler pisze:Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć; po drugie , nawet teraz; po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym.
Ryszard Sziler pisze:W Tadeuszku jednak na długo zakorzenił się lęk przed możliwością niebycia Tadeuszkiem .
Ryszard Sziler pisze:I takie to było wprowadzenie Tadeuszka w astronomię.
Zmarszczylam tez...Ryszard Sziler pisze:- Ale jakże ty babciu tak teraz możesz myśleć o stole – powiedział z rozpaczą prawie chłopiec.
Entery, przecinki, myslniki - wszystko zyje wlasnym zyciem. Az wizualnie czlek cierpi. A mysle, ze Wacpan nie z tych zaczynajacych prozaiczna przygode? No wlasnie.
Drugie zmarszczenie dotyczy braku klamry. Moim zdaniem - podkreslam.
To, ze nie ma wlasciwie poczatku - ok. Ale to, ze nie ma konca, uwazam za niedopuszczalne!

A poza tym milo sie czytalo. I sympatycznie.
Klaniam sie, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ryszard Sziler
- Posty: 168
- Rejestracja: 04 cze 2013, 9:00
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
hmm...
Co do klamry, to się nie zgadzam, ale co do interpunkcji, to jestem niezmiernie ciekaw jak zapis wyglądałby po poprawkach, o które nie tylko, że się nie obrażę, ale wręcz proszę. Ten tekst jest dosyć krótki więc ...?
Byłbym BARDZO WDZIĘCZNY, bo prawdę powiedziawszy i całkiem serio ( sic! ) ( Entery, przecinki, myslniki - wszystko zyje wlasnym zyciem. Az wizualnie czlek cierpi.) nie wiem o co tu chodzi
Więc proszę mnie oświecić.
Przyznam, że ten sam zarzut słyszałem już wcześniej z kilku ust , ale nigdy nie zapytałem o wyjaśnienie, tak jak teraz.



Przyznam, że ten sam zarzut słyszałem już wcześniej z kilku ust , ale nigdy nie zapytałem o wyjaśnienie, tak jak teraz.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Wiem, że pytanie nie jest skierowane do mnie, ale chyba Józefina się nie obrazi: przecież wystarczy przeczytać dokładnie tekst, by zauważyć, że przed niektórymi znakami interpunkcyjnymi są zbędne spacje:Ryszard Sziler pisze:( Entery, przecinki, myslniki - wszystko zyje wlasnym zyciem. Az wizualnie czlek cierpi.) nie wiem o co tu chodziWięc proszę mnie oświecić.
Przyznam, że ten sam zarzut słyszałem już wcześniej z kilku ust , ale nigdy nie zapytałem o wyjaśnienie, tak jak teraz.
albo ich brakuje:Ryszard Sziler pisze:- Nie !
To zresztą bez czytania widać, jedno zerknięcie i już daje po oczach. A wątpię, byś nie wiedział, jak poprawnie się pisze, bo w większości przypadków zapis jest dobry. Więc nie wiem, może to takie stwierdzenie "a napiszę jakkolwiek, to i tak mało ważne, jak się wciśnie przypadkiem spacja, to nic się nie stanie".Ryszard Sziler pisze:No ja...-
To powinno być w jednej linijce, bo to wypowiedzieć jednej osobyRyszard Sziler pisze: A niby czego?- spytała babka.
- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
Poprzednie zdanie rzeczywiście dobre, ale to pokracznie brzmi. Może lepiej skrócić do: "A czym można by być, gdyby się nim nie było?"Ryszard Sziler pisze:A czym można byłoby być, gdyby się nim nie było?
Nieuzasadnione niczym użycie przecinków.Ryszard Sziler pisze:To, potem, będzie się gwiazdą?
Błędów jest więcej, nie ma sensu wytykać wszystkich. Dialogi brzmią nienaturalnie, zwłaszcza te dłuższe wypowiedzi. Szkoda, że miniaturka jest świetna, pomysł na nią jest świetny, może trochę niewykorzystany, bo jest tylko taka sobie rozmowa, dałabym więcej narracji, opisów, bo w tym się najlepiej sprawdzasz, co widać w tym akapicie:
To jest genialne. Nie patrzę nawet na błędy, na powtórzenia (chodzi o "teraz", pierwsze można spokojnie wywalić), po prostu bardzo lekki, uroczy fragment, trochę mi moją pisaninę przypomniał.Ryszard Sziler pisze:Maj był właśnie nabrzmiały zapachami i odcieniami kolorów. I w tym właśnie momencie czasu w niewielkiej gliniance, w kałuży właściwie, utopił się Jaś, szkolny kolega Tadeuszka. Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła. Po pierwsze rzeczywiście można umrzeć; po drugie , nawet teraz; po trzecie, jest się wtedy nieskończenie i do końca straszliwie umarłym. – Jakże tak?

Z chęcią bym poczytała więcej takich miniatur, byle już poprawionych.
Pozdrawiam
Patka
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Dzieki Paciu.
*
Milo mi Ryszardzie, zes sie nie nabzdyczyl, nafoszyl, czy inne takie.
Jutro, jutro poprawie, ale tylko interpunkcje. Ingerowac w tekst nie bede.
Dobrej nocki zycze.


*
Milo mi Ryszardzie, zes sie nie nabzdyczyl, nafoszyl, czy inne takie.

Jutro, jutro poprawie, ale tylko interpunkcje. Ingerowac w tekst nie bede.
Dobrej nocki zycze.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ryszard Sziler
- Posty: 168
- Rejestracja: 04 cze 2013, 9:00
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
A czemu ja się mam "nabzdyczać" ?
Jeśli już publikuję, to zależy mi przecież na odbiorze. Chcę wiedzieć na ile tekst jest przyswajalny
( szczególnie dla młodego pokolenia ) i co temu przeszkadza.Dziękuję więc za wszystkie uwagi. Mogę się z nimi zgadzać lub nie zgadzać, ale wszystkie, tak czy owak są dla mnie cenne






- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ

Pozwolilam sobie zmienic slówko: powiedzial, na: zapytal (w przedostatnim wersie), oraz dodac wykrzynik w wypowiedzi Tadeuszka odnoszacej sie sprawiedliwosci losu.
Klaniam sie, J.
PS Pytasz o odbiór. Cóz, ani ja z tych najmlodszych, ani supermodernych. Lubie takie historie, w ogóle lubie historie, gdzie przeplataja sie pokolenia i ich madrosci. Szkoda, ze ja nie mialam takiej babci-astronomki...
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ryszard Sziler
- Posty: 168
- Rejestracja: 04 cze 2013, 9:00
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Dziękuję, przemyślę i powiem co myślę
Niestety nie dzisiaj, ani jutro, bo niestety nie mam na to czasu.




- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Z Księgi Wiatru - STÓŁ
Byłbym za usunięciem drugiego rzeczownika z podkreślonej zbitki. A jeszcze lepiej (biorąc pod uwagę kontekst) będzie usunąć sam moment, pozostawiając wyłącznie czas we właściwym przypadku.Ryszard Sziler pisze:w tym właśnie momencie czasu
To zdanie ma trochę zagmatwany szyk i nieciekawie brzmiące skojarzenie czasowników było - zmieniło.Ryszard Sziler pisze:Nic nie było w Jasiu aż tak niepowszedniego, by cokolwiek zmieniło się teraz w rytmie dni Tadeuszka, jednak ta śmierć zupełnie go oszołomiła.
Może, dla porównania, pokuszę się o inną jego konstrukcję.
W Jasiu nie było nic aż tak niepowszedniego, by jego śmierć mogła zmienić rytm życia Tadeuszka, jednak zupełnie go ona oszołomiła.
Rozumiem, że to słowa dziecka, mogą więc być mało logiczne, dlatego jedynie je zaznaczam.Ryszard Sziler pisze:nieskończenie i do końca
Moim zdaniem Po co!?, ale mogę się mylić, co do użycia wielkiej litery.Ryszard Sziler pisze:krzyknął: - po co!? To nie jest sprawiedliwe!
O tym już była łaskawa napisać Patka, więc wymieniam jedynie z kronikarskiego obowiązku.Ryszard Sziler pisze:- A niby czego? - spytała babka.- Oprócz siebie – dodała z westchnieniem – naprawdę nie ma się czego bać.
Podobnie jest ze zdaniem następującym bezpośrednio po tym.
Tu jest, dla odmiany, odwrotnie. To powinno zastać zapisane w dwóch wersach.Ryszard Sziler pisze:Tadeuszek milczał chwilę. - Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
Tadeuszek milczał chwilę.
- Staszek i Władek – powiedział naraz zdecydowanie.
Na końcu potrzebny chyba pytajnik?Ryszard Sziler pisze:- Aha – parsknęła babka. – Ale ty jesteś oczywiście dobry.
Tyle o mankamentach.
Oczywiście są ważne, a sam fakt, że historyjka jest interesująca, nie upoważnia Autora do zaniedbań warsztatowych.
Mnie również brakuje tu jakiegoś zakończenia. Może historyjka powinna być niedopowiedziana, zmuszać do myślenia czytelnika, ale zakończona być musi. Choćby trudnym pytaniem, jeśli już nie puentą.
Myślę, że wiesz, co chciałeś tym opowiadankiem przekazać i znajdziesz sposób, jak je, onego przekazu nie rujnując, zakończyć.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl